Globisz żongluje sobą
"Jekyll/Hyde" - reż: Jakub Porcari - Teatr Polonia w WarszawieNa pustej scenie leży mężczyzna. Bełkocze coś pod nosem, walcząc równie mocno z własną niemocą, co z rzeczywistością. To doktor Jekyll budzi się nad ranem po eskapadzie, która nie mogła się dobrze skończyć. To pan Hyde, który minionej - jakże udanej - nocy odkrył przed Jekyll'em kolejny aspekt jego mrocznej duszy. To początek, to koniec tej niezwykłej opowieści o człowieku, gdzie zło przeplata się nie tylko z dobrem, ale i ze zwykłą ciekawością oraz naiwnością, sen z jawą, dusza z rozumem, nauka z tym, co niemożliwe do zmierzenia.
"Jekyll/Hyde" - tekst napisany specjalnie dla Krzysztofa Globisza, a inspirowany powieścią Roberta Louisa Stevensona, to dzieło ciekawe, choć nie w pełni doskonałe. Nie można jednak odebrać mu jednego - jego główną zaletą jest to, że w rękach, ustach i gestach aktora jest wyjątkowym materiałem, z którego Globisz co rusz lepi jakże wymowne sceny. Artysta Starego Teatru w Krakowie gra fenomenalnie - pokazuje na scenie całe spektrum swoich możliwości. Jeśli nawet czasem odnieść można wrażenie, że zbyt późno przechodzi z jednej postaci w drugą, dodaje to tylko interpretacji kolejnego znaczenia - granice między osobowościami, które tu przedstawia, są niezwykle płynne. Jego bohaterowie pozostają tajemnicą nie tylko dla świata, ale i dla niego samego.
Reżyser Jakub Porcari znalazł porozumienie z Globiszem - mistrzem. Jest pot, jest zmęczenie, jest cielesność. Nabiera się apetytu na jeszcze większy kontrast pomiędzy wysublimowanymi projekcjami a tym, co na scenie, na otwarcie publiczności, która sprawiłaby, że kwestie kierowane do niej nie pozostałyby jedynie dobrze wyreżyserowanymi elementami. Przy tym wszystkim ciekawa, bądź co bądź metaforyczna, scena morderstwa wydaje się tu zbyt zachowawcza. Bohater najpierw uważnie rozkłada na scenie folię, następnie biały materiał, w który zawinie dokładnie kawałki arbuza. Pasja jest już dalej, gdy bohater sieka owoce, dobijając tym samym swoją ofiarę.
Spektakl Teatru Polonia to jednak doskonały przykład najwyższej klasy monodramu, który przez cały czas trwania trzyma publiczność w napięciu, a aktorowi pozwala rozwijać się i z każdą minutą stawać się panem sceny. Więcej jeszcze, pozwala bawić się twórcom najważniejszym w tej sztuce aspektem - słowem. "Jekyll/Hyde" to niezwykła mieszanka tradycyjnego spektaklu (z dobrą muzyką Sławomira Kupczaka), one-man show i filmowego pokazu (doskonałe, finezyjne czarno-białe prezentacje wprowadzające to w wideohorror, to w pełen wysmakowanych kadrów dokument - brawa dla Michała Poniedzielskiego i Remigiusza Wojaczka). Wszystkie te elementy przenikają się niczym osobowości, o których opowiada sztuka, układając się - jak ona - w spójny, choć skomplikowany twór.