Grotowski by się uśmiał

34. Opolskie Konfrontacje Teatralne - "Kordian", "Hamlet", "Faust"

Teatr im. Kochanowskiego postanowił uczcić obchody Roku Grotowskiego. Niestety sobotni wieczór zaproponowany przez Tomasza Koninę pt. "Gra z pamięcią. Grotowski - inspiracje (Opole 1959-1964)" wywołał jedynie zażenowanie

Owe inspiracje i nawiązania do Grotowskiego polegały jedynie na tym, że wzięto na tapetę teksty, nad którymi pracował w latach 1959-64 w Opolu Grotowski ("Kordian" według Juliusza Słowackiego, "Tragiczne dzieje doktora Fausta" według Christophera Marlowe\'a, i "Hamlet" według Williama Szekspira i Stanisława Wyspiańskiego). No i na mówieniu, że pracując nad nimi inspirujemy się myślą mistrza. Tyle, że inspiracji działalnością Grotowskiego w tych pokazach nie było widać w ogóle. 

Wydawałoby się, że skoro projekt nazywa się "Gra z pamięcią"*, pomysłodawcy powinni zadbać o to, by zaplanowane pokazy korespondowały w jakiś sensowny sposób z przedstawieniami Grotowskiego. Tym bardziej że te były tak charakterystyczne i rewolucyjne w podejściu do klasycznych utworów, iż bez wątpienia są bogatym materiałem, z którego dziś można czerpać interesujące nawiązania. Próżno jednak było zatem czekać na odniesienia, czy choćby polemiki z twórczością Grotowskiego, na owe obiecane "gry z pamięcią". 

Organizatorzy zaplanowali swój projekt w następujący sposób. Zaproszono trzech przedstawicieli różnych dziedzin artystycznych. Zaproszono to może zresztą złe słowo, bo pierwszym z nich okazał się sam dyrektor teatru Tomasz Konina. Zaprezentowano też działania - znanego już w Opolu z wielu projektów - choreografa Mikołaja Mikołajczyka. Performance przygotował natomiast tym razem Arti Grabowski. 

"Kordian" w wersji Grotowskiego rozgrywał się w szpitalu psychiatrycznym. Mała sala Teatru 13 Rzędów była wypełniona szpitalnymi łóżkami. Widzom również została narzucona rola pacjentów. Grotowski skonstruował spektakl tak, że akcja dramatu Słowackiego była właściwie zbiorowym rojeniem obłąkanych ludzi. 

To bardzo uproszczony i podstawowy zarys, ale nawet do tych tropów Konina się nie odwołał. Nazwał swój pokaz instalacją, choć tak naprawdę przypominał on ponadgodzinne nieudane przedstawienie. Konina ograniczył się do umieszczenia w przestrzeni scenicznej grupy aktorów, odgrywających poszczególne role z dramatu. Na tym właściwie poprzestał, każąc im wypowiadać wybrane fragmenty tekstu Słowackiego. Aktorzy deklamowali kolejne zdania bez szczególnego zastanowienia i trzymając się powierzchownej interpretacji, a reżyser zajął się wyświetlaniem kolejnych projekcji wideo w tle, które chyba miały nieco "ożywić" instalację i zatuszować jej słabości. 

Pomysł dość kuriozalny jak na inspirację Grotowskim, który akurat w "Kordianie" zrobił pierwszy wyraźny krok ku "teatrowi ubogiemu", rezygnując ze wszystkich teatralnych środków takich jak: scena, światła, muzyka, kostiumy i dekoracje. Ponadto to właśnie przy pracy nad tym spektaklem Grotowski zainicjował wyraźnie nowy styl gry aktorskiej mocno już oparty o akrobatykę, a także podkreślający takie elementy jak umowność, konwencję negatywu i "zabawę w teatr". Spektakl Koniny tak się ma do inscenizacji Grotowskiego jak np. opera do przedstawienia kukiełkowego. 

Trochę lepiej było z pokazem "Faust - zdarzenie" Mikołaja Mikołajczyka. Ten przynajmniej był dobrze przygotowany pod względem choreograficznym i z zaciekawieniem się go oglądało. Piękna muzyka (Zbigniew Kozub), interesująco opracowany ruch sceniczny oraz widoczny wysiłek i skupienie biorących udział w pokazie aktorów to istotne czynniki tego działania. Oczywiście z metodą pracy nad ciałem aktora u Grotowskiego nic to nie miało wspólnego, ale na siłę można by szukać takiego odniesienia. 

Grotowski w "Fauście" zainteresował się mitycznym wzorcem ludzkiego losu. Fausta uczynił szaleńcem skrajnie pragnącym prawdy i świętości. Stąd losy Fausta zostały w Teatrze 13 Rzędów przedstawione analogicznie do żywotów świętych. Hagiograficzny schemat stał się ramą przedstawienia. Znamienna była scenografia - wysokie podesty, wzdłuż których siedzieli widzowie, symbolizowały stół, bo oto widz u Grotowskiego był gościem na uczcie u Fausta. Uczta ta zresztą zmieniała się w praktyce w ostatnią wieczerzę. 

Oczywiście przedstawiam ponownie tylko uproszczony zarys spektaklu i należy pamiętać, że dla Grotowskiego taka rama stanowiła dopiero punkt wyjścia do kolejnych tropów. U Mikołajczyka oczywiście dialogu z tym spektaklem także nie można się było dopatrzyć, choć ewentualnie można było skojarzyć siedzących z dwóch stron sceny naprzeciwko siebie mężczyzn w garniturach z siedzącymi przy stole-podeście widzami. Jednak i to wydaje się szalenie przerysowaną interpretacją sobotniego pokazu. 

Ostatnia część - performance na podstawie "Hamleta" to już typowe współczesne działanie performatywne. Widzowie zostali zamknięci na scenie żelazną kurtyną przeciwpożarową. Wraz z nimi w jednej przestrzeni pozostał performer (Arti Grabowski) z pomalowaną na czerwoną twarzą. Artysta agresywnie zaczepiał publiczność, nosił widzów na plecach, przekraczał ich prywatną przestrzeń, aż w końcu zamocował sobie wokół głowy "pióropusz" z wielkich noży rzeźniczych i zaczął wybierać z tłumu swoje ofiary. Przykładał ich czoło do swojego tak, że wybraniec miał wokół swojej głowy i oczu ostrze noży. Na zakończenie przy sielskich odgłosach ptaków nastąpiło pojednanie z wcześniejszymi ofiarami objawiające się długim spojrzeniem prosto w oczy i uściskiem. Pokaz jako performance (szczególnie jego pierwsza, agresywna część) miał z pewnością swoją moc i mógł oddziaływać na widzów. Co miał jednak wspólnego z "Hamletem" Grotowskiego, u którego główny bohater Szekspira był Żydem polskiego pochodzenia walczącym o swe idee w wiejskiej karczmie? Pytanie pozostaje retoryczne. 

Jedno można tylko przyznać, że na performansie Grabowskiego widz nie mógł czuć się bezpiecznie. Tak było też zawsze na spektaklach Grotowskiego, jednak przeprowadzenie linii między tymi dwoma rodzajami "wybicia widza z bezpiecznej pozycji" wciąż jest olbrzymią pomyłką. 

*** 
Gdyby organizatorzy opolskiego projektu zrobili te trzy pokazy jako kontekst do Opolskich Konfrontacji Teatralnych bez używania nazwiska Jerzego Grotowskiego i mydlenia publiczności oczu, że ich projekt ma cokolwiek wspólnego z jego myślą i dziełem, można byłoby po prostu przejść obok tego słabego punktu obojętnie. 

Wpierano nam jednak, że to rzecz korespondująca z dziełem założyciela Teatru 13 Rzędów. Grotowski gdyby mógł, przewracałby się w grobie. Bo stawianie znaku równości w jakimkolwiek stopniu między tym, co robił, a każdym współczesnym działaniem artystycznym, które w jakiś sposób przekracza granice tradycyjnego teatru (np. wciągając widza w interakcję), to jedynie skandaliczne naginanie faktów. 

* nazwa została zaczerpnięta z książki Agnieszki Wójtowicz "Od Orfeusza do Studium o Hamlecie. Teatr 13 Rzędów w Opolu (1959-1964)", Wrocław 2004. Autorka zatytułowała w ten sposób rozdział poświęcony "Dziadom" według Mickiewicza, które Grotowski wystawił w Opolu w 1961 roku.

Aleksandra Konopko
Gazeta Wyborcza Opole
29 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia