Historia zaklęta w kartach dziennika

„Dziennik Anny Frank" - reż. Krzysztof Prus - Teatr Nowy w Zabrzu

„Dziennik Anny Frank" poruszający temat Holocaustu to najnowsza propozycja zabrzańskiego Teatru Nowego, która miała swoją polską prapremierę w sobotę, 17 marca. Spektakl wyreżyserowany przez Krzysztofa Prusa, a stworzony na podstawie sztuki Erica-Emmanuela Schmitta zachwyca świeżością odczytania, oryginalnością kreacji aktorskiej i niesztampowością rozwiązań scenograficznych.

Materiał, który reżyser postanowił poddać teatralnej obróbce jest dobrze znany. „Dziennik Anny Frank" to przejmująca opowieść o trudach życia społeczności żydowskiej podczas II wojny światowej. Stanowi zapis wspomnień nastoletniej żydówki, która prowadząc dziennik, notowała wydarzenia dnia codziennego. O wartości zapisków Anny Frank może świadczyć fakt, że w 2009 roku jej „Dziennik" został wpisany na listę najbardziej cennych dokumentów świata – Pamięć Świata UNESCO, a w ciągu ostatnich 70-ciu lat doczekał się wielu interpretacji scenicznych oraz ekranizacji.

Przypomnijmy, Anna Frank to przebojowa, wygadana dziewczynka. Żydówka. Kiedy wybucha wojna ma zaledwie 10 lat (ur. 12 czerwca 1929 we Frankfurcie nad Menem). Przez pierwsze lata wojennej zawieruchy kontynuuje naukę w lokalnej szkole, nie zdając sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nie wie, że znany jej świat niebawem runie. Sytuacja polityczna się zmienia. Wprowadzane są kolejne ustawy antyżydowskie, a wyznawcom judaizmu nieustannie towarzyszy strach będący pokłosiem Nocy Kryształowej. Mijają miesiące. Anna na swoje 13. urodziny otrzymuje album. To w nim będzie codziennie prowadziła zapiski w formie listów adresowanych do nieistniejącej przyjaciółki Kitty. To tu opisze niedole tułaczki, rozterki dojrzewania oraz zrelacjonuje dzień po dniu historię rodziny ukrywającej się przez nazistami w jednej z amsterdamskich oficyn od 6 lipca 1942 do 4 sierpnia 1944 roku. A finalnie – dzięki dziennikowi odkryje, że marzy o byciu pisarką. Niestety, nie nacieszy się sławą. Nie za swego życia. Przewrotnie, po jej śmierci los sprawi, że usłyszy o niej cały świat.

Bohaterami wpisów są stłoczeni w ciasnym pomieszczeniu Edith i Otto Frank, Margot i Anna, Hermanna i Augusta van Pelsów, ich syn Peter oraz dentysta Fritz Pfeffer. „Dziennik", w przeciwieństwie do jego bohaterów, przetrwa wojnę. Po aresztowaniu przez gestapo rodziny Franków i przewiezieniu ich do obozów koncentracyjnych, ukryje go Holenderka Miep Gies. W 1947 roku, Otto Frank – jedyny ocalały z Holocaustu, opublikuje zapiski córki. Niedługo później „Dziennik (...)" zyska taką popularność, że zostanie przetłumaczony na 30 języków, a w domu w którym Frankowie ukrywali się przez dwa lata zostanie otworzone muzeum. I na tym nie koniec, bo sztuka teatralna stworzona na podstawie „Dziennika" w 1955 roku otrzyma Nagrodę Pulitzera, a film „Pamiętnik Anny Frank" z 1959 roku zdobędzie 3 Oscary.

Teraz scenicznej adaptacji „Dziennika" podjął się zabrzański teatr i wykonał to zadanie perfekcyjnie. Spektakl zaczyna się jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem gry scenicznej. Aby zająć miejsca na widowni, widzowie opuszczają dobrze im znane teatralne foyer i wyruszają w podróż. Podróż do przeszłości. Kluczą wąskimi, pogrążonymi w ciemności korytarzami, pokonują blaszane schody, omijają przeszkody. Mrok rozjaśniają jedynie świece, dające nikłe światło. Wędrówce towarzyszą płynące z głośnika odgłosy niemieckich rozmów, przemówień. To czas wyciszenia. Zerwania z rzeczywistością pozasceniczną. Czas przygotowania do odbioru spektaklu. Marek Mikulski, odpowiadający za scenografię, zaaranżował zakamarki zabrzańskiego teatru tak, by przypominały ulice europejskich miast z czasów wojny. To działa na wyobraźnię.

Kameralna scena zabrzańskiego teatru została zaaranżowana tak, by uwypuklić dychotomię akcji. Przestrzeń gry podzielono na dwie części odpowiadające dwóm poziomom narracji i czasom akcji. Jedną z nich zajmuje biurko, za którym zasiada Otto Frank czytający notatnik córki, natomiast w drugiej ulokowano konstrukcję imitującą oficynę, w której mieszkali przez dwa lata bohaterowie „Dziennika". Kameralna scena pozwoliła widzom wcielić się w rolę obserwatorów podglądających poczynania bohaterów. Historię rodziny Franków poznajemy nie z perspektywy Anny, a jej ojca – Otto Franka. To on staje się przewodnikiem po świecie przedstawionym. Kiedy czyta dziennik prowadzony przez córkę, ożywają wspomnienia.

Reżyserowi udało się odtworzyć realia epoki, ale „ducha czasów" w nieożywioną materię scenariusza tchnęli aktorzy. Każdy z nich wykreował oryginalną, pełnokrwistą postać, jednakże na szczególne uznanie zasługuje postać Anny Frank. Główną rolę powierzono grającym na zmianę dwóm młodziutkim artystkom, które wyłoniono podczas castingu. Dzięki zaangażowaniu nastoletnich aktorek niezawodowych udało się uniknąć pewnego przerysowania, dosadności obecnej w monodramie edukacyjnym „Dziennik" Anny Frank w reż. Julii Kotarska-Rekosz, wystawionym w Teatrze Buffo.

Podczas premiery w rolę autorki „Dziennika" wcieliła się Anna Nowak. Choć posiada doświadczenie sceniczne, nie jest zawodową aktorką, co sprawia, że jej interpretacja jest bardziej autentyczna. Twórcom spektaklu udało się odkryć prawdziwy, nieoszlifowany wprawdzie, diament w postaci Anny Nowak. Młodziutka aktorka zachwyca. Przypadło jej trudne zadanie, ale z powodzeniem dała sobie radę z każdym zadaniem aktorskim. Bawi się rolą, zmienia mimikę, moduluje głosem, przeżywa niedole życia w ukryciu, pierwsze rozterki miłosne – zawsze trafiając w punkt! Szczególnie zapada w pamięci finałowa scena, w której Anna znacząco spogląda na swojego ojca, kiwając głową. Wtem Otto wyjmuje z kieszeni pomięte kartki, które wyrwał z dziennika, cenzurując go. Czuje, że jego córka chciałaby, aby jej zapiski ujrzały światło dzienne. Anna Nowak gra do samego końca, nie ustępuje pola i nie zwalnia rytmu. Brawo.

„Dziennik Anny Frank" wystawiony na deskach zabrzańskiego Teatru Nowego to gratka nie tylko dla teatromanów, ale i dla pasjonatów historii. Inteligentne żarty (Sic!), humor słowny, dobre aktorstwo i rekonstrukcja trudnej historii narodu żydowskiego – taki właśnie jest najnowszy spektakl. Nie ma tu zbędnego patosu, epatowania cierpieniem, martyrologii. Nie. Zabrzańska realizacja bazuje na humorze słownym. To najmocniejsza strona spektaklu. Wydawać by się mogło, że historia skreślona ręką młodziutkiej Żydówki musi być pełna cierpienia, a fakt, że bohaterowie podejmują desperackie próby prowadzenia normalnego życia determinuje grobowy nastrój towarzyszący recepcji spektaklu. Nic bardziej mylnego. Reżyser Krzysztof Prus udowodnił, że nawet najtragiczniejszy etap w dziejach ludzkości można odczytać i przedstawić okraszając dozą humoru, bo dla wielu „innego końca świata nie będzie". Jednym słowem, twórcy spektaklu serwują publiczności sporą dawkę humoru. Szczególnie, gdy antagonistami prowadzącymi dialog są Anna i Augusta van Pels. „Analizy strategiczne" tej drugiej wywołują raz po raz salwy śmiechu. Przypomnijmy chociażby dywagację pani van Pels głoszącą, że jakoby żołnierze angielscy ustępowali pola niemieckim, bo „czy widziałeś kiedy przystojnych angielskich żołnierzy"? Komizm językowy oparty jest na zamierzonych błędach materialnych, wnioskowaniu entymematycznym oraz typu non sequitor, które umiejętnie zostały wplecione w wypowiedzi bohaterów.

Najnowszy spektakl Teatru Nowego stanowi przykład tego, jak trudną historię można sprawnie przełożyć na język teatru, ubrać w atrakcyjną formę, zmuszając widza do refleksji nad przeszłością.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
20 marca 2018
Portrety
Krzysztof Prus

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia