Greta, księżniczka Burgunda

"Iwona, księżniczka Burgunda" – reż. Radosław Rychcik – AST filia we Wrocławiu

We wrocławskiej filii krakowskiej AST studenci czwartego roku przedstawili „Iwonę, księżniczkę Burgunda". Adeptów sztuki teatralnej poprowadził przez ten niełatwy tekst Gombrowicza Radosław Rychcik, znany z niekonwencjonalnego podejścia do klasyki.

W „Iwonie..." spektakl Rychcika ograniczył się do zestawienia niemej bohaterki z Gretą Thunberg. Używam stwierdzenia „ograniczył się", gdyż poza tym uproszczonym równaniem reżyser nie wprowadził żadnych uzasadnień dla swojej decyzji. Akcja utworu przebiega tak jak u Gombrowicza, pojawiają się wstawki w postaci przemówień Grety. Cyryl jednocześnie jest Cyprianem, a Innocenty – Walentym. Ponadto zakończenie jest inne – Greta nie ginie tragiczną śmiercią po zadławieniu się ością, ponieważ nie je mięsa. Zamiast tego ginie sens przewijającego się przez cały utwór gombrowiczowskiego kółka lub circulus vitiosus, mówiąc językiem dworu.

Pomysł reżysera chwilami ma sens, często jednak jest chybiony. Owszem, Iwona-Greta uderza w elity. Owszem, zainteresowanie wokół Iwony-Grety jest chwilowe – finalnie każdy próbuje zamieść ją pod dywan. Z drugiej jednak strony Greta w przeciwieństwie do Iwony nie sprzeciwia się milczeniem. Udziela się przy każdej możliwej sytuacji by dotrzeć do mas i zmobilizować społeczeństwo do działania. Tak samo, przeciwnie do Iwony, Greta nie wywodzi się z niższych warstw społecznych. Gdyby z takowych pochodziła, zapewne nie dotarłaby do tak szerokiego grona osób i nie napsułaby krwi współczesnym elitom. Ponadto Iwona u Rychcika działa według przemyślanego planu. Ginie wtedy gombrowiczowski absurd wynikający z przypadkowości i pasywności w działaniach bohaterki. Pojawiają się wówczas kim w tym wszystkim jest Innocenty i co oznacza jego miłość do Iwony-Grety? Z jakiego powodu reżyser subtelnie próbował wprowadzić romantyczną relację między Księciem a Cyrylem i jakie to ma znaczenie dla całości utworu? Zaciekawił mnie pomysł oparty na postaci Grety, ponieważ miał szansę wydobyć coś nowego z klasyka. Po spektaklu jednak czułem, że reżyser nie poświęcił mu wystarczająco czasu i całość sprawia wrażenie mozolnie szytej grubymi nićmi interpretacji.

Na spektakl jednak warto wybrać się dla występującej w niej zdolnej młodzieży. Pola Dębkowska w roli Iwony-Grety ze zręcznością odwzorowuje charakterystyczną mimikę i przemówienia Grety. Nie gorzej wypada klasycznie zagrana para królewska – Magdalena Walkiewicz jako Małgorzata i Mikołaj Krzeszowiec jako Ignacy. Królowa asekuracyjnie próbując zachować złoty środek i rozsądek powoli popada w absurd, czego ukoronowaniem jest słynny monolog o giętkości. Król z kolei personifikuje zło w najchaotyczniejszym wydaniu. Krzeszowiec, jak na Ignacego przystało, szamocze się po scenie, nieporadnie konfabulując przeciwko wszystkim członkom rodziny królewskiej.. Książę Filip Michała Tokarskiego z kolei umiejętnie oddaje egocentrycznego buntownika, który najpierw buntuje się przeciwko dworowi, następnie przeciwko sobie, a na sam koniec przeciwko Iwonie. Zwraca na siebie również uwagę Antoni Rychłowski w roli Cyryla. Zgrabnie łączy on w sobie cechy krwiożerczego i bezczelnego Cypriana z niewinnym i znerwicowanym Cyrylem, nie do końca wiedzącym jak może odnaleźć się w groteskowej prowokacji Filipa.

Wizualnie spektakl jest przyzwoity. Dwór to oczywiście suknie, garnitury, muszki, kamizelki i marynarki, natomiast ciotki i Iwona jako przedstawicielki niższych warstw ubrane są ubogo i tandetnie. Podobają się demonizujące akcenty w kostiumach elit, czy to w postaci czerwonej kamizelki, muszki czy paznokci. Ciekawi fakt wyróżnienie Cyryla na tle rodziny królewskiej - jako jedyny w swoim ubiorze takowych akcentów nie miał.

Scenografia jest skromna. Centralnym elementem interpretacji Rychcika jest podłużny stół stanowiący klamrę kompozycyjną – przy nim zaczyna się i kończy spektakl. Z tym, że na początku dwór zasiada za stołem niby podczas konferencji prasowej, a pod koniec spektaklu jest to już stół, do którego rodzina królewska zasiada w kameralnym zaciszu domowym w celu uśmiercenia Iwony, co im się jednak nie udaje.

„Iwona, Księżniczka Burgunda" to udany spektakl dyplomowy. Studenci wrocławskiej filii AST pokazują się z jak najlepszej strony – widoczne są zapał, chęci i przede wszystkim umiejętności utalentowanych młodych aktorów. Nie jest to jednak udane podejście reżysera do klasyka, jakim jest Gombrowicz.

A szkoda, bo pomysł zapowiadał się ciekawie.

Jan Gruca
Dziennik Teatralny Wrocław
13 lutego 2020

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia