Grając w "Dziadach"

Zacznę od anegdoty. Kiedy zdawałem do szkoły teatralnej, postanowiłem wystąpić przed komisją egzaminacyjną z wierszykiem Słowackiego pod tytułem "Testament mój" i uważałem za stosowne popłakać się naprawdę.
Przywołałem więc wszystkie moce ducha, posmarkałem się całkowicie. Kiedy skończyłem produkcję, nastąpiła cisza. W pierwszym odruchu próżności uznałem za oczywiste, że jest to milczenie zdruzgotanych moim talentem jurorów. Potem, po dłuższej pauzie, przewodniczący zapytał delikatnie, czy przypadkiem nie postradałem zmysłów. I wytłumaczył mi, że "Testament mój" Słowackiego jest - pomijając już inne sprawy - wierszem wesołym. Że Słowacki żegna się z przyjaciółmi raczej beztrosko i w tonie swoiście sarkastycznym. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ od tego momentu systematycznie wbijano nam do głowy w czasie studiów - a nauki te sprawdzały się i później - że tak zwane przeżycie dosłowne nie ma prawa zaistnieć w aktorstwie. Że zawsze przynosi ono fiasko artystyczne, kończy się zdecydowanym niepowodzeniem, bo po prostu mija się z zasadą funkcjonowania aktora na scenie. Że dosłowność przeżycia obowiązuje wyłącznie widzów, a obowiązkiem aktora jest ich do tego doprowadzić - i na tym koniec. Nie będę się tutaj wdawał w tajniki tego wszystkiego. Myślę, że jest to po prostu procedura podobna, jak we wszelkiej działalności artystycznej, twórczej - o ile zechce ktoś aktorstwo do takiej działalności zaliczyć. I otóż w "Dziadach" Kazimierza Dejmka wchodziło się na scenę, wchodziło się w owych dniach w czas nadnaturalny i w przestrzeń całkowicie niezgodną z wymiarami zarówno sceny Teatru Narodowego, jak i jego sali. Wchodziło się w jakąś szczególną atmosferę pojednania, kontaktu, inspiracji płynącej z widowni. Nie, inspiracja właściwie płynęła zewsząd. I po raz pierwszy traciłem możliwość świadomego oddziaływania na widzów, władania nimi. Fakt ten sprawił, że w ciągu tych dziesięciu przedstawień, które odegraliśmy, trwało wdanie się w sferę całkowicie irracjonalną, podniosłą, niezmiernie wzruszającą. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy uczestnikami pewnego wydarzenia historycznego, lecz cieszyliśmy się przede wszystkim z działania teatru, z siły jego oddziaływania, z możliwości jego oddziaływania. I za to dzisiaj, jeżeli państwo pozwolicie, chciałbym raz jeszcze Kazimierzowi Dejmkowi podziękować. Głos w dyskusji po wystąpieniu Kazimierza Dejmka podczas spotkania poświęconemu sprawie "Dziadów" w Teatrze Narodowym w roku 1967/8, które odbyło się w sali Uniwersytetu Warszawskiego w rocznicę Marca '68 w 1981 r.; "Dialog" 6/81.
Gustaw Holoubek
Gazeta Wyborcza
7 marca 2008
Portrety
Gustaw Holoubek

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia