Geniusz twórczy geniuszem zniszczenia

"Faustus" - aut. Thomas Mann - reż. Katarzyna Minkowska - Teatr Polski w Poznaniu

Czeska bajka o Otesánku opowiada o drewnianym dziecku, które w niepohamowanym głodzie pożera wszystko, co napotka, łącznie ze swoimi rodzicami. To skojarzenie nasuwa się podczas oglądania spektaklu "Faustus" w Teatrze Polskim w Poznaniu, inspirowanego powieścią Tomasza Manna o genialnym muzyku Adrianie Leverkühnie (w tej roli Michał Kaleta).

To trafna analogia, ponieważ sztuka Katarzyny Minkowskiej stanowi bezlitosną dekonstrukcję romantycznej koncepcji geniuszu. Nie mamy tu do czynienia z wizją jednostki, która prowadzi świat ku świetlanej przyszłości. Zamiast tego oglądamy portret aspołecznego i narcystycznego człowieka, którego muzyczne idee są niezrozumiałe, niepraktyczne i pozbawione emocji. Jako muzyk byłem zaintrygowany, czy mimo bezduszności koncepcji Leverkühna da się cokolwiek z nich zaadaptować do własnych kompozycji. Co jest jednak ważniejsze od pretensjonalnych utworów, których zagranie na koncercie trwa ledwie sekundę i składa się z pojedynczego dysharmonicznego uderzenia w klawisze, jest interpersonalna krytyka geniuszu.

Nasza kultura, ukształtowana przez romantyczny mit wybitnej jednostki, często wybacza ekscentryzm twórców w imię ich artystycznych osiągnięć. Faustus odmawia takiej tolerancji. Odsłania bez retuszu wpływ, jaki antyspołeczne i narcystyczne nastawienie geniusza wywiera na jego otoczenie. Leverkühn, całkowicie pochłonięty muzyką, ignoruje własne zdrowie (świadomie zaraża się syfilisem, wierząc, że choroba zwiększy jego artystyczne zdolności), rani przyjaciół i nie potrafi stworzyć żadnej zdrowej relacji romantycznej.

Minkowska w swojej inscenizacji polemizuje z wieloma powszechnymi schematami, często obecnymi we współczesnym polskim teatrze. Nie ma tu mowy o zbawczej sile sztuki — to właśnie muzyka niszczy życie Leverkühna. Nie ma pozytywnego wpływu na ludzkość — widzimy jedynie tragiczne losy jego przyjaciół. Nie ma też szerzenia dobra i piękna — miłość zostaje ukazana cynicznie, a kompozycje bohatera, oparte na numerologii i matematyce, są pozbawione ludzkich emocji i mają wyrażać jedynie abstrakcyjną prawdę.

Krytyka Leverkühna przenosi się na poziom metafikcyjny — spektakl dekonstruuje nie tylko fikcyjnego geniusza, ale także samą figurę twórcy, reprezentowaną tu przez Tomasza Manna. Minkowska stawia pytania o to, na ile geniusz jest wynikiem talentu, a na ile efektem systemowych uprzywilejowań i odpowiednich znajomości.

Spektakl ironicznie ukazuje samego Manna, który w komfortowej, bogatej i bezpiecznej Kalifornii pisze o cudzych tragediach, takich jak chociażby wojna w Niemczech. Postaci z dramatu stopniowo zaczynają sprzeciwiać się roli, jaką narzuca im autor. Serenus Zeitblom (Jakub Papuga), przyjaciel i biograf Leverkühna, cierpi na swoisty syndrom sztokholmski — mimo że dusi się w tej roli, pozostaje mu wierny. Z Kornelia Trawkowska, grająca kilka ról, wyraża wyraźny sprzeciw wobec dyskryminujących i uwłaczających sugestii dotyczących jej gry — takich jak granie starego drzewa, uśmiechanie się jak „pies, któremu przyniesiono żarcie." Metafora wybitnie nietrafiona w odniesieniu do jakiegokolwiek człowieka, a w kontekście zahacza o zarówno klasizm, jak i seksizm. Ostatecznie odmawia podporządkowania się wymaganiom scenariusza. Bunt Trawkowskiej kulminuje w momencie, gdy ma wcielić się w kolejną nieistotną postać.

Motywów w Faustusie nie brakuje, co rodzi czasami też pewne problemy. Czas trwania spektaklu wydaje się niewystarczający, by wszystkie zgłębić dokładnie. Niektóre wątki pozostają niedokończone — na przykład życie uczuciowe Leverkühna pojawia się nagle i równie szybko znika. Z kolei inspiracja „Małą Syrenką" Andersena, choć przedstawiona subtelnie i ciekawie, mogłaby być bardziej wyrazista. Syrenka (Alona Szostak) staje się symbolicznym uosobieniem przesłania sztuki — w poszukiwaniu „nieśmiertelnej duszy" (analogii do artystycznego dziedzictwa) traci wszystko i staje się kolejnym pionkiem w okrutnej grze narzuconej przez geniusza-autora. Jej niemożność protestu ciekawie kontrastuje ze sprzeciwem Trawkowskiej.

Jako że sztuka dotyczy muzyka, warstwa dźwiękowa jest niezwykle istotna — i na szczęście nie zawodzi. Orkiestra Antraktowa Teatru Polskiego w Poznaniu tworzy spójną, sugestywną oprawę, która pomaga zrozumieć teoretyczne wywody Leverkühna. Choć jego teorie, łączące numerologię, matematykę i filozofię, są trudne w odbiorze, dzięki współpracy wokalistów, smyczków i fortepianu, stają się przystępne i artystycznie satysfakcjonujące. Streszczenie tych teorii byłoby bardziej odpowiednie do pracy naukowej, niż do recenzji teatralnej, więc nie zdecyduję się na to, ale ekipie Teatru Polskiego należy się tutaj dużo uznania, że byli w stanie tak zręcznie przedstawić w praktyczny sposób koncepcje Leverkühna.

Nie znając oryginalnej powieści Manna, nie mogę wypowiedzieć się o jej wierności wobec adaptacji. Jestem jednak pewien, że Faustus to fascynujący dialog o relacji między geniuszem a codziennym życiem — zarówno w wymiarze osobistym, gdzie wybitność krzywdzi najbliższych, jak i społecznym, gdzie mit geniuszu prowadzi do marginalizacji mniej docenianych grup. Problematyka spektaklu jest niezwykle ciekawa. Mimo że niektóre wątki mogłyby być bardziej rozwinięte,

Faustus pozostaje wartościowym dziełem, które polecam każdemu zainteresowanemu tematyką twórczości i jej wpływu na ludzi.

Michał Rudol
Dziennik Teatralny Wielkopolska
26 maja 2025

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia