Hamlet kontra współczesne problemy

"Hamlet, albo..." - 13. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Wychodząc z sali po półtora godzinnym przedstawieniu - sali dusznej i przytłaczającej swoimi miniaturowymi rozmiarami, nie sposób było zauważyć choćby cienia zmęczenia na twarzach widzów.

I choć pierwsza niedziela sierpnia należała do tych rzadkich, nabrzmiałych od pogodowej gorączki wieczorów (co z pewnością dało się we znaki publiczności zgromadzonej w ciasnej sali sopockiego Teatru) mało kto narzekał na warunki, w jakim przyszło im oglądać widowisko. Co zatem oczarowało widzów, w których naturze czai się powszechny zwyczaj narzekania na zachwiania pogody – zwłaszcza, jeśli przyszło im spędzać wieczór w nagrzanej od słonecznych promieni sali?

Pierwsza z odsłon – poprzedzająca oficjalne rozpoczęcie przedstawienia, a więc widok siedzącego na dziecinnym łóżku młodego mężczyzny niezgrabnie piszącego coś na kartkach brulionu, wzmogła czujność w oczach widza. Scenografia podporządkowana infantylnym ruchom mężczyzny, a więc gdzieniegdzie porozstawiane zabawki, kufer służący zapewne za przechowalnie dziecięcych skarbów, kukiełkowy teatrzyk i lustro, do którego z nudy można stroszyć grymasy... Czy tak zwykliśmy sobie wyobrażać pomieszczenie, w którym słynny bohater Szekspirowskiego dramatu powtarzał retoryczne „być albo nie być”? Zaraz jednak dowiadujemy się o tym, że rzecz – choć dzieje się w czasach nam współczesnych – nie pozostaje wcale odległa od treści oryginału. Kwestie Hamleta pozostają niezmienne, zaś innowacją staje się rozegranie dramatu równolegle z dramatem młodzieńca, który nie może przebaczyć matce decyzji o rozwodzie z ojcem. Sytuacja nieobca dzisiejszym czasom (rozwód, problem dezintegracji rodziców z dziećmi, brak akceptacji dla przyszłych macoch i ojczymów) dobrze wkomponowuje się w całość dramatu, uzupełniając jego puentę aluzjami do rzeczywistości naszych czasów. A przy tym gra wyłącznie jednego aktora, który ekspresją ruchów, mimiką, modulacją głosu na potrzeby odegrania pozostałych ról, przyprawił o gorący aplauz ze strony odbiorców. Sceny, w których tytułowy Hamlet posługując się kukiełkami bądź poduszkami imitującymi postacie matki i ojczyma odtwarza ich dialogi, stanowią chyba najdobitniejszy dowód talentu francuskiego aktora. Brak w nich sztuczności, potknięć i śladów wyczerpania na twarzy artysty podczas ponadgodzinnej gry – gry postaci porywczej, dynamicznej i niespokojnej w swych ruchach.

Ważnym punktem sceny pozostają drzwi – symboliczna granica pomiędzy światem dziecka a dorosłego, przed których otwarciem broni się bohater. Zza drzwi co jakiś czas dobiega glos matki – uspokajający i proszący, aby syn zechciał powitać jej nowego przyjaciela. Powtarzające się ponaglenia rozpraszają na krótką chwilę wir monologu i wyimaginowane pojedynki z ojczymem (stryjem) – kukłą, stanowiąc jednocześnie mimowolny powrót do rzeczywistości żywych, a nie szmacianych postaci ze świata współczesnego nam Hamleta. Przypominają o problemie spoza samego dramatu, a który posłużył reżyserowi za pomysł przeniesienia w teraźniejszość tego, co wieki temu napisał Szekspir.

Być albo nie być to wielkie pytanie” – zdanie wypowiadane z taką częstotliwością, że zaczynamy zastanawiać się nad rychłym końcem poszukiwań koncepcji, która by tknęła świeżością w adaptacje dramatu Williama Szekspira. A jednak… na przekór zapowiedziom sceptyków widowiska teatralne wciąż zaskakują nas pomysłem w kwestii tej właśnie sztuki, której zasadnicze pytanie odbija się echem i rozchodzi bez odpowiedzi.

"Hamlet, albo koniec dzieciństwa", Grupa Teatralna Naxos, Chartres, Francja, reż. Ned Grujic

Justyna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
4 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...