Hipnotyzujący dance macabre

"Święto wiosny" - reż. Izadora Weiss - Bałtycki Teatr Tańca

Pierwszy rok działalności Bałtyckiego Teatru Tańca nie pozostawia wątpliwości. Początek kalendarzowej wiosny w Trójmieście nikogo nie zachwycił, niechęć do wciąż utrzymującej się zimy jest już na poziomie dramatycznego krzyku. Izadora Weiss ten krzyk wzmocniła przejmująco swoją taneczną wizją rewolucyjnego dzieła Igora Strawińskiego

Izadora Weiss nie pozostawiła złudzeń co do wymowy, w klarowny i uważny sposób prowadziła widza po zakamarkach ludzkiej natury, dając pierwszeństwo atawistycznym, destrukcyjnym skłonnościom mężczyzn. Bezpruderyjni i bezczelni świętowali wiosnę, zbiorowo  gładząc wykorzystane przez nich kobiety. Nikt z widowni nie wszczął burdy, nie godząc się na tak skrajną interpretację, nikt nie buczał i nie tupał nogami. Reakcja widzów (27 rannych), jaka zdarzyła się po premierowym wystawieniu w 1913 roku „Święta wiosny”  słynnego trio Diagilew, Strawiński i Niżyński, nie powtórzyła się. W Gdańsku publiczność jednoznacznie uznała artystyczną wartość spektaklu Izadory Weiss, najbardziej deklaratywnego programowo i choreograficznie spośród wszystkich dotychczasowych wystawień tej inscenizatorki.

Historia powstawania muzyki  do „Święta wiosny” prawie sto lat temu przez wówczas trzydziestoletniego Igora Strawińskiego jest sama w sobie inspirująca. Muzyka  tak nośna, że współcześnie nie straciła nic na sile, jaką miała na początku XX wieku, wzbudzając ogromne emocje, burząc ówczesne wyobrażenia o kompozycji dzieła. Strawiński, czerpiąc z pradawnych, ludowych przekazów muzycznych, dokonał rewolucji na poziomie rytmu, instrumentacji i stylu łączenia dysonansów. Nie korzystając w pełni z instrumentów perkusyjnych, nadawał niepokojący rytm swej wizji, potęgując napięcie powtarzalnymi  frazami, wykorzystując brzmienie instrumentów dętych i bębnów. Izadora Weiss wykorzystała niesłabnącą siłę kompozycji Strawińskiego do przedstawienia jednoznacznej wizji świata, opartego na walce o dominację. Nie ma w gdańskiej inscenizacji rozmowy na temat prawd, racja jest jedna - dominatorem jest mężczyzna, kobieta w konfrontacji z nim nie ma nic do powiedzenia. Męski świat budowany na pochwale siły jest przekleństwem dla kobiet, poszukujących harmonii i uznania ich siły, kojarzonej z delikatnością, czułością i akceptacją dobra. Odrębność płciowa staje się wyzwaniem i jednoczesnym wytyczeniem drogi przeznaczenia.

Rozumienie feminizmu przez Izadorę Weiss to powrót do źródeł tego ruchu. Nie interesują jej głośne i kąśliwe spory na temat współżycia lesbijek, które feminizm rozpatrują przez pryzmat własnych interesów legislacyjnych i popkulturowych. Nie ma w gdańskim „Święcie wiosny” fałszywych tonów, zluzowania interpretacyjnego dla osiągnięcia wygodnego aplauzu. Balet w wykonaniu tancerzy Bałtyckiego Teatru Tańca jest krzykiem rozpaczy nad ofiarami zbiorowych gwałtów, nad kobietami sprowadzonymi  publicznie i w świetle prawa do roli instrumentu do zaspokajania nieokiełznanych chuci, nad jawnymi  przykładami eliminowania głosu kobiet w sprawie przemocy, wykorzystywania i niesprawiedliwości. Wymowa inscenizacji Weiss jest pesymistyczna. Nie istnieje relatywizm sytuacyjny, dzięki któremu kobiety mogą zaistnieć w szowinistycznym, męskim świecie, nie ma rozmowy o miłości, o człowieczeństwie, o pięknie życia. Darwinowska teoria doboru naturalnego, faszystowska metoda selekcji, nacjonalistyczny bunt przeciw odmienności , wydają się, że posłużyły za inspirację ekspresji spektaklu. Potwierdzoną inspiracją są głośne morderstwa i zaginięcia kobiet w meksykańskim miasteczku Ciudad Juárez, islamski radykalizm, przymusowe obrzezania dziewczynek i samobójstwa nastolatek w Polsce. To świat, w którym żyjemy.

W spektaklu nie ma czasu na oddech. Dynamiczna, transowa muzyka Strawińskiego nie pozwala na spokojną refleksję. Filmowanie poszczególnych scen, zbliżenia twarzy eksponowane na ekranie w głębi sceny, podkreślały współczesne konotacje przemocy. Ponad trzydzieści minut nasyconego znaczeniami spektaklu, w którym tancerze, chyba po raz pierwszy tak wyraźnie w BTT, weszli w rolę. Przejęci sceniczną historią, wyczerpani fizycznie, wiarygodnie opętani szaleństwem łowcy czy zwierzyny. Siedem par  wprowadzonych na niewielkich rozmiarów podest wyznaczający ramy wydarzeń, niczym pułapka, do której wabi się ofiarę. Zrzucić ją można kopniakiem w krocze, brutalnym zepchnięciem, uwięzić-przywiązując sznurami. Wyjątkowo udane połączenie walorów muzycznych z choreografią pozwala zakwalifikować tę inscenizację do wyjątkowych zdarzeń artystycznych na pewno na Pomorzu. Odwaga deklaratywności i potrzeba spójności spektaklu to największe jego zalety. Dzieło, przed wystawieniem którego drżą inscenizatorzy, w Gdańsku udało się wyśmienicie.

Mam wrażenie, że w Operze Bałtyckiej dokonało się piątkowego wieczoru przekroczenie. Trójmiejska poprawność zastąpiona została jawnym protestem wobec przemocy, cicha zgoda na niesprawiedliwość, aby nie wywoływać politycznych quasi dyskusji, zakrzyczana została niemo przez tancerzy. Pierwszy rok Bałtyckiego Teatru Tańca zwieńczony został sukcesem.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
29 marca 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia