Gorzkie wino karoshi
„Giselle, tańcz" - reż. Anna Obszańska - Teatr Współczesny w SzczecinieSpektakl nawiązuje do XIX-wiecznego, klasycznego baletu francuskiego „Giselle". Jednego z najbardziej znaczących dla inscenizacji baletowych, który wyznaczył kanon tańca na puentach. W tej romantycznej historii dziejącej się podczas winobrania, bohaterka odbiera sobie życie z powodu nieszczęśliwej miłości. Przedstawienie, choć nawiązuje do libretta baletu, ma swoje współczesne odniesienia, w tym osobiste do życia samej reżyserki.
Scena otwierająca to sala ćwiczeń baletowych. Przy drążku w dwóch rzędach widzimy pięć tancerek, każda w innym stroju: sportowym, dojrzałej królewny, zwiewnej nimfy, depresyjnej nastolatki i wesołej tancereczki. Wszystkiemu przypatruje się francuski, zblazowany Maestro w kapciach i złotawym, letnim szlafroku. Od czasu do czasu wydaje polecenia asystentowi, tancerkom i pianistce. Te sekwencje taneczne przerywa co jakiś czas, wygaszane światło.
Wyciemniony pierwszy plan sprawia, że widzimy tylko sylwetowe postaci aktorów. Jedynie w głębi świeci żarówka oświetlająca zaplecze sceniczne z nagromadzonymi rekwizytami. Taka zmiana wizualna, to sprawne przejście do innej przestrzeni narracyjnej. Za chwilę widzimy krzątających się pracowników, a na podniesionych drążkach baletowych pojawiają się winorośla. Ktoś nosi skrzynki, inny przesuwa kosze. To winnica, w której robotnicy w fartuchach podają sobie gąsiorek wina.
Przy kolejnej zmianie światła, rozpoczyna się winobranie. Jednak wkrótce dotychczasowa romantyczna muzyka, zmienia się w niski pomruk silników ciężarówek. Wówczas leżące, skulone tancerki są zbierane jak worki winogron i zrzucane do ładowni - do przyczepy. Potem są deptane przez chodzących między nimi panów, gdy turlają się po podłodze, w zwartym szyku.
Sala ćwiczeń baletowych oraz winnica na przemian tworzą narrację spektaklu.
Tymczasem Maestro prowadzi taneczny wykańczający trening do głównej roli, o której marzy każda tancerka. Te, które padają są wynoszone w skrzynkach na winogrona. Zostaje jedna, która otrzymuje wymarzoną rolę. Niestety okupiona niemiłosiernym wysiłkiem kończy się zagrażającym życiu udarem mózgu. Tego właśnie doświadczyła reżyserka spektaklu. W szpitalu słyszy diagnozę o skrajnym wyczerpaniu organizmu. Nie zdawała sobie sprawy, że jest w tak krytycznym stanie.
Spektakl to konfrontacja niezmordowanego wysiłku, podejmowanego w celu osiągnięcia wyznaczonych ideałów. To niekończąca się lista zadań do wykonania, która grozi japońskim karoshi – tzw. śmiercią z przepracowania. W poczuciu ciągłej niedoskonałości, coraz większych oczekiwań, zapominamy o ludzkiej kondycji. To gorzkie wino współczesnych czasów, które sprawia, że tańczymy, aż do ostatniego tchu.