Gradacja moralności

,,Mąż i żona" - reż. Jan Englert - Teatr Telewizji

W spektaklu ,,Mąż i żona" Englert przenosi komedię Fredry w czasy nam bliższe, nie uwspółcześnia jednak dialogów, dzięki czemu zyskujemy ciekawy kontrast pomiędzy wypowiedziami żywcem z XIX wieku, a nowocześniejszymi realiami.

 ,Mąż i żona" to krótka, zwięzła opowieść o niemoralności – wszyscy bohaterowie zdradzają, okłamują, oszukują i w relacjach z innymi mają swoje własne ukryte motywy. Czyny każdego z nich można ocenić jako niemoralne – i właśnie to jest tutaj najciekawsze. Dzięki temu tworzy się świat, w którym granice moralności przesuwają się, świat w którym nie ma nikogo zwyczajnie dobrego, lub zwyczajnie złego – wszyscy są tak samo zepsuci.

Nie ma czerni i bieli, jest tylko skala szarości – szarości niebezpiecznie zbliżającej się do czerni, ale wciąż jest to zróżnicowana skala. Jako widzowie jesteśmy w stanie oceniać który z bohaterów zgrzeszył mniej lub bardziej, jednak w toku wydarzeń co chwilę dochodzi się do innych wniosków.

Na początku zostaje nam przedstawiona zdrada żony (Beata Ścibakówna) – nie wiemy jak tak naprawdę wygląda jej relacja z mężem (którego gra sam Jan Englert). Wiemy o nim tylko to, co sama nam mówi – czyli że jest nieczuły. Jednak mimo wszystko na ten moment wygląda, jakby w tej sytuacji to on był poszkodowany. Później jednak wychodzi na jaw jego romans z pokojówką Justysią (Milena Suszyńska), jest to sytuacja podwójnej zdrady – mąż zdradza żonę, a pokojówka swoją panią.

Na tym etapie już widać, że każdy zwodzi każdego i nikt nie jest po prostu ofiarą. Z czasem dowiadujemy się o występkach kolejnych postaci i wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Ostatecznie każdy jest podobnie poszkodowany i podobnie winny – przez to nie współczuje się żadnej z postaci, a spektakl zyskuje pewną lekkość i mimo poważnych, smutnych życiowych sytuacji, nie jest przygnębiający ani ciężki w odbiorze.

W spektaklu pojawiają się tylko cztery postacie – jest to więc bardzo ograniczone i zamknięte środowisko. Nie staje to jednak na przeszkodzie w zbudowaniu złożonej, wielopoziomowej fabuły. Takie ograniczenie nawet wzmacnia komediowość i ową lekkość historii – w końcu jak bardzo można skomplikować stosunki między czterema osobami, zanim stanie się to śmieszne?

Weronika Kowcz
Dziennik Teatralny Wrocław
9 lutego 2022
Portrety
Jan Englert

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia