Historia jednego owada

"Tylko jeden dzień" - reż. Bogdan Nauka - Śląski Teatr Lalki i Aktora "Ateneum"

Z racjonalnego (chciałem napisać "dorosłego", ale to jednak nie to samo) punktu widzenia sztuka Martina Baltscheita jest nonsensowna, żeby nie powiedzieć: głupia. Czy lis może się kumplować z dzikiem? Jest to wprawdzie tak zwana "szorstka przyjaźń" - dzik, żeby było wesoło wali swojego kolegę w ucho, ten zaś nazywa go mało elegancko "tłustą świnią" - ale jednak łączy tę parę jakaś pozytywna relacja, co raczej w naturze się nie zdarza.

Jeszcze bardziej karkołomnym pomysłem jest to, że ci bohaterowie zaprzyjaźniają się z jętką jednodniówką. Dzik jest zwierzęciem dość pokaźnym, lis jest wprawdzie mniejszy, ale też swoje gabaryty ma, więc wplątanie ich w emocjonalny związek z owadem, który liczy sobie ze trzy centymetry długości, wydaje się czymś absurdalnym. Lis w naszej kulturze nie ma zbyt dobrych konotacji, wiadomo - przechera, chytrus, w ogóle osobnik podstępny i paskudny. W niektórych bajkach azjatyckich przedstawiany jest w lepszym świetle, ale Baltscheit jest Niemcem z Europy, dziwi więc, że odnajduje w tym zwierzęciu dobroć, szlachetność, skłonność do poświęceń. O świni opinie też są nienajlepsze, a jeśli w dodatku jest dzika, trudno ją posądzać o jakieś pozytywne cechy. A jętka jednodniówka? Jakieś muchopodobne stworzenie, które być może gryzie ludzi, drażni brzęczeniem...

Nie wiem, nie znam się, ale owady w ogóle nie mają raczej "dobrej prasy". Wybór tych stworzeń na bohaterów sztuki jest więc dla dorosłych nieco zaskakujący. Ale to bajka dla dzieci, które z łatwością akceptują przekraczanie granic racjonalności, prawdopodobieństwa, logiki. Kochają misie, które w rzeczywistości są okrutnymi drapieżnikami pożerającymi swoje ofiary żywcem, pluszowe tygrysy a nawet węże, mniej natomiast lubią domowego kota, oczywiście przez Klakiera, polującego z Gargamelem na Smurfy.

W teatrze lalkowym (ale i w literaturze, filmie, sztuce) można zauważyć tendencję do przedstawiania dzieciom utworów na tematy poważne. Autorzy coraz częściej rozmawiają ze swoimi małoletnimi odbiorcami o takich sprawach jak rozwód, adopcja, narkotyki, przemoc i wreszcie śmierć. Ten ostami temat często pojawia się w literaturze niemieckojęzycznej, wystarczy tu wspomnieć spotkania chorego Oskara z panią Różą. Śmierć jest też tematem sztuki Baltscheita, sztuki - dodam - miejscami bardzo śmiesznej, miejscami wzruszającej. Lis i dzik spotykają na swej drodze jętkę jednodniówkę. Oni wiedzą, że przed nią jest tylko parę godzin życia, więc nawet usiłują na początku uniknąć spotkania z owadem, bo po co im ten kłopot. Natomiast jętka nie ma świadomości, że przed nią tylko ten jeden dzień życia. Jej nowi przyjaciele (bo stworzenia szybko się zaprzyjaźniły) nie chcą jej powiedzieć, że

jest skazana. Usiłują natomiast umilić jętce godziny, które jej pozostały. Nie będę sztuki streszczać, byłoby to bowiem karygodne pozbawianie widzów przyjemności z oglądania spektaklu, obfitującego w zupełnie nieoczekiwane zwroty akcji, fantastyczne perypetie i zmiany nastrojów - od akcentów komediowych po te poważne, wzruszające, wywołujące zadumę, nawet smutek.

W Śląskim Teatrze Lalki i Aktora "Ateneum" sztukę "Tylko jeden dzień" zrealizował Bogdan Nauka, reżyser dobrze znany, który już wcześniej tworzył spektakle na katowickiej scenie. Tym razem - używając języka sprawozdawców sportowych - okazał się także świetnym selekcjonerem, zaprosił bowiem do swojego teamu dwóch Pawłów z Czech: Hubiczkę - bardzo dobrego scenografa oraz Helebranda, który wzbogacił przedstawienie kapitalną muzyką.

Kiedy zobaczyłem znajdujące się na scenie dekoracje, przyszło mi do głowy słowo "turpizm". Zobaczyłem bowiem wielkie śmietnisko, w dodatku z typowym "wagonikiem" - standardowym pojemnikiem na śmieci, jakie można spotkać na podwórkach. Pomyślałem, że można by w tej scenerii wystawić dramat Różewicza "Stara kobieta wysiaduje" albo "Końcówkę" Becketta. A to przecież ma być scenografia do bajki dla dzieci. Szybko jednak uzmysłowiłem sobie, że pomysł Hubiczki jest bardzo bliski rzeczywistości. W mediach pojawiało się mnóstwo doniesień o dzikich zwierzętach wchodzących coraz częściej do miast i szukających na śmietnikach pożywienia.

W miarę rozwoju akcji rosło moje przekonanie, że wszystko w tym przedstawieniu jest na swoim miejscu. Scenografia, muzyka, aktorzy. Parę słów o tych ostatnich. Lis - grany przez Grzegorza Eckerta i Dzik w interpretacji Piotra Gabriela nie są za te zwierzęta przebrani. Grają w złachmanionych garniturach, mają meloniki, wyglądają na włóczęgów i można nawet nie zauważyć, i że dołączono do ich kostiumów drobne elementy zdradzające ich tożsamość. Przypominają parę meneli ze sztuki Becketta Czekając na Godota nie tylko wyglądem ale i sposobem prowadzenia wzajemnych rozmów. Kontrastuje z nimi Jętka - miła dziewczyna ze skrzydełkami (w tej roli Katarzyna Prudło). Swoją radością życia, ciekawością świata a przede wszystkim życzliwością i dobrocią zaraża dwóch nieudaczników, którzy przegrzebują śmietnisko w poszukiwaniu jedzenia.

Ta trójka głównych bohaterów praktycznie nie znika ze sceny. Swoją grą czasem rozśmieszają, czasem wzruszają, potrafią pokazać co to jest i jak funkcjonuje empatia, dzięki której rodzi się przyjaźń. Bardzo udane role całej trójki, najlepiej świadczyła o tym owacja po premierze. Ale są w tej sztuce jeszcze dwie osoby. Ewa Reymann gra Jętkę nr 2. Skąd ona wie (jeśli ta nr 1 nie wie), że też ma przed sobą tylko jeden dzień? A właściwie już tylko godziny. Siedzi samotnie i wpatrując się w klepsydry odlicza czas do śmierci. To nie jedyna niekonsekwencja w tekście Baltscheita. Być może autorowi chodziło o kontrast między dwiema Jętkami. Ta pierwsza jest przykładem, że nawet krótki jeden dzień można przeżyć szczęśliwie, jeśli ma się dobrych przyjaciół. Druga, zestresowana, nerwowa, samotnie czeka na śmierć.

Piotr Janiszewski zagrał Świerszcza. Postać to dziwna. Nie mówi ani słowa, nie bierze udziału w akcji, zaraz na początku wdrapuje się na dekorację i... gra. Wprawdzie nie na skrzypcach, jak zwyczajne bajkowe świerszcze, tylko na gitarze. Ale jego (a właściwie Pavla Helebranda) muzyka nie jest ilustracją. Ona nadaje rytm całemu widowisku, sprawia, że akcja toczy się w zróżnicowanym tempie, akcentuje niektóre momenty, czasem wprowadza pauzy. Dobry pomysł z tym Świerszczem.

Zacząłem od krytycznego spojrzenia na sztukę Baltscheita przez"mędrca szkiełko i oko". Natomiast "czucie" silniej mówi do mnie. To bajka z mądrym przesłaniem, traktująca o rzeczach ważnych, przy tym nie nudna. Przedstawienie w "Ateneum" bardzo mi się podobało, zachęcam więc do odwiedzenia teatru z dziećmi własnymi, krewnych i znajomych. Zapewniam - dzień z Jętką będzie piękny.

Bogdan Widera
Śląsk
3 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia