Globisz to polski Woody Allen

rozmowa z Petrem Zelenką

Lubię mix gatunków i mediów, dlatego bardzo mnie zainteresowało zrobienie telewizji w teatrze. To wyzwanie odtworzyć studio TV na scenie. Rozmowa z Petrem Zelenką*

Próba w Starym Teatrze, od lewej: Krzysztof Globisz, Bogdan Brzyski i Petr Zelenka

Małgorzata I. Niemczyńska: Kiedy szłam się z Panem spotkać, minął mnie na ulicy Krzysztof Globisz z ręką na temblaku. To Pan mu ją złamał? 

Petr Zelenka: Nie, to stało się przypadkiem, nawet nie w Starym Teatrze. Choć stało się to w drugi albo trzeci dzień naszej pracy. Bałem się więc trochę, że rzeczywiście ja to spowodowałem, ale chyba jednak nie.

Pan za to zrobił z niego pedofila. 

- Nie za to!

Ależ chodziło mi o to, że wprawdzie nie złamał mu Pan ręki, ale za to zrobił z niego pedofila! 

- A tak. To zrobiłem. Przedstawienie, nad którym wspólnie pracujemy w Krakowie, to historia zbrodni i kary, ale bez kary. Globisz gra faceta, który gwałci małego chłopca, syna sąsiadów. Nie chce się do tego przyznać, idąc na policję, mówiąc o tym sąsiadowi czy własnej żonie. Postanawia opowiedzieć o tym publicznie w telewizyjnym programie. Ma to być forma samobójstwa. Bohater myśli, że program jest na żywo i następnego dnia będzie po prostu wykończony. Ale staje się inaczej, bo program nie jest na żywo. Program nigdy nie zostaje wyemitowany i on nawet na tym korzysta, bo idzie z zażaleniem do sądu, a potem dostaje ofertę pracy w nowym programie. To jest taki paradoks życia. Człowiek robi coś okropnego, wszystkim o tym powie, ale jakoś nikogo to nie interesuje.

Dlaczego akurat telewizyjne show? Ogląda Pan takie programy? 

- Lubię mix gatunków i mediów, dlatego bardzo mnie zainteresowało zrobienie telewizji w teatrze. To wyzwanie odtworzyć studio TV na scenie. "Oczyszczenie" nie jest krytyką telewizji ani mediów w ogóle. Chciałem po prostu pokazać, że są różne światy i za wszystkim stoją konkretni ludzie, nic nie jest anonimowe. Program nie zostaje wyemitowany nie dlatego, że miałby małą oglądalność, ale dlatego, że szef programu rozwodzi się z żoną.

Jest Pan po pierwszej serii prób w Krakowie. Dużo zmieniły w Pana wizji przedstawienia? 

- Zwykle zmieniam tekst podczas prób. Tak stało się i tym razem, choć nie zmieniłem bardzo dużo, chyba jakieś 20 proc. Teraz moja sztuka jest większa niż była, kiedy przyjechałem do Krakowa. Mam nadzieję, że jeszcze coś uda mi się zmienić. Wiemy, że niektóre kawałki tej sztuki dobrze nie funkcjonują. Nie wiemy dokładnie, dlaczego tak jest. A nawet jeśli przypuszczamy, to nie wiemy jeszcze, jak na to zaradzić.

My, czyli kto? 

- Czyli ja razem z aktorami. Oni na szczęście zwykli tak właśnie pracować. Są bardzo otwarci, biorą udział w powstawaniu sztuki. Gdy ćwiczą, zastanawiają się na przykład nad językiem swojej postaci. To bardzo dobrze, bo w Czechach dla aktorów zawsze jest niespodzianką, że coś się zmieniło od pierwszego czytania. Pytają: jak to możliwe? Są zaskoczeni, choć nie uczą się przecież wszystkiego.

Widzi Pan jeszcze jakieś różnice między pracą tu a pracą tam? 

- Nie mogę mówić generalnie, bo Kraków to wyjątkowe miasto, a Stary Teatr to wyjątkowy teatr. Wcześniejsze polskie doświadczenia miałem tylko z dwóch innych miast, a one z kolei były też kompletnie inne od Teatru Narodowego w Pradze. Nie mogę więc za bardzo porównywać. Mam jednak wrażenie, że tutaj aktorzy, z którymi pracuję, są bardzo skromni i zorganizowani. Mają bardzo duże doświadczenie, a przy tym potrafią być jeszcze skromni. To idealna kombinacja.

O tym przekonał się Pan już podczas pracy z nimi. Wcześniej jednak coś musiało przesądzić, że wybrał Pan właśnie ich. Co? 

- Tak, wcześniej wiedziałem tylko, że są bardzo dobrymi aktorami. O moim wyborze zadecydowały też względy praktyczne. Mogłem wybierać tylko z zespołu Starego Teatru, a poza tym musiałem liczyć się z tym, że aktorzy biorą udział i w innych przedstawieniach. Moja sztuka będzie grana na scenie kameralnej, a są też przecież inne sceny. Wszystko więc trzeba było ustawić tak, żeby ze sobą współgrało. Przed wyborem oglądałem aktorów w innych spektaklach. W tym celu przyjeżdżałem do Krakowa kilka razy. Z tutejszych przedstawień najbardziej spodobała mi się "Niewina". Wybrałem więc też kilku aktorów z tej sztuki.

To prawda, że główną rolę napisał Pan specjalnie dla Globisza? 

- Faktycznie tak było. Miałem różne pomysły na sztukę, bo ze strony teatru dostałem absolutnie wolną rękę. Pomyślałem, że trochę brakuje tutaj humoru. Choć chciałem najpierw zrobić rzecz poważną, w końcu jednak zdecydowałem, że lepiej śmieszną. Krzysztof Globisz to dokładnie taki aktor, który może być bardzo poważny albo bardzo śmieszny - w dobrym sensie tego słowa. Jest po prostu polskim Woodym Allenem. Troszkę inaczej wygląda, ale właśnie taki jest. Wiem, że tylko ja go tak widzę. On może robić cokolwiek i będzie to śmieszne. Jest takim szczerym, miłym człowiekiem. Może robić okropne, straszne rzeczy i wszyscy mu wybaczą.

W Polsce wciąż jest Pan postrzegany nie jako człowiek teatru, lecz przede wszystkim filmowiec. Kim Pan się bardziej czuje? 

- I tym, i tym. Ale ostatnio lepsze oferty są z teatru, zarówno w Polsce, jak i w Czechach. Najpierw jednak byłem filmowcem. Po raz pierwszy zrobiłem coś dla teatru dopiero w 2001 roku. Jeden z aktorów, który grał w "Samotnych", załatwił, żeby dyrektor pewnego małego teatru w Pradze zaproponował mi jakąś pracę. Wszystko więc stało się dzięki niemu, bo wcześniej w ogóle o teatrze nie myślałem. To zaproszenie było bardzo piękne. Usłyszałem: "Niech pan zrobi dla nas cokolwiek". Teraz też tak było w Starym Teatrze. To miło.

Bo Kraków jest wyjątkowy - sam Pan tak powiedział. Właśnie. Dlaczego? 

- Po raz pierwszy byłem tu, gdy miałem 16 lat. To był rok 1983, a więc jeszcze stan wojenny. Z przyjacielem mojego ojca spędziliśmy tu trzy dni. Szczerze mówiąc, nic z tego wyjazdu nie pamiętam. Potem przyjechałem tu dopiero po przeszło 20 latach, aby spotkać się z dyrektorem Starego Teatru. Nie wiem, dlaczego Kraków jest taki wyjątkowy. Poza nim w Polsce widziałem tylko Warszawę, Wrocław i Gdańsk. Kraków chyba wyróżnia się ze względów historycznych, ma bardzo dobry nastrój. Być może dlatego, że był częścią Austro-Węgier. Po prostu dobrze się tu czuję, trochę jak w naszej Pradze. Czuję się tu europejsko. I jest tu też dużo studentów, a to zawsze dobrze dla miasta.

* Petr Zelenka - ma 40 lat, a na swoim reżyserskim koncie "Guzikowców" (1997), "Rok Diabła" (2002) i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" (2005) na podstawie własnej sztuki teatralnej, za które to filmy został wyróżniony m.in. Kryształową Kulą na Festiwalu w Karlowych Varach i Złotym Zimorodkiem Finále. Współtworzył też scenariusz "Samotnych" (2000, reż. David Ondrick) - zwycięzcy plebiscytu publiczności 16. Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Obecnie pracuje nad spektaklem na podstawie swojej sztuki "Oczyszczenie", którą napisał specjalnie dla Narodowego Starego Teatru w Krakowie. W przedstawieniu obok Krzysztofa Globisza zobaczymy też m.in. Jana Peszka i Urszulę Kiebzak. Premierę zaplanowano na koniec października.

Małgorzata I. Niemczyńska
Gazeta Wyboprcza Kraków
9 czerwca 2007
Portrety
Petr Zelenka

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia