Gotycka opowieść o domu wielkiego Profesora

"Przygoda" - reż: Krystyna Janda - Teatr Polonia

Sandor Marai to autor dramatu na podstawie którego Krystyna Janda wystawiła "Przygodę" w Polonii. Dobra reżyseria, konsekwentne drążenie tematu, przekaz budzący refleksje, świetnie zagrane sceny oraz ukłon w stronę Andrzeja Wajdy - to "Przygoda" Jandy

"Przygoda" to trochę gotycka opowieść o domu wielkiego Profesora. Najpierw personel, a zarazem jakby i domownicy w jednym budują legendę bohatera - wybitnej jednostki w świecie nauki i wspaniałego człowieka, trochę groźnego i tajemniczego. Profesor, jego żona, asystent, sekretarka i jakby recepcjonistka oraz przyjaciel ze studiów to osoby, wokół których dzieje się mnóstwo dziwnych zdarzeń. Są oni powiązani ze sobą cienkimi nićmi, często tworzącymi plątaniny niczym sieci. Kto wije sieć? Kto w tej intrydze rozdaje karty?

"Przygoda" to labirynt namiętności. Recepcjonistka szanuje, podziwia i kocha Profesora. Zimna niedostępna a zarazem tylko pozornie niewrażliwa kobieta po 30 (Zofia Zborowska). Pani Doktor - Sekretarka Profesora (Edyta Olszówka) zakochana w Asystencie i histerycznie przeżywa zdrady ukochanego. Asystent to kobieciarz i ma prawie każdą. W pewnym momencie odnosi się wrażenie, że każdy ze wszystkimi miał bądź ma romans - niczym "Moda na sukces". Wszystko dzieje się pod dachem Profesora, który według bliskich zajęty sprawami nauki i pacjentami nie ma pojęcia, co dzieje się w jego domu, jednak to on prowadzi tę rozgrywkę.

Kiedy siedziałam na sali i oglądałam "Przygodę" odniosłam wrażenie deja vu. Spektakl nie ma nic wspólnego z plagiatem, a wręcz jest miłym wydarzeniem przeżycia w teatrze scen z filmu "Tatarak". Czy to zbieg okoliczności, czy podkreślenie wagi dzieła Wajdy w życiu reżyserki?

Rozprawa pomiędzy miłością a śmiercią, poświęcenie się pracy głównego bohatera a samotność zaniedbywanej kobiety, jej pragnienie miłości, akceptacji i fascynacja erotyczna młodszym mężczyzną. Tematyka, przesłanie i niektóre sceny spektaklu przypominają "Tatarak" Wajdy. Obraz badania żony przez lekarza jest najwyraźniejszym przykładem zależności ww. dzieł sztuki. Przy tej okazji wspomnę jeszcze monolog Krystyny Jandy o przeżyciach po stracie męża przedstawiony w filmie w sposób teatralny z zupełnie świeżą kreacją aktorki.

Ponadto, tak jak w Tataraku", tak i w spektaklu lekarzem jest Jan Englert. Fantastycznym pomysłem było obsadzenie w roli żony Profesora Beaty Ścibakówny, żony Englerta. Aktorka ta fizycznie jest podobna do Jandy i szczególnie sceny małżonków wpływają na wrażenie odbioru spektaklu przez pryzmat filmu Wajdy. Oczywiście, taka interpretacja jest możliwa dla widza, który oglądał "Tatarak".

Romans i związany z nim wątek sensacyjny czy może nawet detektywistyczny wciągają widza. W pewnych momentach można poczuć klimat książek Agathy Christie. To my, z punktu widzenia publiczności, stajemy się czynnym uczestnikiem wydarzeń, szukamy intrygi, próbujemy domyślić się, kto, co, jak i dlaczego? Spektakl został zrobiony w tonacji czarno-białej, ewentualnie korzystając z terminologii związanej z fotografią - w sephi czy retro. Stroje galowe, dominuje czerń, odcienie szarości, pojawiają się tylko białe fartuchy lekarskie czy elegancki jedwabny szlafrok żony Profesora. Kostiumy określają status społeczny bohaterów i rangę postaci. Profesor żyjący w mieście jest ubrany elegancko, posiada dobre maniery i został skonfrontowany z lekarzem pracującym na prowincji (Wiesław Komasa), wyglądającym niechlujnie (strój, roztrzepane włosy) i zachowującym się pretensjonalnie (np. stosunek do alkoholu - łapczywy wzrok i szybkie wychylenie szklaneczki). Scenografia, kostiumy budują klimat tajemniczości i melancholii.

Akcja spektaklu dzieje się jednego dnia w tym samym miejscu - w domu Profesora. Ma tu miejsce zasada trójjedności teatru antycznego. Dla bohatera ma to być dzień świąteczny. Jednak czas ten okazuje się przełomowym. Pojawia się przyjaciel ze studiów, z którym przed laty zaczęli badania nad metabolizmem człowieka, co miało skutkować epokowymi odkryciami. Profesor, bardziej utalentowany niż kolega, wycofał się z badań, żeby poświęcić się żonie, zarabianiu pieniędzy na zaspokajanie jej potrzeb i luksusowe życie. W trakcie rozmowy mężczyzn pada pytanie o szczęście - co jest szczęściem dla człowieka - spełnienie powołania zawodowego, naukowego czy miłość? To pytanie nie raz stawiane jest przed widzami spektaklu. Warto spróbować poszukać odpowiedź.

Fabuła wciąga widza, pobudza jego wyobraźnie i zmusza do myślenia, intensywnego śledzenia wydarzeń. Piękni, pod względem fizycznym, aktorzy wspaniale wcielają się w swoich bohaterów. Mistrzowskie kreacje Englerta, Scibakówny i Olszówki. Sztuka wydaje się statyczna, ale jej dynamiczność kulminuje się w akcji i niewybrednym poczuciu humoru. Śmieszą niektóre frazy, będące komentarzami sytuacji, ale odnoszą się zarazem do stereotypów. Wypowiedzi może nie śmieszyłyby, ale przekaz, mimika, gest - towarzyszące słowom nadają im czasami charakter nawet groteski.

"Przygoda" jest wyróżnieniem dla Zofii Zborowskiej, młodej, początkującej aktorki. Z każdą swoją kreacją udowadnia, że talent odziedziczyła po ojcu. Opanowanie, brak emocji, zgorzkniałość jej bohaterki zostały świetnie przekazane.

Najnowszy spektakl Jandy jest odpowiedni dla widza szukającego przygody, romansu, szczypty kryminału, odrobiny grozy - życia i fantazji w jednym. Lecz to sztuka także dla kogoś, kto lubi czytać między wersami i treści te poddawać refleksji. "Przygoda" to opowieść o człowieku, potrzebie bycia kochanym, akceptowanym, jego zmaganiach z najważniejszą sprawą w życiu - miłością w szarej codzienności. Nierozłącznie rozważaniom o miłości towarzyszy kwestia samotności, przemijalności czasu, starzenia się i śmierci.

Katarzyna Wojciechowska
Stacjakultura.pl
11 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...