Gorzki posmak romantyzmu, czyli HERstory is not a HIStory

„Romantyczki" – reż. Konrad Pruszyński – Teatr Mostów w Gorzowie Wielkopolskim

Romantyzm. Epoka, która do dziś fascynuje twórców i jest dla nich inspiracją. Zwykle kojarzymy jednak romantyków jako mężczyzn. Kobiety są w naszej świadomości, jeśli chodzi o tę epokę, o wiele mniej obecne. Teatr Mostów podjął próbę odwrócenia takiego myślenia. „Romantyczki" w reż. Konrada Pruszyńskiego skupiły się na kobietach w romantyzmie. O kobietach, które były pisarkami i poetkami, w okresie tak ważnym dla polskiej literatury, jak romantyzm, mówić trzeba.

Ich istnienie, jako autorek, nie może zostać przytłoczone wielkością Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida i przez to zepchnięte w niepamięć. Wchodzisz więc w głąb kobiecego świata. Masz nadzieję na wielobarwne i wielowymiarowe doznania. Siadasz na krześle i musisz przełknąć smak gorzkiego rozczarowania.

Spektakl grany jest na scenie klubu MagnetOffOn. Są to niemal podziemia – do sali teatralnej prowadzi wąski korytarz, oświetlony niebieskimi i pomarańczowymi świetlówkami. Pomieszczenie tonie w półmroku, słychać niepokojącą muzykę. Przed nami jest malutka scena, zasłonięta białym materiałem, podświetlonym od tyłu czerwonymi reflektorami. Sam początek spektaklu jest obiecujący, ponieważ na tym czerwonym tle zobaczymy teatr cieni. Ten zabieg nadaje nastroju grozy i tajemnicy zarazem. Niestety, to tylko chwilowe odczucie, które z czasem topi się niczym kostka lodu zanurzona w ciepłym napoju. Chwilę później biały materiał zostaje zdjęty, a reflektory zostają i świecą widzom prosto w oczy. Tak już będzie z przerwami do końca spektaklu.

Z tyłu sceny widzimy sterty książek, poza tym na scenie są jeszcze krzesła i duży, prostokątny, czarny klocek, który pełni funkcję mównicy czy też ławki. Jest to bardzo ascetyczna realizacja, dziejąca się na małej przestrzeni. Jednak całość przyćmiewa tekst. Trzy młode kobiety (ubrane na czarno aktorki: Natalia Skubiszyńska, Agata Iwaszko, Klaudia Siewierska) w swojej narracji głównie atakują mężczyzn. Tekstu jest sporo, przez co gdzieś po drodze pogubione są emocje. Aktorki grają po kilka ról i nagle, płynnie przechodzą do mówienia z perspektywy mężczyzny, jednak jest to zaskakujące i niezauważalne, ponieważ nie idzie za tym np. modulacja głosu czy zmiana sposobu podawania tekstu.

Trudno nadać temu spektaklowi jakąkolwiek chronologię. Oglądając to przedstawienie widz doświadcza kilku odrębnych opowieści utrudzonych i uciśnionych kobiet, które mając w sobie ogromny żal do mężczyzn pragną wykrzyczeć to całemu światu. Ich twórczość była bezzasadnie krytykowana, a wszelkie próby stworzenia czegokolwiek sprowadzane do wymysłów i niepoważnych fanaberii.

Aby wyrazić jak silną jest kobieta, a jak słaby mężczyzna użyty zostaje choćby tekst „Świtezianki" Mickiewicza (bardzo ładnie zinterpretowany muzycznie i wokalnie). Przedstawicielki płci pięknej w twórczości wieszcza są akurat tym właśnie zapowiadanym diabłem, tą mocą nieokiełznaną, od bohaterki „Świtezianki" począwszy. W literaturze tamtej epoki zresztą kobieta była idealizowana i wynoszona na piedestał, ale, niestety, tylko w literaturze. Na salonach, jak pokazuje Teatr Mostów, już tak różowo nie bywało.

Przez mniej więcej połowę spektaklu musiałam zamykać oczy, bo oślepiało mnie czerwone światło. Uchylałam tylko powieki, żeby sprawdzić, co robią aktorki. Szkoda było mi też niewykorzystanej muzyki, która wybrzmiewała głównie między tekstami aktorek. Zaskakujące było też przerwanie utworu, który można było usłyszeć w puencie.

Kilka lat temu w podobnym miejscu zaczynał krakowski Teatr Bakałarz, którego pierwsze spektakle można było oglądać w klubie studenckim. Dziś są to profesjonaliści, którzy już wtedy swoimi realizacjami w reż. Pawła Budzińskiego robili wrażenie i widz chciał wracać na „Wydmuszkę" czy „Sarenki". Teatr Mostów swoją realizacją, która trąciła nieco szkolną akademią nie przekonał.

Jaka jest więc opowiedziana w wyreżyserowanych przez Konrada Pruszyńskiego w „Romantyczkach" herstoria? Jest odrobinę w szkolnym stylu przegadana i nieco podszyta patosem. Sztuka powinna pobudzać zmysły. Skłaniać widza do refleksji i wzbudzić w nim emocje. W tym przypadku jest zupełnie odwrotnie. Pomysł jest świetny, ale przedsięwzięcie zdaje się wymagać oszlifowania. Na razie odnosimy wrażenie, że jest to pewnego rodzaju etiuda, którą można dalej rozwijać, aby pełniej przedstawić herstorię autorek romantyzmu. Wydaje się, że „Romantyczki" to jakaś zupełnie pierwsza wersja spektaklu, jeszcze w wielu aspektach niedopracowana. Początek drogi do pełnoprawnego dzieła teatralnego. Aczkolwiek możemy się mylić. Warto więc spróbować zmierzyć się z nią samemu.

Joanna Marcinkowska, Agata Kostrzewska, Natalia Sztegner

.
Dziennik Teatralny Zielona Góra
2 kwietnia 2024

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia