Historia ostatniej czarownicy pięknie wytańczona w operze

"Polowanie na czarownice" - reż. Cathy Marston - Opera na Zamku w Szczecinie

Już dawno szczecińska publiczność nie oklaskiwała tak głośno baletu. "Polowanie na czarownice" Opery na Zamku jest sukcesem. Karol Urbański, kierownik baletu Opery na Zamku, od samego początku marzył, żeby wystawić tego typu dzieło w szczecińskiej operze. Udało się. Przyjechała Cathy Marston, choreografka mająca doświadczenie na wielu światowych scenach i zrobiła z tego przedstawienia perełkę.

Barokowa muzyka, m.in. "Cztery pory roku" Vivaldiego, zainspirowała Cathy Marston do tego, żeby opowiedzieć historię, które rozegrała się w XVIII wieku w Szwajcarii. Wtedy na śmierć została skazana ostatnia w Europie czarownica.

Historię opowiada duch Annamiggeli Tschudi (Beata Niedziela), dziewczynki, która była pod opieką rzekomej czarownicy. To ona snując się jak duch w onirycznej scenografii, nawiązującej do szpitala psychiatrycznego, przypomina historię z dzieciństwa, stopniowo odsłaniając nowe fakty, nowe aspekty tej historii.

Beata Niedziela to jedyna aktorka dramatyczna w tym przedstawieniu, pozostali bohaterowie to balet Opery na Zamku.

I tu należą się ogromne brawa. Christina Janusz w roli czarownicy jest znakomita. Z przyjemnością obserwujemy jak tancerka z roli na rolę się rozwija. Jej scena miłosna w finale zatańczona z Pawłem Wdówką (ojciec) to majstersztyk. To scena, która absolutnie zachwyca. Nie ma w tym tańcu żadnej wulgarności, chociaż jest odważnie.

Na pochwałę zasługuje także córka w młodości (Karolina Szromik-Cichy). Jej akrobatyczne figury, symulacja choroby, złego samopoczucia, przywiązania do opiekunki, radość zabawy z ojcem, to wszystko zostało zatańczone w sposób imponujący.

Ten balet wciąga, wciska w fotel i nie pozwala zapomnieć opowiadanej historii. Publiczność po ostatniej scenie wstała i wiwatowała.

Małgorzata Klimczak
Głos Szczeciński
20 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia