Gdziekolwiek by usiąść, zawsze ktoś nuci za plecami

"Umrzeć z tęsknoty" - reż. Waldemar Zawodziński - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Na krótko przed rozpoczęciem zapytałam pana biletera czy podoba mu się spektakl. Osoba na tym stanowisku zapewne widziała go już wielokrotnie, warto czasem zasięgnąć takiej opinii. Pan zapewnił mnie, iż spektakl jest warty obejrzenia, po czym przestrzegł, abym nie dała się zwieść scenografii. Postanowiłam bacznie się jej przyjrzeć. Sprawa wydała się jeszcze bardziej tajemnicza, kiedy kurtyna uniosła się.

„Umrzeć z tęsknoty" to opowieść o niezwykłej społeczności i jej zwykłych sprawach. O miłości szczęśliwej, tragicznej, matczynej, straconej. O codzienności złodzieja i ulicznej sprzedawczyni, o tęsknocie w getcie, o zwyczajach, o obrzędach. Poetyckie teksty i orientalne brzmienia rysują sceny z życia narodu żydowskiego. W wykonaniu aktorów Teatru im. Stefana Jaracza oraz zespołu muzycznego pod kierunkiem Teresy Stokowskiej-Gajdy usłyszeć można znane utwory: „Śpiewam życie" (Ajde jano), „Rebekę", „Grajmy panu", „Radujmy się" (Hava nagila), „To świt, to zmrok" (Sunrise, sunset), „Graj klezmerska kapelo", „Bubliczki" i wiele innych.

Scenografia zapowiadała się skromnie. Kilka krzeseł, stanowiska dla muzyków, za nimi kurtyna. Na scenie pojawili się odziani w piękne stroje aktorzy, kolejno wykonywali znane utwory. Po chwili za plecami muzyków odsłania się ekran. Ograniczony złotą ramą obraz, jak malowany żydowski salon. W nim kilkanaście osób, w tym kilkuletni chłopiec. Światło rozkładające się na twarzach postaci z obrazu podpowiadało, że scenografia jest żywa. Zwątpienie narastało, gdy mijały kolejne utwory, a zastygnięte postaci nie wychodziły z formy. Po dokładnym przestudiowaniu nieruchomych sylwetek, kusiło by wciąż im się przyglądać, przyłapać na ruchu. Miejsce na balkonie (i wada wzroku) nie pozwalały na dostrzeżenie mrugnięć czy oddechów. Kurtyna odsłoniła jeszcze dwie sceny rodzajowe, każda kolejna trudniejsza, wymagająca w najlepszym wypadku utrzymania rąk w górze. Czas mijał, aż w końcu wspomniany powyżej chłopiec rozwiał wszelkie wątpliwości. Jego ziewnięcie potwierdziło jednoznacznie, to byli prawdziwi, żywi, niebywale wytrzymali ludzie!

Światło słało proste komunikaty. Radosne treści otulało ciepłym jasnym strumieniem, im więcej tęsknoty i bólu, tym ciemniej, chłodniej. Kostiumy Katarzyny Zbłowskiej trafnie oddawały charakter postaci, piękna zakochana odziana była w długą czerwono-czarną suknię, a sprytny złodziejaszek w skromną koszulinę. Zręcznie zaprojektowane ciężkie, wytworne tkaniny w ciemnych barwach dopełniały nastrojową oprawę koncertu.

Sam koncert szybko staje się monotonny. Na wyróżnienie z pewnością zasługują utwory śpiewane przez cały zespół wspólnie. Gwóźdź programu stanowi nadzwyczajna interpretacja wiersza „Śmiercie" Bolesława Leśmiana w wykonaniu niesamowitego trio: Iwony Dróżdż-Rybińskiej, Huberta Jarczaka i Marka Nędzy. Trzy upiorne, wykrzywione sylwetki wykonują diabelskie tańce, a ich śpiew po chwili zamienia się w skowyt. Po tym utworze nasuwa się pytanie, dlaczego pozostałe potraktowano z mniejszą uwagą?

Rozczarowuje interpretacja „Rebeki". Zwyczajnością, utwór rozmywa się wśród pozostałych, a mógłby stanowić kolejny mocny akcent obok „Śmierci". W wykonaniu nie ma udręki po stracie urojonej miłości. Tekst ma w sobie cierpienia biednej dziewczyny, która utkała z wyobrażeń wizję lepszej przyszłości u boku nieznajomego. Sieć ta trzyma ją przy życiu, a gdy niefortunnie rozpada się nie pozostaje już nic. Słysząc drżący głos Ewy Demarczyk czujemy ciężar roztrzaskanych marzeń. Ale nie trzeba odwoływać się do klasyki, aby wskazać przejmującą interpretację. Maja Kleszcz na Gali 32 Przeglądu Piosenki Aktorskiej wykonała równie nasyconą kreację utworu w zupełnie nowej odsłonie.

Irytuje wykonanie „Abram, ja ci zagram", bowiem budzi skojarzenie z parodiowanym śpiewem postaci Disneya. Utwór w zamyśle komiczny, ale wykonany z przesadną nonszalancją.

Wystąpienia Emilii Kudry sprawiają, że wyczekuje się następnego. Wyśpiewane wyjątkowym, mocnym głosem „Ajde jano" czy „Bubliczki" oczarowują (zapominamy nawet o śledzeniu przypadkowych ruchów postaci z obrazu). Bardzo wiarygodne kreacje prezentuje również Marek Nędza. Wciela się bez reszty w postaci, których głosem przemawia. Radosław Osypiuk zachwyca znakomitą lekkością ruchu.

Widownia angażuje się chętnie, wtóruje brawami, na końcu nagradza twórców owacjami na stojąco, a na bisach śmiało podryguje (niezależnie od płci i wieku!). Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi oferuje wyjątkowy wieczór z niezwykłą muzyką na żywo, spędzony w zamożnym żydowskim salonie. „Umrzeć z tęsknoty" przenosi w magiczny, nastrojowy świat kultury żydowskiej.

Po wyjściu z teatru trzeba niestety zaakceptować konsekwencje – cały wieczór (oby tylko!) nuci się pod nosem.

Katarzyna Drab
Dziennik Teatralny Łódź
5 grudnia 2018

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...