Gram prostaka i to po włosku
"Emigranci" - Sala Uno na Lateranie w RzymiePerfekcyjna znajomość języka obcego wcale nie jest konieczna do zagrania roli.
Piotr Adamczyk o wczorajszej premierze "Emigrantów" Sławomira Mrożka w reżyserii Fabio Omodei na Roma Teatro Festival, o kłopotach z obcym językiem na scenie i o swojej popularności we Włoszech
Rz: Skąd wziął się pomysł zagrania po włosku?
Piotr Adamczyk : Pracowałem we Włoszech przy realizacji filmu o papieżu. Kto tam był, wie, jak łatwo się w samej Italii i w ludziach zakochać. Mnie się to przydarzyło. Gdy tylko trafiła się propozycja zagrania we włoskim teatrze po włosku, nie zwlekałem ani chwili. Chociaż jest to związane z ryzykiem, z którego - w miarę pracy nad "Emigrantami" - coraz lepiej zdawałem sobie sprawę.
Jak pana włoski?
Dogaduję się. Pomagają trochę zdolności pantomimiczne, bo do rozmowy po włosku potrzebne są też ręce. Z tym, że perfekcyjna znajomość języka wcale nie jest konieczna do zagrania roli. Za to rozumiem prawie wszystko. Osłuchałem się.
Ale chyba trudniej pracuje się w obcym języku?
Ma to swoje wady i zalety. Grałem już po angielsku i po rosyjsku. W obcym języku nie ma się pełnej świadomości znaczenia słowa, jego wieloznaczności, a przez to gra się konkretniej, "po jednym sensie". Trudno więc mówić o subtelności. Ale ja lubię konkretne aktorstwo: jak coś ma coś znaczyć, to znaczy.
Czy podczas spektaklu myśli pan o tym, że to obcy język?
Oczywiście, przez cały czas. Boję się na przykład, że mój akcent będzie zbyt ostry, źle położony i przez to niezrozumiały. W ogóle staram się uprawiać aktorstwo świadome, tego mnie nauczyli moi kochani profesorowie. Bardzo nie lubię czegoś nie wiedzieć. Nie znoszę sytuacji, które mogą mnie zaskoczyć. Tutaj na tomiast, pracując z włoskim aktorem w jego języku, przed włoską widownią, jestem na to narażony. Przykład? Podczas jednej z prób mój partner zmienił końcówkę kwestii. Gdybym grał po polsku, natychmiast bym na to zareagował, coś zaimprowizował. Po włosku nie mogłem. Mam przygotowaną jedną wersję. Trochę jak w cyrku: albo wyjdzie to potrójne salto, albo nie. Czasem czuję się jak dziecko w filmie, które gra, ale do końca nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Ale kto wie, może dziecko na scenie jest dla widowni ciekawsze?
Tadeusz Łomnicki na początku lat 80. w Berlinie Zachodnim zagrał Fiora w "Operetce" Gombrowicza po niemiecku. Jako tako mówił w tym języku, ale mu krytycy wypominali, że za słabo. Nie boi się pan?
Krytycy piszą różne rzeczy. Mnie bardziej zależy na widowni. Przecież teatr jest cudowną umową publiczności z aktorami. To jest coś ulotnego, co zdarza się "tu i teraz". Recenzje są pisane potem. Bardziej by mnie ciekawiło, jak widownia przyjęła Tadeusza Łomnickiego. Nie boję się krytyki. Boję się widzów.
Grał pan Artura w "Tangu". Czy to pomogło panu wejść ponownie w świat Mrożka, jednowymiarowych postaci, groteski?
I tak, i nie. Pomogło, bo mam swoje wyobrażenie, jak powinno się grać Mrożka. Z drugiej strony spotkałem reżysera, który patrzy na niego z dystansem, może wynikającym też trochę z niewiedzy... We Włoszech Mrożek jest znany wśród ludzi teatru, ale oni nie mają świadomości, że istnieje już jakiś sposób grania Mrożka. Oczywiście nie chciałem i nie mogłem narzucać swojej wizji. To sprawa reżysera. Tekst został poważnie skrócony. Spektakl trwa 70 minut. Bez skreśleń trwałby pewnie trzy godziny. Autor wyjątkowo się zgodził, bo to wydarzenie festiwalowe, na razie jednorazowe.
Ku zaskoczeniu wszystkich, którzy pamiętają pana głównie jako odtwórcę postaci subtelnych, wrażliwych, intelektualnych, w "Emigrantach" gra pan tego robola...
Tak zdecydował reżyser. Podejrzewam, że w pewnym stopniu była to kwestia języka. Intelektualistę musiał grać Włoch, bo intelektualista posługuje się wyrafinowanym językiem. Nie chodzi tylko oto, co mówi, ale jak mówi. Mój robol może źle akcentować, pomylić się, istnieje spory margines błędu. Intelektualista nie. Z drugiej strony to dla mnie fantastyczne doświadczenie. Mam szansę dotknąć postaci, osobowości, której w Polsce chyba żaden reżyser by mi nie dał. Grałbym na pewno intelektualistę, bo jednak w Polsce często obsadza się "po warunkach", z przyzwyczajenia, zgodnie z oczekiwaniami widzów. A tutaj reżyser spełnił oczekiwanie aktora, który chciał się sprawdzić w nowej roli. To podwójnie nowe doświadczenie. Gram prostaka, i to po włosku.
Dziś aktor zarabia pieniądze w filmie, serialu, w reklamie. W teatrze gra dla idei. Pan, aktor zasypywany propozycjami, wyjął trzy tygodnie z kalendarza, żeby znaleźć się w "Emigrantach" w Rzymie. Organizatorzy Roma Europa Festiwal nie kryją dumy, że dla nich zrezygnował pan z kilku świetnie płatnych propozycji.
Niezagrane role są rolami innych i o tym się nie rozmawia. Cóż mam powiedzieć? Że nie dostałem żadnego honorarium? Tak. Przyjechałem, by zyskać wyjątkowe doświadczenie. Na pewno długo o tym nie zapomnę. Może w przyszłości znów zagram w obcym języku. Bardzo bym chciał. Nie wszystko można przeliczać na pieniądze.
A może sądzi pan, że po tych "Emigrantach" pojawią się inne włoskie propozycje? Może filmowe?
Jak się chce rozśmieszyć Pana Boga, należy mu opowiedzieć o swoich planach. Nie mam żadnych planów i jestem otwarty na propozycje.
Poznają pana w Rzymie na ulicy? Dwa lata temu widziałem, jak salutowali panu gwardziści szwajcarscy przed wejściem do Watykanu.
Teraz też oddali mi pełne honory. Mimo że od premiery filmu o papieżu minęły już dwa lata, wielu Włochów kojarzy mnie z tą rolą. Albo mi mówią: ale pan podobny do młodego Karola Wojtyły.
Coraz więcej emigrantów żyje wśród nas
Spektakl został zrobiony po to, by pokazać Mrożka włoskiej widowni. Oczywiście w naszym środowisku teatralnym jest znany jako jeden z najważniejszych polskich autorów. Czyta się go i gra w szkołach i akademiach teatralnych, ale szersza publiczność go nie zna. A "Emigranci" zostali przetłumaczeni na włoski zaledwie cztery lata temu. Sądzę, że to sztuka bardzo aktualna. Mówi wiele o emigrantach, również dzisiejszych. Dlatego zainscenizowałem wszystko we współczesnej scenografii i strojach. Jestem przekonany, że podobne rozterki jak bohaterowie Mrożka przeżywają dziś we Włoszech emigranci z Afryki, Polski czy Francji. I chciałem je Włochom pokazać. Choćby dlatego, że wokół nas żyje ich coraz więcej. Wszyscy mnie pytają, dlaczego obsadziłem Piotra Adamczyka w roli prostaka, a nie intelektualisty. Chciałem go postawić przed chyba największym wyzwaniem w jego dotychczasowej aktorskiej karierze. Zresztą sam chciał. A pomysł wystawienia "Emigrantów" z Polakiem w jednej z ról wyszedł od dyrektora Instytutu Polskiego w Rzymie Jarosława Mikołajewskiego. Proponował mi kilku aktorów. Kiedy padło nazwisko Adamczyk, przypomniałem sobie, jak mnie wzruszył, grając papieża. Teraz mam nadzieję, że w "Emigrantach" podobnie wzruszy włoską widownię. Pracowało się nam świetnie. To wspaniały aktor i człowiek.