Heine w Teatrze Polskim
"Heine" - reż: Irena Jun - Teatr Polski w SzczecinieMonodram Marka Żerańskiego "Heine" jest zbiorem wybranych tekstów romantycznego poety Heinricha Heinego. Autor sztuki jest jednocześnie wykonawcą przedstawienia, o którym mówi: "jest to daleki posiew arcyciekawego dzieła, niedoskonały i ograniczony, jak wszystko w świecie". Czy rzeczywiście sztukę tę można nazwać niedoskonałą i ograniczoną?
Przedstawienie jest w pewnym sensie przekorną interpretacją utworów Heinricha Heinego. Tło muzyczne występu tworzy znany gitarzysta Krzysztof Meisinger, które - z całym szacunkiem do kunsztu twórcy- nie zastąpiło mi utworów światowej sławy kompozytorów: Roberta Schumanna czy Franza Schuberta. Autor skutecznie odciął swoje przedstawienie od rzeczywistości, serwując zaproszonym na premierę ciemność. Mrok taki zmusza do zastygnięcia w bezruchu, gdyż człowiek staje się zupełnie bezbronny, pozbawiony orientacji, jedynie jego myśli mogą swobodnie rozchodzić się po nieograniczonej, niezbadanej przestrzeni. Widz jakby z ukrycia obserwuje monolog bohatera, a emocje które nim targają, budują między nimi relację skłaniającą do zrozumienia uczuć Henryka oraz jego poglądów na sprawy ostateczne i te zupełnie przyziemne.
Aktor wciela się w role, twarze mistrza, któremu monodram poświęcił z taką swobodą, jakby doświadczenie Henryka było jego własnym. W przestrzeni, którą jest „Wyspa Henryka” potrafi odnaleźć i zinterpretować uczucia i myśli oraz przedstawić wnioski podmiotu mówiącego w działach Heinego. Wyspa ta ma wiele zakątków. Bohater wraz z widzem przedziera się z uporem przez wszystkie płaszczyzny swojej własnej historii. Przewijają się w niej rodzice, głównie matka, która uparcie szukała dla niego drogi, nie zważając ani na jego predyspozycje, ani plany. Pojawiają się też kobiety, które łatwo lecz krótkotrwale zajmowały jego myśli. Wspomnienie przywołuje też dziadka, z którym na chwilę nawet Henryk się utożsamia i w tym czasie w przedstawieniu otwiera się nowa przestrzeń. W ten sposób uwidacznia się retrospekcja, umożliwiająca widzowi zarówno konfrontację obrazów pokoleń, ich bohaterów, jak i ocenę ich wzajemnych wpływów.
Bardzo podobało mi się przedstawienie w monodramie kobiety. Sprowadzona do roli kukły, zabawki, która po zawieszeniu na „drzewie życia” pozostaje bez wpływu na nie, na wieki targana wiatrem wspomnień. Niewiasta jest w przedstawieniu porównana do kwiatka rosnącego gdzieś nad rzeką, nie jest bynajmniej niczym, co mogłoby mieć znaczący wpływ na życie bohatera. Jedynie kolor mniej lub bardziej płowy we wspomnieniach Henryka odróżnia ją od innej. Jest to wyrażone symbolicznie za pomocą koloru inne doświadczenie, inny charakter znajomości, inny temperament kobiet. Wszelkie te doświadczenia z płcią piękną składają się dopiero w jeden znaczący czynnik, który miał wpływ na kształtowanie bohatera. Osobiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „Wyspa Henryka” jest czymś więcej niż tylko przestrzenią romantyczną. Jest raczej czymś w rodzaju lustra, w którym Heine może przyglądać się swojej osobie, swojej twórczości, czymś, na podstawie czego sam twórca może siebie zweryfikować. To utwór o sobie samym, obiektywny, bo wygłoszony przez potomnych. Coś, czego powszechnie spodziewamy się przed śmiercią, gdy „całe życie przelatuje przed oczami.”
W odpowiedzi na postawione na wstepie pytanie wypada mi tylko odpowiedzieć, że monodram „Heine” jest otwarty na wiele aspektów życia, mieszczący w sobie wiele wspomnień bohatera, a tym samym wiele różnorakich przestrzeni. Ponadto jest to swoista forma teatru w teatrze, gdzie oprócz wygłaszającego monolog bohatera, pojawiają się też kukły, bohaterki jego westchnień, wzruszeń oraz kompani życiowi. Autor przełamał poważną formę spektaklu teatralnego teatrem lalek, który urządza na scenie monodramu.
To ciekawa, rzadko spotykana forma teatralna, którą warto poznać.