Goście konferencji nie tolerują nudy

Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu

Choreografowie z całego świata ustalili wysoki poziom artystyczny tego, co pokazuje się na scenie głównej Festiwalu Sztuki Tanecznej. Dlatego bytomska publiczność, jeśli ma powód, opuszcza salę. Spora część widzów zrobiła to we wtorek

Widownia Międzynarodowej Konferencji Tańca w Bytomiu nigdy nie świeci pustkami. Spore grono widzów stanowią uczestnicy warsztatów tańca. Nie brak zwyczajnych śmiertelników, którzy stoją w kolejce po bilet, a gdy trzeba oglądają spektakl na stojąco z powodu braku miejsc siedzących (tak było na tegorocznym pokazie Kibbutz Contemporary Dance Company). Ta publiczności ma już swoje wyrobione gusta. Tymczasem na wtorkowych pokazach widzów ubywało. Tylko z rzędu, w którym siedziałam, wyszło sześć osób. 

Na scenie pokazano dwa solowe projekty Jean-Guillaume\'a Weis\'a i Reveriano Camil\'a. Może dekadę temu w Bytomiu mogłyby znaleźć się w repertuarze, ale dziś, po kilkunastu latach doświadczeń, Weis i Camil nie powinni się znaleźć w głównym nurcie. Nie ze względu na brak umiejętności jako tancerze (obaj mają kilkunastoletnie doświadczenia na różnych scenach świata), ale ze względu na to, co zaproponowali publiczności. A ta nie ma już tolerancji dla scenicznej nudy.

Weis pokazał autobiograficzny i autotematyczny projekt taneczno-teatralny "Fill it up". To opowieść o życiu tancerza, portret typowego "Billie\'go Eliota po latach", z życiem na walizkach i dniem wypełnionym technikami relaksacyjnymi i tańcem w różnorodnych stylach, nie wyłączając chałturzenia po zmierzchu w rytmie popu.
Weis urzekł publiczność jednym - bezwzględną szczerością, ale ostateczny efekt artystyczny pozostawia nieco do życzenia. Jest - na przemian - albo zbyt dosłownie albo zbyt sentymentalnie. Z 50 minut ważnych było zaledwie kilkanaście. Na finał Weis bierze mikrofon i zmęczony mówi publiczności, że dla niego taniec nie ma stylu, narodowości ani definicji, poza jedną - to coś, co pozwala mu żyć. Odrzuca wszystkie zbędne rekwizyty i prosi o ostatnie kilka minut uwagi. Rozlega się muzyka, a on zaczyna improwizować i za to, i tylko za to, należały mu się szczere brawa na finał.

Drugi solista wieczoru, Reveriano Camil (Meksykanin związany z niemieckim Tanz Theater Trier), zadowolił tylko wąską grupę publiczności - grono młodych fotografów, którzy pojawiają się na Konferencji, ćwicząc swój warsztat. Miałam wrażenie że tylko ich w pełni pochłonął dość monotonny i przewidywalny występ "Equilibrium, a man\'s journey". W obiektywnie utrwalono Camila jak tańczy wokół pustego stołu, długą sekwencję ruchów z krzesłem, obroty z czerwoną tkaniną czy taniec w białej sukni. Niestety, to jeden z tych pokazów, które efektowniej wyglądają w materiałach prasowych niż na żywo. Atutem była z pewnością muzyka na żywo. Dźwięki były impulsem dla ruchu i to one wiodły tancerza w podróż. Podróż znaną jednak publiczności, której zabrakło podczas tego wieczoru choreograficznego konceptu lub choćby wypracowanej perfekcji ruchu.

Aleksandra Czapla-Oslislo
Gazeta Wyborcza Katowice
9 lipca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia