Historia, współczesność i chłopak z Durham County

"Billy Elliot" - reż. Michał Znaniecki - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Rok 1984. Od pięciu lat w Wielkiej Brytanii władzę sprawuje konserwatywny rząd pani premier Margaret Thatcher. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Torysi pod przywództwem Żelaznej Damy po raz drugi z rzędu wygrali wybory parlamentarne, zdobywając niemal 400 na 650 mandatów w Izbie Gmin i rozbijając w pył opozycyjną Partię Pracy. Był to największy triumf partii konserwatywnej po drugiej wojnie światowej, a Margaret Thatcher zawdzięczała go w dużej mierze wygranej kilka miesięcy wcześniej wojnie z Argentyną o Falklandy.

Skala tego zwycięstwa dawała pani premier (przynajmniej w jej odczuciu) silny mandat do reformowania kraju. A zmiany były rzeczywiście pilnie potrzebne. Liczba bezrobotnych przekroczyła 3 miliony, a gospodarka już od kilkunastu miesięcy znajdowała się w recesji. Receptami Thatcher na uzdrowienie „chorego człowieka Europy", bo tak w owym czasie nazywano Wielką Brytanię, były m.in. prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw i ograniczenie potęgi związków zawodowych. Żelazna Dama zresztą wcale nie ukrywała swej osobistej niechęci do tych ostatnich. Jej źródeł można doszukiwać się w wydarzeniach o dekadę wcześniejszych. To wtedy, w pierwszej połowie lat 70. ubiegłego wieku, strajki górników doprowadziły do upadku poprzedniego konserwatywnego rządu premiera Edwarda Heatha, w którym Thatcher była ministrem edukacji. To bodaj w tamtym czasie nabrała ona przekonania, że ustępstwa wobec strajkujących prowadzą donikąd i są jedynie oznaką słabości, która zachęca związki do eskalacji żądań – co w konsekwencji może doprowadzić do wynaturzenia całego systemu demokracji parlamentarnej i decydowaniu o przyszłości kraju na ulicach, a nie w Izbie Gmin. Ten pogląd zapewne uległ wzmocnieniu kilka lat później, kiedy w zimie 1978/79 strajk generalny doprowadził do potężnego osłabienia pozycji kolejnego rządu (tym razem labourzystów) i stał się w końcu jedną z istotniejszych przyczyn jego odejścia. Był w tym jednak – patrząc z dzisiejszej perspektywy – chichot historii, bo przecież to właśnie te wydarzenia de facto pozwoliły Margaret Thatcher wygrać wybory w maju 1979 roku.

Będąc już u władzy, pani premier, jako nieprzejednana zwolenniczka własności prywatnej z całą stanowczością dążyła do prywatyzacji sektora państwowego, w tym kopalni. Z czysto ekonomicznego punktu widzenia zdecydowana większość z nich była po prostu nierentowna i wymagała coraz większych dotacji z budżetu. Miały więc one zostać zamknięte, a inne, które nie przynosiły takich strat, przeznaczono do prywatyzacji. Jednym z bardziej dalekosiężnych celów była także dywersyfikacja źródeł energii i uniezależnienie gospodarki kraju od węgla. Te plany musiały wywołać ostry konflikt ze związkami zawodowymi.

Wobec zdecydowanej polityki rządu (i osobistej determinacji Thatcher) Krajowy Związek Górników (NUM, National Union of Mineworkers), jeden z najsilniejszych związków branżowych w Wielkiej Brytanii, ogłosił strajk. Jego przywódcą był wojowniczo nastawiony szef NUM, Arthur Scargill, górnik z Yorkshire, który nie zamierzał ustępować rządowi nawet na krok.

Tym razem jednak – w przeciwieństwie do wydarzeń o dziesięć lat wcześniejszych – rząd był dobrze przygotowany na długotrwałą konfrontację. Już w połowie lat 70. konserwatyści opracowali (a później wdrożyli) plany, które zakładały m.in. wcześniejsze zgromadzenie strategicznych zapasów węgla oraz jego import z innych krajów, niewypłacanie pensji strajkującym górnikom, a także stworzenie oddziałów policyjnych, wyspecjalizowanych w tłumieniu ulicznych rozruchów.

Mimo strajków solidarnościowych w innych branżach (m.in. dokerów i pracowników transportu) rząd nie ugiął się przed żądaniami górników. Wstrzymując wypłaty, stosując naciski ekonomiczne, a czasami uciekając się wprost do użycia siły, zmuszał strajkujących do stopniowego powrotu do pracy i chronił łamistrajków. Łagodna zima 1984/85 i mniejsze niż zwykle zapotrzebowanie na węgiel dokonały dzieła. Choć strajkujący wytrwali niemal rok, nie osiągnęli niczego. 3 marca 1985 NUM przegłosował zakończenie akcji protestacyjnej.

Strajk górników to jeden z kluczowych dla Wielkiej Brytanii momentów schyłku XX wieku. Przeciwnicy Thatcher twierdzą, że był to najczarniejszy okres w powojennych dziejach tego kraju. Niezależnie od oceny tamtych czasów, z pewnością były to wydarzenia, które zmieniły szeroko rozumiany polityczny, społeczny, przemysłowy i kulturowy krajobraz na Wyspach. Jeśli chodzi o sam przemysł górniczy, to w ciągu kilku lat po zakończeniu strajku został on niemal całkowicie zlikwidowany. Na początku lat 80. w górnictwie zatrudnionych było około dwieście tysięcy osób, dziś ta liczba to zaledwie kilka tysięcy. Prawie całe zapotrzebowanie Wielkiej Brytanii na węgiel pokrywa import – między innymi z Polski. Ceną głębokich przemian były bardzo często osobiste tragedie wielu ludzi. Poszukiwanie nowych źródeł utrzymania nie zawsze kończyło się sukcesem.

Po pewnym czasie, co oczywiście było naturalną koleją rzeczy, te ludzkie dramaty stały się inspiracją dla twórców. Powstały książki, seriale, filmy dokumentalne, telewizyjne i kinowe – a chyba najbardziej znany stał się nakręcony w roku 2000 Billy Elliot. Jego reżyserem był Stephen Daldry, a scenariusz napisał Lee Hall. Akcja filmu dzieje się w trakcie strajku w fikcyjnym miasteczku górniczym w hrabstwie Durham w północno-wschodniej Anglii – regionie, w którym górnicze tradycje żywe były od stuleci, a z pracy w lepiej lub gorzej prosperujących kopalniach utrzymywały się całe rodziny. Tytułowy bohater to wrażliwy jedenastolatek, wychowywany przez ojca-górnika i obdarzony nieprzeciętnymi umiejętnościami tanecznymi. Mimo wielkiego talentu nie jest mu łatwo przebić się przez mur niezrozumienia, niechęci i kpin... W jego środowisku balet to fanaberia dobra dla dziewczyn i gejów. Strajk, bieda, rozruchy, szorstkie uczucia – oto świat, w którym żyje i walczy o swoją przyszłość. W końcu dostaje szansę – choć nie wiemy, czy i jak ją wykorzysta.

Film został bardzo dobrze przyjęty na całym świecie. Wzruszająca historia chłopaka, którego matka umarła, gdy był jeszcze mały, w tle przemiany społeczne i polityka, która z butami wkracza do górniczych domów, a do tego świetne aktorstwo (genialny Jamie Bell w roli Billy'ego) – czegóż trzeba więcej? Sukces komercyjny i wiele europejskich nagród (m.in. Felix) oraz 3 nominacje do Oscara sprawiły, że dość szybko narodził się pomysł stworzenia musicalu na kanwie tej opowieści. Libretto i teksty piosenek napisał ten sam Lee Hall, a muzykę skomponował Elton John. Oficjalna premiera miała miejsce na londyńskim West Endzie w teatrze Victoria Palace 11 maja 2005 roku. Musical okazał się fantastycznym sukcesem i w tym samym teatrze jest grany do dzisiaj. Do końca roku 2014 pokazano go już ponad 4000 razy, a w roli Billy'ego przez tę dekadę wystąpiło blisko trzydziestu chłopców.

W roku 2009 Billy Elliot trafił na Broadway, gdzie dostał rekordową liczbę 15 nominacji do Tony Award – najbardziej pożądanej amerykańskiej nagrody teatralnej. W historii amerykańskiego teatru muzycznego jeszcze tylko musical Mela Brooksa Producenci otrzymał tyle nominacji (w roku 2001). Oczywiście nominacja to jeszcze nie nagroda i czasami można się obejść smakiem. W roku 2011 musical The Scottsboro Boys miał 12 nominacji... i nie dostał ani jednej statuetki – ale w końcu Billy Elliot zdobył to wyróżnienie aż w dziesięciu kategoriach (w tym za najlepszy musical sezonu). W ciągu ostatnich lat spektakl wystawiany był również w Australii, Korei Południowej, Holandii oraz państwach skandynawskich – i zgarnął po drodze jeszcze wiele innych nagród i wyróżnień. Teraz nareszcie można go zobaczyć także w Polsce, w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Margaret Thatcher. Można przewrotnie stwierdzić, że – w pewnym sensie – to ona mimowolnie stworzyła postać Billy'ego Elliota. Ta „zasługa" to jednak za mało – zdecydowanie za mało – żeby zapewnić sobie wdzięczność Wyspiarzy. W rankingach najwybitniejszych premierów Wielkiej Brytanii historycy, politolodzy i dziennikarze regularnie sytuują ją na jednym z trzech pierwszych miejsc, ale przeciętni Brytyjczycy raczej negatywnie (a czasem bardzo negatywnie) oceniają dziś wpływ, jaki polityka Żelaznej Damy wywarła na całe pokolenia.

Jest w musicalu piosenka, która wprost oddaje nienawiść, jaką żywili górnicy w stosunku do jej osoby. Padają tam słowa:
Maggie Thatcher, we all celebrate today
'Cause it's one day closer to your death!
W polskim przekładzie słyszymy:
Pani premier, wszyscy dziś cieszymy się,
Bo do śmierci bliżej masz o dzień!

Podobne emocje nadal są bardzo żywe wśród Brytyjczyków. Gdy 8 kwietnia 2013 roku była premier zmarła w wieku 87 lat, przed spektaklem w Victoria Theatre twórcy za kulisami gorąco dyskutowali, czy z szacunku dla jej pamięci nie powinni tego wieczoru zrezygnować ze śpiewania tego numeru. W końcu postanowili pozostawić decyzję publiczności. Przeprowadzono głosowanie. Tamtego kwietniowego dnia wśród widzów znalazły się tylko trzy osoby, które nie chciały wykonywania tej piosenki...

Michał Wojnarowski
Materiał Teatru
9 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...