Hipertrofia?

"Ćwiczenia z McDonagha" - reż.P.Gothár - 6. MFST ITSelF

Groteskowe postacie, dosadny język, slapstickowe sytuacje. Ostatnie, czego można spodziewać się po Martinie McDonaghu, to subtelność. W komediowej formie jego tekstów kryje się jednak zaskakujące bogactwo psychologicznych obserwacji i nawet jeśli pokusa nieskrępowanego wygłupiania się na scenie jest bardzo silna, żaden twórca nie może tego drugiego dna zlekceważyć

Na całe szczęście, rozrastające się do gargantuicznych rozmiarów sekwencje skeczy nie przesłoniły w węgierskim spektaklu uniwersalnej wymowy tekstu. Choć bohaterowie wygłaszają niekończące się, momentami skrzące się od błyskotliwego humoru monologi, trzaskają drzwiami na potęgę, biegają jedni za drugimi z nożem czy ze strzelbą, rzucają kamieniami i puszkami groszku, w pewnym momencie stwarzając nawet realne zagrożenie podpalenia sceny, ich motywacje są zawsze czytelne. Opierając się na kilku tekstach irlandzkiego dramaturga, twórcy przedstawiają nam kalekę, obiekt niekończących się kpin mieszkańców wysepki Inishmaan (powierzchnia: 9,12 km2, liczba mieszkańców: nie więcej niż 200), który niespodziewanie staje przed szansą wyjazdu do Ameryki na podbój Hollywoodu. Obserwujemy swary dwóch braci, oskarżających się wzajemnie o każde swoje niepowodzenie, oraz księdza tracącego wiarę około dwunastu razy na tydzień. U podstaw każdego ich działania leżą proste emocje: miłość, zawiść, potrzeba bliskości, zwątpienie, zazdrość. Wydobycie tych wspólnych wszystkim ludziom motywów na światło dzienne stanowi przy tym dobre uzasadnienie sięgnięcia przez Węgrów po teksty na pierwszy rzut oka hermetyczne, aż „tchnące irlandzkością”.

Młodzi węgierscy aktorzy doskonale czują się w odrealnionej konwencji, wymagającej od nich przesadnej, nadekspresyjnej gry. Przestrzeń ograniczoną kolekcją starych, zużytych mebli, służących głównie do przewracania i ciągłego przestawiania, wypełniają gwałtownymi ruchami, niejednokrotnie zaskakującymi zestawami przekleństw i, co najważniejsze, atmosferą dobrej – nawet jeśli niezmiernie wyczerpującej – zabawy. Na szczególne wyróżnienie zasługują młodzieńcy wcielający się w role Colemana i Valene’a, dwóch wspomnianych wyżej braci, których kłótnie, osiągające apogeum w uroczej demolce z wykorzystaniem strzelby, stołu, kuchenki gazowej i paru innych sprzętów, stanowią zdecydowanie najzabawniejsze fragmenty spektaklu.

Trudno jednak w przypadku Ćwiczeń z McDonagha mówić o pełnym, niekwestionowanym artystycznym sukcesie. Dwie i pół godziny to zbyt wiele jak na spektakl dość jednostajny, pozbawiony wyrazistej dynamiki. Choć całość składa się z etiud, z których tylko wybrane powiązane są ze sobą, wszystkie fragmenty rozgrywają się w tempie tak wysokim, że momentami trudno jest złapać oddech i aż prosi się, by zakrzyknąć „Proszę Państwa, może by tak mała przerwa?”. Zdarza się więc, że gdzieś tylnymi drzwiami podstępnie wkrada się do głowy delikatne uczucie znużenia i przesytu. Na szczęście prezentowana przez aktorów werwa ostatecznie zaciera to niepożądane wrażenie.

Oklaskom nie było końca.

Robert Mróz
Teatrakcje
30 czerwca 2011
Prasa
teatrakcje

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia