Grochowiak jak Prorok

"Chłopcy" - reż. Mirosław Gronowski - Teatr Polonia w Warszawie

Idąc do Teatru Polonia można zakładać w ciemno, że zobaczy się kawał dobrego, prawdziwego spektaklu teatralnego, ze wspaniałymi rolami aktorskimi. Potwierdzeniem tej tezy jest ostatnia premiera, która się tam odbyła.

Są to "Chłopcy" Stanisława Grochowiaka, w reżyserii Mirosława Gronowskiego, czyli sztuka grana na polskich scenach już od ponad pół wieku. Drukiem ukazała się w 1964 r. [Dialog 8/1964 ] i stanowiła debiut telewizyjny autora [Chłopcy reż. Tadeusz Jaworski (1964 r.) - spektakl zakwalifikowany do Złotej Setki Teatru Telewizji]. Biorąc pod uwagę treść sztuki, dialogi w niej padające i myśli, czy spostrzeżenia w niej zawarte, zdumiewający jest fakt, że Grochowiak pisał ją nie mając jeszcze 30 lat, bo wydana została właśnie w jego 30 urodziny!

Nie ma sensu przypominać jej treści, bo mało jest chyba osób nie znających jej. Idąc do teatru na "Chłopców", widz ma przed sobą jedną niewiadomą: co twórcy i współtwórcy zrobili z tekstem? Twórcy, czyli reżyser; współtwórcy, tzn. aktorzy. No i dochodzimy do Teatru Polonia.

Oczywistą oczywistością jest, że "Chłopcy" dają możliwość zaistnienia na scenie aktorom (wszystkie role) i aktorkom (co najmniej dwie), mówiąc elegancko - dojrzałym. W sumie występuje 10 osób. W spektaklu w Polonii reżyserowi [Gronowski], udało się skompletować doborowe obsadę. Krystyna Janda dała placet i.. znowu sukces!!!

Jeżeli zajrzeć do wrażliwych danych, to w obsadzie jest czwórka aktorów 80 + (dwójka z DUŻYM plusem) - Barbara Horawianka, Stanisław Brudny; dwójka z dużo mniejszym - Helena Norowicz i Marian Opania; czwórka w wieku senioralnym - Maria Pakulnis, Krzysztof Gosztyła, Krzyszof Kiersznowski, Piotr Kozłowski. Do tego jeszcze dwie "wnuczki" ale już też nie studentki - Aleksandra Domańska i Justyna Ducka.

Dzięki tej obsadzie, oglądanie "Chłopców" w Teatrze Polonia, to autentyczna przyjemność. Szczególnie jej męska część ewidentnie bawi się na scenie akcją, tekstami, sytuacjami. Stanisław Brudny (Jo-Jo), Krzysztof Kiersznowski (Smarkul) i Marian Opania (Pożarski) w pierwszej części spektaklu dają koncert gry. Krzysztof Gosztyła jest dużo bardziej powściągliwy od kolegów, ale to wynika z granej przez niego postaci (Kalita). Wtedy jeszcze sytuacja życiowa bohaterów wydaje się co prawda nie za wesoła (bądź co bądź przebywają na stałe w tzw. domu starców), jednak mają w swoim postępowaniu, dosyć ograniczony, ale jednak jakiś margines swobody. I jako pensjonariusze tego domu, ciągle starają się przekroczyć ramy obowiązujących regulaminów i poszerzyć zakres swoich swobód. Przez całą pierwszą część trwa walka podjazdowa między tytułowymi "chłopcami", a personelem, czyli pilnującymi ich dwoma siostrami zakonnymi: Siostrą Przełożoną (Barbara Horowianka) i Siostrą Marią (Aleksandra Domańska) - młódką, wręcz nadgorliwą w swych dyscyplinujących zapędach.

Co prawda, w tej części absolutnie wiodące i znakomicie grane są role męskie, a z kobiet postać Hrabiny De Profundis (Helena Norowicz), ale warto od początku obserwować rozwój sytuacji i bacznie przyglądać się postaci Siostry Marii. Toż to "samo dobro wcielone" mające na względzie tylko i wyłącznie dobro oddanej pod jej opiekę społeczności. Dba, a właściwie stara się nadzorować ich bezpieczeństwo, zdrowie fizyczne, psychiczne i moralne.

Siostra przełożona będąca władzą ostateczną jest bardziej wyrozumiała dla ludzkich słabostek i jeżeli drastycznie nie wykraczają poza obowiązujące ramy, toleruje różne wyskoki podopiecznych. Wie, że są raczej nieszkodliwe, w wprost przeciwnie, przynoszą dużą frajdę "niesfornym chłopcom" i pozwalają im rozładować różne frustracje. Jest bardziej ludzka od Marii, chociaż w pewnym momencie wygrażając laską "Smarkulowi" przypomina wszystkim dookoła, że "potrafi przywrócić porządek i zmusić do posłuszeństwa". Ale to są słowa, a w czynach nawet wręcz tuszuje różne wyskoki np. Kality i jest wyrozumiała dla swoich podopiecznych.

Sytuacja zmienia się diametralnie w części drugiej. Już nie jest tak śmiesznie. W wyniku zbiegu różnych okoliczności zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych, w tej społeczności dochodzi do zaistnienia nowych sytuacji. Znana z pierwszej części młoda "dobra" siostra dochodzi do głosu i przeprowadza dobre zmiany. No i "Chłopcy" nie są już tacy, jacy byli, gdy ich poznaliśmy w części pierwszej. Oczywiście wg siostry Marii wszystko zmieniło się na lepsze; np. dzięki wymuszonemu donosicielstwu siostra ma pisemne raporty kto, co, kiedy i z kim; były długoletni pensjonariusz (Kalita), gdy ponownie zawitał do swojego dawnego domu, zostaje poinformowany przez nią, o której odjeżdża jego pociąg, a dodatkowo dostaje nawet nie sugestię, tylko tekst otwarty, aby będąc człowiekiem z zewnątrz nie wtrącał się, bo oni doskonale dadzą sobie radę sami; gazetka jest pod całkowitą kontrolą nowej gospodyni i można w niej przeczytać to, czego sobie właśnie życzy itd., itp., etc.

Taaaaak! A mówi się, że najtrudniej być Prorokiem we własnym kraju!

Jedna uwaga na zakończenie. Na "Chłopców" do Teatru Polonia, warto iść wcale nie ze względu na proroctwa autora. To jest po prostu znakomity spektakl z kapitalnymi rolami aktorskimi i materiałem do przemyślenia po wyjściu z teatru. Polecam.

Krzysztof Stopczyk
www.kulturalnie.waw.pl
10 grudnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...