Gliwiczanin Wojciech Pszoniak

"Aktor" - Wojciech Pszoniak w rozmowie z Michałem Komarem

Zapewniam, że książka Aktor. Wojciech Pszoniak w rozmowie z Michałem Komarem jest świetna! W powodzi podobnych artystycznych spowiedzi, dialog Pszoniak-Komar zaleca się fascynującą, poważną i inspirującą do myślenia dyskusją.

Zapewniam, że książka Aktor. Wojciech Pszoniak w rozmowie z Michałem Komarem jest świetna! W powodzi podobnych artystycznych spowiedzi, dialog Pszoniak-Komar zaleca się fascynującą, poważną i inspirującą do myślenia dyskusją. 

O tym, czym jest aktorstwo, jak daleko można w nim czerpać z prywatności, gdzie biegnie granica pomiędzy przeżyciem własnym aktora a przeżyciem odgrywanym, a także o psychicznej cenie, płaconej za przechodzenie z jednej osobowości w drugą.

Nie oznacza to bynajmniej, że nie ma tu anegdot czy opowieści prywatnej natury. Są - i to zaskakujące, bo Pszoniak jest gawędziarzem pierwszorzędnym, a Komar wie, jak go podejść. Mnie w tej książce najbardziej ujęły wspomnienia z czasów, gdy artysta mieszkał na Śląsku i tu rozpoczął długotrwały romans z teatrem. Bo jednak najpierw była scena, na którą Pszoniak trafił dzięki... uważnej lekturze gazet! Pisze: Przeczytałem w Nowinach Gliwickich, że harcerski Teatr Wesołych Wagantów szuka wykonawców. Ustawiłem się w kolejce. Kazali mi zagrać scenę....

Zagrał, rozbawił komisję i wszedł w świat kulis na kilkadziesiąt lat. Najpierw w teatrze amatorskim, potem na półprofesjonalnych scenach studenckich, działających głównie przy Politechnice Śląskiej, wreszcie po ukończeniu krakowskiej PWST - na scenach i ekranach Europy.

Wojciech Pszoniak urodził się we Lwowie w 1942 roku. Gdy miał cztery lata, jego rodzina po półtoramiesięcznej podróży dotarła do Gliwic. Aktor wspomina, że rodzice i ich trzej synowie, wykluczeni decyzją polityczną z ukochanego miasta, próbowali odnaleźć jego atmosferę w Gliwicach, Bytomiu czy Katowicach. Jak zresztą wielu innych lwowiaków, do dziś trzymających się razem w rozmaitych stowarzyszeniach.

Status społeczny i finansowy solidnej mieszczańskiej rodziny Pszoniaków uległ po wojnie gwałtownemu pogorszeniu. Ale rodzice uczyli synów dobrych manier i nigdy nie żałowali pieniędzy na kulturę. Pierwszym zakupem jaki, mimo biedy, zrobili w Gliwicach, było radio, w którym słuchali ulubionych transmisji z mediolańskiej La Scali.

Pszoniak wspomina: Matka prowadziła mnie na premiery do operetki śląskiej, na gościnne występy opery bytomskiej, spektakle teatralne i koncerty symfoniczne, ubranego obowiązkowo w krótkie spodnie i podkolanów- ki. Uważała, że tak powinien wyglądać chłopiec z dobrego domu. 

I zaraz dodaje, że mama przesadziła, bo on przez całe dzieciństwo marzył o spodniach z długimi nogawkami!

Uczył się gry na skrzypcach i klarnecie, a w bytomskiej szkole muzycznej na oboju. 

W wieku trzynastu lat został nawet muzykiem (zaczynał od werbla) w gliwickiej jednostce wojskowej.

Ale pewnego dnia postanowił zostać aktorem. I został, na życie zarabiając myciem okien, pracą w rzeźni i strzyżeniem psów, a jak kasy nie starczało, to przymierając głodem. A jednak wspomnienia gliwickich czasów, przyjaźni z Tadeuszem Różewiczem, Adamem Zagajewskim, Andrzejem Barańskim, Janem Klemensem, pierwszych aktorskich zachłyśnięć i porażek są w jego książce pisane z największym sentymentem.

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
8 stycznia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia