Gustaw, Gustaw, lep na muchy

"Śluby" - reż. W. Kościelniak - 6. MFST ITSelF

Krakowska Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego zawitała do Warszawy z jedną z najpopularniejszych komedii Aleksandra Fredry. Śluby panieńskie to utwór mocno zakorzeniony w świadomości polskiego widza. Za każdym razem, gdy twórcy sięgają po dramat, muszą liczyć się z tym, że odbiorca ma w stosunku do tekstu pewne oczekiwania i przychodzi do teatru z konkretnym nastawieniem. Czy Śluby w reżyserii Wojciecha Kościelniaka sprostały temu zadaniu?

Słowo w komedii Fredry jest bardzo żywe, barwne, bawi wieloznacznością. Sprawnie skonstruowane dialogi idealnie oddają napięcie, które rodzi się podczas gry toczącej się na scenie. Oto Klara i Aniela, natchnione doświadczeniem zaczerpniętym z sentymentalnej literatury, postanawiają złożyć przysięgę i na zawsze pozostać w stanie panieńskim. Tymczasem gdzieś obok krążą Gustaw i Albin, mający w stosunku do dziewcząt zupełnie inne plany…

Krakowskie Śluby inspirują się tekstem, ale czasem trudno wychwycić spójną historię. To nie słowo jest najważniejsze, ale ruch, gest, wokal aktora. Z pewnością już sam punkt wyjścia jest nieoczekiwany – Śluby to musical. Musical, który zachwyca swoją plastycznością. Z prostej scenografii udało się stworzyć niezwykle „intensywną” rzeczywistość. Wyraźnie widać, że aktorzy uczestniczą w otaczającej ich przestrzeni, bawią się rekwizytem. Akcja została przeniesiona w świat owadów. Fakt ten zdradzają bardzo subtelne aluzje, chociażby o wiele za duże przedmioty, z których korzystają „owadzi” bohaterowie czy przekomiczna postać sługi Jana – wyraźnie wystylizowana na ruchliwą muchę. Widać bardzo dużą pracę aktorów nad ciałem. Każdy ruch zdaje się być przemyślany, a na całość patrzy się bardzo przyjemnie.

W tym światku Gustaw snuje swoje sieci, wikłając miłosną intrygę. Tańcząc i śpiewając, ośmiesza postanowienie Anieli i Klary, które wskutek jego działań lgną do znienawidzonych mężczyzn jak ćma do światła. Pozostaje jednak wrażenie, że sens w żaden sposób nie wynika z tekstu sztuki. Spektakl wiele na tym traci. Przede wszystkim została mu odebrana dawka dobrego humoru. Muzyka zdaje się zagłuszać istotę konfliktu i choć jest bardzo ciekawa, nadbudowująca aurę tajemniczości wokół wydarzeń na scenie, to za mało w niej różnorodności. Momentami prowadzi to do znużenia i nie pozwala skupić się na spektaklu.

Kościelniak proponuje oryginalną interpretację komedii Fredry. Aktorzy wydziału wokalno-aktorskiego PWST w Krakowie stworzyli na scenie warszawskiego teatru Studio piękny, misternie wykreowany obrazek, na który aż  miło popatrzeć.

Dorota Sech
Teatrakcje
30 czerwca 2011
Teatry
PWST, Kraków
Prasa
teatrakcje

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia