Głosy i bezgłosia teatrów wielkich

"Aida" - reż. Waldemar Zawodziński - Teatr Wielki w Łodzi

Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w wysokich męskich głosach bohaterskich, bo wśród polskich śpiewaków nie ma nikogo, kto byłby w stanie udźwignąć czołową lub tytułową partię w wielkich operach typu "Tosca", "Aida", "Cyganeria" czy "Turandot" - ranking polskich śpiewaków operowych sporządził Bronisław Tumiłowicz z Przeglądu

Zakończenie sezonu operowego 2005/2006 połączone ze zmianą (oby na krótko) nazwy państwa z III na IV RP skłania do refleksji i podsumowań. Poprzednie rankingi operowych głosów, które przedstawiałem w "Przeglądzie Tygodniowym" w 1996 r. i "Przeglądzie" w 2001 r., były rejestracją stanu transformacji i sporych nadziei, jakie niosła ze sobą opera. Dziś na przedprożu nowej rzeczywistości wszystko się poprzewracało. Z jednej strony, przybyło nam ciekawych spektakli, z drugiej coraz mniej jest dziś dobrych wykonawców do czołowych ról na scenie. Najwyraźniej dokonuje się zmiana pokoleniowa, szeroką ławą na scenę wkraczają młodzi artyści, którzy zbliżają się lub oddalają od trzydziestki. Czy ich kariery nie będą jednak równie krótkie jak historia IV RP - trudno przewidzieć.

Skrzek tenora

Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w wysokich męskich głosach bohaterskich, bo wśród polskich śpiewaków nie ma nikogo, kto byłby w stanie udźwignąć czołową lub tytułową partię w wielkich operach typu "Tosca", "Aida", "Cyganeria" czy "Turandot". Jedyna rada dla młodych wykonawców to zaczynać dzień od czyszczenia butów Bogdanowi Paprockiemu, który był i jest jedynym tenorem stulecia, a właściwie tysiąclecia, gdyż nawet rok 2001 nie wygonił go ze sceny, choć tak się stało z wielu jego młodszymi kolegami. O ilu wspaniałych talentach mówiliśmy w latach ubiegłych? Byli Marek Torzewski, Grzegorz Caban, Józef Homik, ale oni mignęli jak komety i nie zaglądają już do Polski. Na miejscu pozostali "starcy" i "dzieci", na premiery zaś zapraszani są najczęściej młodzi Rosjanie i Ukraińcy, jak to zrobiono z "La Boheme" w Operze Narodowej w reżyserii Mariusza Trelińskiego.

Jedynie do ról w operach Mozarta, które nie wymagają silnych głosów, kwalifikują się młodzi Polacy. Wymienimy tutaj ich nazwiska, bo to oni stanowili obsadę tenorową w inscenizacjach "Czarodziejskiego fletu" czy "Cosi fan tutte" w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie: Rafał Bartmiński, Dariusz Piętrzykowski, Konrad Włodarczyk, Michał Marzec, Tomasz Krzysica. Czy ich głosy rozwiną się, spotężnieją - wypada wątpić. Poziom szkolnictwa muzycznego skutecznie to wyklucza, bo tam do stanowisk profesorskich dorwały się największe bezgłosia poprzednich epok, z PRL włącznie. Bogdan Paprocki miał szczęście, że nie trafił na takich mistrzów, bo inaczej już dawno byśmy o nim nie pamiętali.

Stan polskich tenorów najlepiej ilustruje anegdota. W Teatrze Wielkim w Łodzi każdy nowy dyrektor jako jedną z pierwszych decyzji wymienia zwykle "zrobienie porządku z tenorami", czyli zwolnienie Ireneusza Jakubowskiego, który od wielu lat śpiewa i robi to źle. Zycie jednak szybko koryguje takie postanowienia. Ireneusz Jakubowski uratował już kilkaset przedstawień na łódzkiej scenie, bo choć głos mu czasem więdnie, to jednak jest to śpiewak zawsze dysponowany (czytaj: trzeźwy) i przygotowany muzycznie do każdej roli. I dlatego przyszłość Ireneusza Jakubowskiego jest niezagrożona. Ostatnio wystąpił jako Radames w łódzkiej premierze "Aidy", i nawet wysokie "c" mu wyszło. Był lepszy niż światowa megagwiazda, Roberto Alagna, który śpiewając Aide w Londynie, puścił transmitowanego na cały świat koguta. Brawo!

Panie z Wrocławia

W rankingu z 2001 r. na pierwszym miejscu w kategorii lekkich sopranów znalazła się młodziutka Aleksandra Kurzak [na zdjęciu] pochodząca z Wrocławia.To miejsce powinna zajmować także dziś, bo jest jedyną gwiazdą opery, przed którą otwarły się najważniejsze opery świata, nowojorska Metropolitan i mediolańska La Scala. Aleksandra na stałe śpiewa za granicą, ale od czasu do czasu pojawia się w Polsce - ostatnio wystąpiła w estradowym wykonaniu (bez kostiumów i dekoracji) opery Beethovena "Fidelio" w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Występowała w międzynarodowej obsadzie i była najlepsza. Efekt popsuł trochę dyrygent Antoni Wit, który starał się wraz z orkiestrą zagłuszyć jej krystaliczny głos koloraturowy, ale do końca mu się to nie udało.

Trzeba powiedzieć, że na tle krajowej wokalistyki Wrocław urasta do rangi stolicy polskiej opery IV RP Tutaj jest najlepsza uczelnia muzyczna, tutaj też ostatnimi czasy pokazano najbardziej udane spektakle, zarówno w wyremontowanym gmachu opery ("Cosi fan tutte"), jak i w Hali Ludowej ("Zmierzch bogów"). Może więc się zdarzyć, że koleżanki Aleksandry Kurzak -Aleksandra Buczek, Wioletta Chodowicz i Ewa Vesin szybko pójdą w jej ślady. Na razie te znakomite młode śpiewaczki dzielą swój czas pomiędzy Wrocław i inne miasta. Wioletta Chodowicz pokazała już swoją klasę w "Halce" Moniuszki i w "Wozzecku" Berga w Operze Narodowej w Warszawie.

Do miłych pań z Wrocławia trzeba dopisać jeszcze cztery nazwiska. Edyta Piasecka z Krakowa zachwyciła publiczność rolą Violetty w "Traviacie". - Młoda, piękna i utalentowana, obdarzona też wspaniałym głosem - takie recenzje czytaliśmy po jej debiucie. Podobne przymioty można też przypisać Marcie Wyłomańskiej, której największym sukcesem była tytułowa rola w "Jenufie" Janaczka na deskach Warszawskiej Opery Kameralnej. Warto też wspomnieć o młodych i pięknych mezzosopranach, Monice Lendzion (śpiewa wszędzie, w Krakowie, Łodzi, Warszawie - fenomenalna w "Cosi fan tutte") i Annie Radziejewskiej, która ma mniej temperamentu scenicznego, ale za to ładniejszy głos.

Głosy prawdziwych mężczyzn

Głosy te dzielą się na dwie grupy. Wyżej o jeden ton pod względem skali wspinają się barytony, niżej o kilka tonów spadają basy, ale wszyscy oni jak jeden mąż mogliby w ramach rozgrzewki czyścić buty bas-barytonowi Bernardowi Ładyszowi, który mieszka w podwarszawskich Otrębusach, ale pamięta jeszcze, jak śpiewał z Marią Callas, primadonną stulecia. Ładysz będący w podobnym wieku co Paprocki mógłby pewnie śpiewać do dziś, gdyby nie błędy, jakich prawdziwy mężczyzna się nie ustrzeże, o czym zresztą artysta chętnie opowiada. Czy młodzi śpiewający nie popełniają tych błędów? Oni mają przede wszystkim o wiele lepsze szanse na karierę, których Ładyszowi zabrakło. Mariusz Kwiecień czy Mikołaj Zalasiński od lat pokazują swe możliwości za granicą. Kwiecień zabrnął nawet do Metropolitan w Nowym Jorku i do La Scali, Zalasiński lubi Wiedeń i Portugalię. Na szczęście nie zapominają o Polsce. Na co dzień główne partie barytonowe kreują osoby miejscowe: Artur Ruciński, Adam Szerszeń, Mariusz Godlewski, Robert Gierlach, Jacek Jaskuła. Największego wyczynu dokonał Artur Ruciński, który pokazał, że potrafi śpiewać, nawet gdy robi pompki ("Czarodziejski flet" w Warszawie). Pewna zafascynowana nim pani (ach te kędzierzawe włosy!) powiedziała, że Ruciński robił pompki na jednej ręce. Ten sam efekt fascynacji, już bez pompek, ale tylko błyskiem w oku, osiąga wśród płci pięknej Robert Gierlach. Niewykluczone, że potrafi to również posiadający doskonałe warunki zewnętrzne Jacek Jaskuła z Wrocławia, który też był świetny w "Czarodziejskim flecie" Mozarta. Stawkę dobrych barytonów polskich zamyka Jarosław Brek, który nadaje się głównie do roli misia w filmie "Miś II", tzn. ma ładny głos, ale zero temperamentu.

Pora na wagę ciężką - niskie basy. Dla nich Mozart przewidział rolę Zarastra w "Czarodziejskim flecie", gdzie śpiewak musi umieć zejść nawet do dolnego "d". Jeśli to mu nie wyjdzie - kompromitacja. Dla basów trudne role wymyślali też inni kompozytorzy, choćby Ryszard Wagner, któremu potrafił wspaniale sprostać Paweł Izdebski (Wrocław - "Zmierzch bogów"), śpiewak wykształcony w Anglii, ale wracający do kraju urodzenia. Pojawił się również w Warszawie podczas owianego skandalem obyczajowym (afera majtkowa) przedstawienia "Wozzecka" Albana Berga w Operze Narodowej. Wystąpił tutaj w roli lekarza, który przybywa zbadać mocz głównego bohatera - scena badania była właśnie najbardziej ryzykowna i wstępnie oprotestowana. Paweł Izdebski nie tylko śpiewa jak mężczyzna, ale i wygląda tęgo. Gdyby kiedyś powstała opera o Romanie Giertychu, byłby z uwagi na warunki sceniczne najlepszym kandydatem do roli głównej. Do młodych znakomitych basów zalicza się też znany głównie w Niemczech Daniel Borowski, absolwent klasy śpiewu Włodzimierza Zalewskiego (to chyba jedyny pedagog, który w Warszawie nie niszczy męskich głosów). Do męskich ról, także Zarastra w "Czarodziejskim flecie", angażuje się również Rafała Siwka. Chłop wygląda poważnie, głos też ma mocny, ale trzeba się modlić, by nie przedobrzył. Głos śpiewaka to najtrudniejszy instrument. Tutaj niczego nie widać, strun się nie wymienia. Popsuć śpiewaka można bardzo łatwo. Naprawić już prawie się nie da.

Teraz w operach przerwa urlopowa, bo zakończył się nawet letni Festiwal Mozartowski Warszawskiej Opery Kameralnej. Po wakacjach zobaczymy i usłyszymy naszych bohaterów - oby w dobrym zdrowiu.

Bronisław Tumiłowicz
Przegląd 31/10
1 sierpnia 2006

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia