Halka na chacie

"Halka" - reż. Cezary Tomaszewski - Opera Rara w Krakowie

Widać już po nazwie festiwalu: opera to język złożony z samych samogłosek. Wczoraj śpiewali po polsku, bo "Halkę", a i tak nie wiedziałem, od czego to "aaaaa", "ooooo". W przerwie widz typu melodramatycznego powiedział, że nic nie słyszy, co śpiewają, idzie! Może sala nie taka? Jak coś jest po naszemu, to zazwyczaj nie zauważasz, że bez napisów. Mnie by treść też ominęła, gdyby nie zadane.pl. Dzięki, Damak1. Tylko interpunkcję Ci poprawiłem:

"Znajdujący się w kłopotach finansowych Janusz ma wyjść za bogatą córkę stolnika, Zofię, lecz cały czas w jego sercu gorące uczucia do Halki, dziewczyny z rodzinnej wsi. Halka, nie wiedząc o zaręczynach, przyjeżdża do rezydencji, wtem spotyka Janusza, który mówi jej, żeby na niego poczekała, ale Janusz nie przychodzi. Halka, zrozpaczona, idzie w kierunku rezydencji, a za nią zakochany w niej chłopak, góral także z jej wsi, Jontek, który przekonuje ją, jak bardzo ją kocha, lecz Halka nie słucha. Wtem wchodzi do rezydencji, w której jest bal na cześć nowożeńców, a za nią Jontek, lecz rozzłoszczony Stolnik każe wyrzucić ich poza bramy posesji, ponieważ goście mogliby dowiedzieć się, że kiedyś Janusz z Halką byli parą. Halka, wiedząc o zaręczynach Janusza postanawia iść do kościoła, w którym panuje ślub, chcąc go podpalić. Lecz gdy widzi, jak szczęśliwi są nowożeńcy, biegnie na pagórek poza kościołem i rzuca się do rzeki".

To wystawienie wystawił Cezary Tomaszewski, ten, co lubi przyżartować. Że na przykład orkiestra zmienia sobie buty przyniesione w nieneutralnych akustycznie siatach albo Halka wzuwa t-shirt o napisie "Young & Wild", that sort of thing. Lubi też na gotycko, co w tym wypadku oznacza cmentarze i tapir na głowie jak od pokurwienia prądem. Widziałem tylko jedno inne jego coś (Kto nas odwiedzi w Ochu) i już widzę riplej. Pocieszny, bo pocieszny, ale humor jest. Te spektakle są nie tyle śmieszne, co może "śmiechowe". Grają, że grają "Halkę", bo zagrać po prostu, bez grania, że grają, byłoby obciachem. Przez to nie ma czym się wzruszyć, nawet zgon dziewczyny dzieje się metodą "Celebrity Splash" - lub tak zwaną "mordą w kubeł". Sekwencję panierowania postaci tytułowej (najpierw kisiel, potem pióra) wyreżyserowała Maja Kleczewska.

Plusik za Aldonę Grochal w obsadzie, w stylówce "ruda maruda", w czerwonym szlafroku czy tam "peniukurwułarze" (Demirski, "Bitwa warszawska"). To jest cicha woda, ta aktorka, gra sobie w Kafce lub w Strindbergu (lub w Jelinek - wybaczamy), a tu nagle imperialna rola w Demirskim, w "Artystach". W "Halce" Tomaszewskiego też jest reżyserką, a nawet jakąś komunistyczną fantazją na temat MC, rozpoczyna i ustawia przebieg, od niej się dowiadujemy, że ten wykon się wykonuje NA CHACIE u kompozytora. Moniuszko ze sceny małpuje dyrygenta Adamusa, przewracając sobie kartki butem. Akcja przeniesiona do PRL-u, bo to już te czasy mamy, że wszystko się kojarzy z, albo jest, PRL-em. Interakcja z meblościanką pośród doniczkowych, domowych palemek. W przyrodzie częściej występuje uszaty fotel, ale tu mamy kanapę - z uszami. Meble mają uszy, co albo jest aluzją, że koncert, albo że PRL. A scena ma usta, które mają zęby! Chyba tylko po to, żeby było ładnie, co jest good enough powodem.

Gdy już zamkną się śpiewacy, otwiera się nasza MC - z wykładem o istocie opery, że ciało na scenie. Ale zajechało Wydziałem Polonistyki UJ! Piszę z ręką na sercu, że było to nudne - i możecie sami sprawdzić. Jeśli czytasz tę recenzję 2 lutego 2017, czyli świeżo po premierze recenzji, to jest taki deal: wieczorem będzie stream z tą "Halką" na żywo na fejsie. Por. fanpejdż Capelli Cracoviensis. Przepalenia kabelków - czy jak to powiedzieć.

___

Maciej Stroiński - krytyk teatralny "Przekroju", wykładowca na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Maciej Stroiński
Ha!art
4 lutego 2017

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia