Gwiazdy przyszłości

Młode i zdolne aktorki z krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.

Wygląda na to, że urodziły się po to, by poruszać innych swoją grą. Ola, Julia, Marta i Sandra bez wahania podjęły więc decyzję o studiach na krakowskiej PWST. Niebawem kończą szkołę i z pewnością nieraz o nich usłyszymy - pisze Urszula Wolak w Dzienniku Polskim.

Dwudziestokilkuletnie, mają przed sobą cały świat i mnóstwo szans do wykorzystania. Młode, zdolne aktorki z krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej wiedzą o tym doskonale i nie zamierzają ich zmarnować. Aleksandra Pisula, Julia Sobiesiak, Marta Mazurek i Sandra Staniszewska - różnią się typem urody, osobowością i temperamentem, łączy je natomiast jedno - determinacja w osiąganiu wyznaczonych celów. Chcą grać i wygląda na to, że nic je przed tym nie powstrzyma. Zapamiętajmy ich nazwiska, bo wkrótce może być o nich naprawdę głośno.

Rozważna Ola

Kawiarnia Bunkier Sztuki. W sali pełnej gości, przy jednym ze stolików siedzi smukła, długowłosa, młoda kobieta. To Ola. Herbata, papieros. Od razu przechodzi do konkretów. - O czym będzie ten artykuł?- pyta. - Czy będę mogła zobaczyć tekst przed publikacją? Kiedy już dopełniłyśmy wszelkich formalności, Ola opowiada mi o sobie. Jest nieco tajemnicza i przez to niezwykle intrygująca. Od razu informuje mnie o tym, że na pewno nie usłyszę z jej ust banałów związanych z misją aktora.

-Aktorstwo to zawód,jak każdy inny -twierdzi. Dowiaduję się, że pochodzi ze Śląska, dokładnie z Katowic. Już rozumiem, skąd w niej to "zamiłowanie" do konkretów.

Nie miała żadnych wątpliwości, gdzie rozpocząć studia po ukończeniu szkoły. - To było dla mnie naturalne -mówi.

Lata spędzone w krakowskiej PWST to dla niej przede wszystkim fascynujące spotkania z drugim człowiekiem, twarzą w twarz, oko w oko.

- I operacje wykonywane na otwartym sercu, które przeprowadza się często podczas teatralnych prób.

Ola ma świadomość, że za każdym razem, kiedy staje na scenie, wystawia się na krytykę innych - i tu dochodzimy do ekstremum tego zawodu. W pewnym momencie nie wiadomo, komu należy zaufać. Sobie? Czy może osobie oceniającej cię i krytykującej? Często bardzo dotkliwie - opowiada Ola. Aktorka nie boi się jednak ostrych słów. - Wolę, by ktoś powiedział mi wprost, co sądzi o moje pracy, nawet jeżeli miałoby mnie to zaboleć, a nie skwitował obojętnie: " OK, może być". Mdła i obojętna opinia jest najgorsza}.

Skąd u niej ta psychiczna wytrzymałość? - Przyjmuję krytykę, ale przede wszystkim wierzę w siebie i w słuszność podejmowanych decyzji. To ważne, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś próbuje wejść ci na łeb.

Plany na przyszłość? Są obiecujące, ale uprzedza, że nie zamierza o nich opowiadać. Nie chce zapeszać? Tworzy wokół siebie otoczkę tajemnicy? To nie to. - Po prostu nie mam ochoty tłumaczyć się później innym, że coś nie wyszło, nie wypaliło, nie doszło do skutku - mówi. Udaje mi się jedynie ustalić, że stoi przed poważnym wyzwaniem, przed szeroką widownią. Niestety, poza Krakowem.

Ola chętnie opowiada natomiast o swojej obecnej pracy w PWST. Jej grupa rozpoczęła właśnie prace nad kolejnym dyplomowym spektaklem, tym razem z Krystianem Lupą. - Spotkanie z nim jest niebywale inspirujące, w końcu marzy o nim chyba każdy zdający do krakowskiej PWST. Zaczynali od pracy nad kontrowersyjnymi "Idiotami" Larsa von Triera. Teraz zgłębiają tekst "Poczekalni", którą Lupa wystawił w Lozannie.

- To typowy "work in progress", zmierzający do ukazania na scenie grupy jednostek wyrzuconych poza społeczny nawias - z przejęciem opowiada Ola. Rozmowa o Krystianie Lupie wywołuje na jej twarzy elektryzujący uśmiech. Opowiada mi o listach, które jej grupa wysłała do reżysera. - Chciał nas w ten sposób lepiej poznać - mówi aktorka. Pisała w przypływie chwili; o ostatnim śnie, tym, że w jej pokoju panuje nieznośny chłód i o życiu..., co ją w nim ziębi i grzeje.

O zawodowym spełnieniu nie marzy. Woli czerpać z pracy satysfakcję. - Poczucie całkowitego spełnienia to nie dla mnie, bo oznacza, że pora umierać.

Subtelna Julia

Delikatna i subtelna. To dwie cechy, które doskonale opisują wygląd Julii i oddają jej charakter. Odnoszę nieodparte wrażenie, że emanujący z niej spokój i pozytywna energia w jednej chwili rozpromieniłyby nawet najbardziej zgorzkniałego pesymistę. Julia, podobnie jak Ola, nie miała żadnych wątpliwości, że aktorstwo jest tym, czym pragnie zajmować się zawodowo.

Do szkoły teatralnej dostała się za pierwszym razem. Opuściła rodzinny Lublin i przeniosła się do Krakowa Na scenie debiutowała na drugim roku studiów, w Starym Teatrze w Krakowie, grając w "Przemianie" w reżyserii Magdaleny Miklasz.

Mimo młodego wieku pracuje już z profesjonalistami na deskach warszawskiego Teatru Studio, gdzie trwają właśnie próby do "Ożenku" w reżyserii Iwana Wyrypajewa. Julia zagrała wcześniej, wraz z innymi studentami PWST, w jego spektaklu zatytułowanym "UFO. Kontakt" i przyciągnęła uwagę cenionego reżysera, który później zaprosił ją do współpracy przy "Ożenku". - Na razie omija mnie stres związany z występami na castingach i to jest bardzo przyjemne -mówi aktorka, która pojawiła się także na planie serialu "Lekarze", emitowanym w telewizji TVN. - To by ta mała, epizodyczna rola, ale dzięki niej miałam okazję zdobyć pierwsze, profesjonalne doświadczenie przed kamerą i współpracowaćz reżyserem Marcinem Wroną- opowiada.

Najtrudniejsze aktorskie zadanie? Julia pamięta je doskonale. - Otrzymałam rolę dziarskiej, pewnej siebie wiejskiej baby, która była całkowitym przeciwieństwem subtelnych, delikatnych bohaterek, które grałam do tej pory. Miałam więc z tą babą poważny problem - śmieje się. - Ale jakoś dałam radę. Dlatego dziś z takim spokojem patrzy w przyszłość i nie martwi się na razie tym, co przyniesie jej los za dwa, trzy lata. - Wierzę, że każdy ma swój czas, na każdego przyjdzie odpowiednia pora - mówi.

Marta wyjęta ze świata Tima Burtona

Niepewność jutra? Pytania dotyczące przyszłości? Marta też się nimi nie zadręcza. Obecnie żyje w innym świecie, przygotowując się do roli w muzycznym spektaklu Wojtka Kościelnika realizowanym na scenie w krakowskiej PWST. Pochłania więc filmy Tima Burtona, bo jej postać przypomina bohaterki twórcy takich dzieł, jak "Edward Nożycoręki", "Gnijąca Panna Młoda" czy "Sweeney Todd". Skąd wzięła się ta koncepcja? Drobna Marta o delikatnych rysach twarzy i intrygującym spojrzeniu rzeczywiście wygląda jak idealny pierwowzór animowanych postaci wyjętych wprost z mrocznych filmów amerykańskiego reżysera. Może dlatego, że aktorka zdecydowanie nie wygląda na swój wiek i często jest obsadzana w rolach dzieci. - Mam nadzieję, że nie stanie się to moim przekleństwem

- śmieje się. - Może ufarbuję włosy, a może je zetnę, by wyglądać nieco poważniej? - zastanawia się Marta.

Dziecięcą rolę powierzył jej ostatnio Jerzy Stuhr w swoim radiowym spektaklu "Ich Czworo", emitowanym na antenie Radia Kraków. - To było wspaniałe doświadczenie. Znalazłam się bowiem w gronie wybitnych, polskich aktorów, wśród których była m.in. Sonia Bohosiewicz. Patrzyłam na nią i podziwiałam, z jaką lekkością wykonuje aktorskie zadania, jak szybko otwiera się na innych.

Marta nie była stremowana, może lekko rozbawiona. - Tym, że znowu gram to dziecko... - mówi. Z ust jednej aktorki usłyszała jednak: "Nie przejmuj się, mnie też kiedyś obsadzali tylko w rolach dzieci. Kiedyś to się zmieni".

- Wierzę, że tak będzie - mówi Marta, która debiutowała w teatrze pod okiem Krzysztofa Globisza w jego spektaklu pt "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem", granym na scenie w PWST. Zobaczymy ją także w spektaklu Iwana Wyrypajewa na deskach Starego Teatru. - Czułam się niezwykłe doceniona, kiedy reżyser wybrał mnie do roli w Jluzjach ", w których gram postać Dyrygenta czuwającego nad właściwym przebiegiem sztuki i w teatralny sposób uruchamia części składowe przedstawienia: światło, dźwięk - opowiada Marta.

Aktorka ma już także za sobą pierwsze doświadczenia przed kamerą. Grała na planie serialów, w tym w popularnym "Ranczu" - produkcji Telewizji Polskiej. Była wtedy dopiero na pierwszym roku studiów. Ten sam reżyser zaprosił ją później do współpracy na planie innej serii pt. "Siła wyższa".

W zasięgu jej marzeń jest teraz film. Niewiele brakowało, a wystąpiłaby w najnowszej "Drogówce" Wojtka Smarzowskiego. - Pomyślnie przeszłam casting i otrzymałam odpowiedź, że zostałam przyjęta. Los chciał jednak inaczej i wizja reżysera się zmieniła, a ja koniec końców nie dostałam roli w filmie, ale nie załamuję się. Czekam na kolejną szansę - mówi Marta Znany reżyser nie wie nawet, jaką perełkę wypuścił ze swoich rąk. Cóż, może znów na nią trafi.

Temperamentna Sandra

Sala egzaminacyjna w krakowskiej PWST. Przed komisją złożoną z trzech mężczyzn staje atrakcyjna, kipiąca zmysłowością, młoda kobieta o zniewalającym uśmiechu. Ma na sobie zwiewną sukienkę w kwiaty, kupioną w second-handzie i czuje, jak rozpierają energia. Nie ma nic do stracenia, a zyskać może naprawdę wiele i nie zamierza zmarnować tej okazji. To Sandra, która podchodzi do egzaminu na Wydziale Aktorskim już po raz trzeci. "Raz się żyje" - myśli w duchu i z rozmachem otwiera drzwi do sali 204.

- Panowie! Boże! Jak fajnie, że jesteście... mężczyznami! Ja wiem, że to jest moja ostatnia szansa i czuję, że dacie mi silę. Ja po prostu muszę się tu dostać. Jeśli tak się nie stanie, więcej nie podejdę już do egzaminów - wyznała niespodziewanie, czym rozładowała napiętą atmosferę panującą w sali - wspomina dziś aktorka, której szczerość i bezpretensjonalność uwiodły członków komisji.

Dziś z pewnością żaden nie żałuje swej decyzji, bo Sandra Staniszewska ciężko pracuje, by odnieść sukces w aktorskim zawodzie.

Jej upór i niezwykle świadome dążenie do wyznaczonych celów przynosi upragnione efekty. - W życiu można wszystko osiągnąć, wystarczy tylko dostać kopa - dawkę pozytywnej energii w odpowiednim momencie - mówi Sandra, która promienieje, gdy opowiada o swojej pracy. Publiczność miała okazję zobaczyć ją w roli Mileny w popularnym serialu "Julia". Po zakończeniu współpracy z produkcją postanowiła spróbować swoich sił w castingu do kolejnego serialu pt "Wszystko przed nami". Producenci serialu poszukiwali aktorki, która zagrałaby rolę Włoszki, mówiącej łamaną polszczyzną.

- Pomyślałam: "Mam włoski typ urody, gorący temperament, dlaczego miałabym nie spróbować?" Poszłam więc na casting, wystylizowana na typową Włoszkę; odjazdowe ciuchy, modne okulary, z przekonaniem: " Ta rola jest dla mnie stworzona" (śmiech). Perfekcyjne przygotowanie nie przyniosło jednak efektu, wpadła za to w oko Ilonie Łepkowskiej, która zaproponowała jej pracę na planie "M jak miłość", gdzie obecnie gra pewną siebie, temperamentną i kobiecą Izę. "Cała ona" - cisną się na usta słowa, kiedy patrzę na siedzącą przede mną aktorkę w perfekcyjnym makijażu, ubraną w odstrzałowe ciuchy.

- To prawda - potwierdza Sandra - ale nie chciałabym się zaszufladkować - mam też liryczną duszę, której barwy odkrywałam w krakowskiej PWST, grając na przykład delikatną Gruszeńkę w "Braciach Karamazow" czy Maszę z "Trzech sióstr". Tę subtelną stronę natury odkrywała w niej Anna Dymna. - "Nie lubię tej konkretnej Sandry. To masz, bo taka jesteś! W tym się sprawdzisz na scenie. Zróbmy coś innego... znajdźmy inne twoje oczy, inny oddech".

Pod opieką Mai Kleczewskiej powstały dwa spektakle z jej udziałem, w których możemy zobaczyć niektóre z teatralnych twarzy Sandry.

Na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuk aktorka wystąpi w odważnym "Projekcie Makbet", a w Tetrze PWST gra w "Milusińskich. W tym ostatnim stworzyła na scenie poruszającą postać gwiazdy porno. A w połowie marca czeka nas premiera jej spektaklu dyplomowego w reżyserii Krystiana Lupy. Bądźmy pewni, niejednym nas jeszcze zaskoczy.

Urszula Wolak
Dziennik Polski
26 stycznia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia