Gigi powraca

"Amoroso" - reż. Artur Barciś - Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp

„Wszyscy nazywali go Gigi Miłość. Wszystkie kobiety się w nim zakochiwały. Żona piekarza, która zamykała sklep w każdy wtorek, żona notariusza, która była święta i nigdy wcześniej nie zdradziła męża i żona pułkownika, która przestała nosić żałobę, gdyż ten nie lubił czarnego koloru. Wszystkie, mówię wam, nawet ja, ale Gigi za bardzo kochał swą wolność" – to fragment wielkiego przeboju lat 70., opowiadającego o losach Gigiego l'Amoroso. Historia uwodzicielskiego młodzieńca z piosenki legendarnej włoskiej pieśniarki, Dalidy, posłużyła za kanwę musicalu „Amoroso" – kolejnego projektu Artura Barcisia przygotowanego we współpracy z aktorami gorzowskiego teatru im. Juliusza Osterwy.

„Amoroso" to pełne ekspresji muzyczne widowisko, w którym wszystkie dialogi i monologi zawierają się w tekstach piosenek. Aktorzy przemawiają do widzów słowami szlagierów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, takich jak: „Che Sera", „Mambo Italiano", „Caruso", „Volare, cantare", „Proszę cię, Teresa", „Quando, quando", „Miłość w Portofino" czy tytułowy „Gigi l'Amoroso", budząc w ich pamięci sentymentalne obrazy z czasów pierwszych miłości i zauroczeń. Spektakl jest zarazem podróżą w czasie (podkreśloną przez kostiumy bohaterów – skrojone według najmodniejszych w tamtym czasie fasonów czerwone sukienki i opaski w kropki, kapelusze, muchy, spodnie z kantem czy miękkie rękawiczki), jak i w przestrzeni. Malownicza scenografia Tatiany Kwiatkowskiej już od wejścia zabiera widzów w podróż po rozgrzanej słońcem Italii – z przekształconych w tradycyjne włoskie balkony lóż zwieszają się girlandy kwitnącego kwiecia, w doniczkach rosną cytrusowe drzewka, na rozciągniętych tu i ówdzie sznurach suszą się ubrania ułożone w barwy włoskiej flagi, a zza balustrady jednego z balkonów uśmiechy widzom posyłają muzykanci w słomkowych kapeluszach, przygrywający w rytm tętniących życiem brukowanych uliczek i kawiarni ze stolikami do espresso (pośród dźwięków instrumentów rozróżnić można m.in. brzmienie mandoliny i fortepianu). Na umieszczonym w tle sceny ekranie wyświetlane są natomiast stare zdjęcia z włoskich miasteczek i kanałów Wenecji. Widzom łatwo udziela się więc atmosfera rozśpiewanych Włoch, w którą w miarę spektaklu zagłębiają się coraz bardziej, przenosząc się z wąskich uliczek wprost na festiwal w San Remo.

Spektakl rozpoczyna się nietypowo – pożegnaniem i odjazdem tytułowej postaci – Gigiego (w tej roli fenomenalny, rozśpiewany i roztańczony Kamil Mróz – zwycięzca castingu). Ów umiłowany przez wszystkie kobiety amant wyjeżdża do Nowego Jorku, by budować tam swą wymarzoną szczęśliwą przyszłość. Od tego momentu nic nie jest już takie jak wcześniej. Miasteczko pogrąża się w smutku i szarości, a nieszczęśliwych kobiet (w które wcielają się kolejno: Marta Karmowska, Anna Łaniewska, Edyta Milczarek i Joanna Rossa) nie mogą pocieszyć nawet najprzystojniejsi, najbardziej szarmanccy mężczyźni. Tu rozpoczyna się przezabawna sekwencja męskich zalotów i starań o serca porzuconych kobiet. Trzej zalotnicy (w tych rolach rewelacyjni: Jan Mierzyński, Bartosz Bandura i Artur Nełkowski) dwoją się i troją, by przypodobać się swoim wybrankom. Przebrani za kobiety wykonują komiczną wersję kankana, podczas którego spod sukien i falban wystawiają owłosione nogi w długich bokserkach, ubrani w garnitury i meloniki pozują na niebezpiecznych „gburów", którym niestraszne żadne porachunki, w marynarkach prawdziwych włoskich amantów śpiewają ukochanym romantyczne ballady, w końcu gotowi są nawet wystąpić w San Remo. Na uwagę zasługuje szczególnie scena, w której trzej bohaterowie walczą o serce tej samej wybranki, a każdy z nich śpiewa jej swą własną piosenkę. Przekrzykują się i wciskają sobie nawzajem w ramiona stos podróżnych walizek, starając się stanąć jak najbliżej ukochanej i utrudniając to pozostałym rywalom. Pomysłowa choreografia Agnieszki Błaszkowskiej oraz duże umiejętności aktorów, potrafiących wspaniale zorganizować swój sceniczny ruch, sprawiły, że z widowni raz po raz dobiegały brawa oraz salwy śmiechu.

Ciekawą postacią jest w „Amoroso" Tajemniczy Mężczyzna (Michał Anioł), który pełni rolę duchowego opiekuna porzuconych kobiet; jest on kimś w rodzaju anioła stróża i mentora, przypominającego im o gorzkich prawdach rządzących światem. Śpiewane przez niego piosenki są bardziej nastrojowe i refleksyjne od pozostałych, a w trakcie ich wykonywania na ekranie wyświetlają się (jak w kalejdoskopie) zdjęcia z całego świata, zapraszając widzów do błyskawicznej podróży przez wszystkie szerokości i długości geograficzne i przypominając im o tym, jak niewielką rolę wobec ogromu i bogactwa natury odgrywa jednostka.

Spektakl kończy się powrotem Gigiego, któremu – ku zaskoczeniu mieszkańców rodzinnego miasteczka – nie udało się zrobić w Ameryce tej wielkiej, oszałamiającej kariery. Początkowo smutny, bohater szybko jednak odnajduje się w bliskim mu otoczeniu, pośród kobiet, które na nowo powierzają mu swoje serca. Dzięki temu spektakl jest nie tylko historią utraconych miłosnych złudzeń i pierwszych oszukańczych porywów serc, ale stanowi także bardzo aktualną (zwłaszcza dla polskiego odbiorcy) opowieść o młodych emigrantach, którym nie zawsze udaje się zrealizować swój wielki American dream. W tej opowieści pocieszające jest jednak jej zakończenie przypominające, że każdy z nas ma gdzieś na świecie swoje miejsce, ten jedyny prawdziwy dom, do jakiego zawsze może powrócić.

Tuż po premierze spektaklu pojawiły się krytyczne głosy, zarzucające Barcisiowi, że wobec niedostatków wokalnych gorzowskich aktorów, pomysł wystawienia musicalu w Teatrze Osterwy był wyzwaniem z góry skazanym na klęskę. Myślę jednak, że są to opinie zbyt radykalne i krzywdzące zespół teatralny, który odważnie podejmuje się realizacji bardzo różnorodnych projektów (poczynając od spektaklu „Wesołe Kumoszki z Windsoru" granym zgodnie z klasycznymi szekspirowskimi wyznacznikami, poprzez nowoczesną i świeżą wersję sztuki „Życie jest snem" Calderona de la Barci, a na akrobatycznych wręcz popisach Bandury w spektaklu „Nieobecni" kończąc), podczas gdy ogromna większość teatrów w Polsce wystawia sztuki należące do wąskiego kręgu ich zainteresowań (dla przykładu – w Szczecinie sztuki współczesne realizuje Teatr Współczesny, a klasycznymi zajmuje się Teatr Polski, warszawskie Studio Buffo przygotowuje zaś wyłącznie widowiska muzyczne, do których zatrudnia profesjonalnych tancerzy i piosenkarzy). Nawet jeżeli odbiorcy „Amoroso" zauważają pewne braki w wykonaniach dobrze sobie znanych szlagierów, aktorzy rekompensują je swą żywiołową grą i zaangażowaniem.

 

Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
15 stycznia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...