Hochsztaplerzy w płynnej nowoczesności

"Poczekalnia.0" - reż. Krystian Lupa - Teatr Polski we Wrocławiu

Spektakl Krystiana Lupy "Poczekalnia. 0" jest symbolicznym i wymownym podsumowaniem Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu. Owszem, w ramach imprez towarzyszących zaprezentowano jeszcze kilka innych przedsięwzięć: muzyczne składanki z udziałem mistrza Pendereckiego, instalacje czy dramat "Tęczowa trybuna 2012" duetu Demirski/Strzępka, ale to "Poczekalnia. 0" najlepiej pokazuje, jaki jest kres projektu kultury w służbie płynnej nowoczesności. Czy Krystian Lupa na scenie na Świebodzkim poniósł porażkę?

Na twarz padnij przed młodością

Jego pełne satysfakcji pochrząkiwanie z tylnego rzędu w trakcie premiery, entuzjazm, z jakim wyszedł do braw, fragmenty wideo, które bez zażenowania pokazywał jako "improwizacje towarzyszące", wszystko to świadczy o tym, że jego wypowiedź należy brać jak najbardziej serio i komunikat płynący z dawnego wrocławskiego dworca stawiać obok tego, który serwuje nam Zygmunt Bauman w eseju "Kultura w płynnej nowoczesności", będącym tekstem przewodnikiem dla uczestników wrocławskiej imprezy.

Co uderza czytelnika wywodów Baumana, dawnego oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i donosiciela Informacji Wojskowej, fetowanego przez Telewizję Polską silniej przecież od samego Nergala?

Najbardziej wyrazistą cechą pisarstwa Baumana, wspólną wszystkim magom postmodernizmu, jest brak precyzji. Wywody dotyczące rzeczywistości, miejsca kultury, kondycji człowieka stanowią pomieszanie diagnozy, projektu i wizji przyszłości. A przy tym antropologia, koncepcja człowieczeństwa, która nie wytrzymałaby próby zdrowego rozsądku, pozostaje zawsze niedopowiedziana, rozmywając się w płynnej narracji. Zygmunt Bauman, podobnie jak Krystian Lupa, pada przed nowoczesnością, przed młodością.

Wszystko, co się z tym wiąże: nowe technologie, nowe środki komunikacji, tempo przemian, traktuje jako coś ze wszech miar pożądanego, pozytywnego i koniecznego. Kulturę definiuje więc jako coś, co towarzyszy destabilizowanemu światu. Światu, jak to określa płynnemu, i coś, co płynność tego świata winno wzmagać i dynamizować. Człowiek dzięki nowej kulturze - powiada Bauman - ma się w tym płynnym świecie zanurzyć, zapomnieć o roli tradycji, doświadczenia, przekazu przodków. Zachłyśnięcie się współczesnością, jej bezwarunkowe przyjęcie i dość bezwzględne odrzucenie starego świata sugeruje, jakoby postęp technologiczny, Internet, Facebook, przemieszanie ras, kultur unieważniły pytania fundamentalne, jakie stawia kultura wysoka. Definicje kultury, które stara się narzucić odbiorcom sędziwy profesor, rzeczywiście wyrzucają poza jej obręb wszelkie zjawiska, które głosiłyby potrzebę ciągłości i niezmienności. Które głosiłyby pochwałę hierarchii. Lewackie podejście do kultury jako wehikułu przemiany spotyka się oczywiście z entuzjastycznym przyjęciem przez różnego rodzaju grafomanów i szamanów sztuki krytycznej, rozwijającej się dzięki dotacjom i swoistemu szantażowi związanemu z promocją Nowego.

Zabawne, że poczciwie wyglądający profesor zaangażowany przed laty w zwalczanie antykomunistycznego podziemia stał się ikoną Europejskiego Kongresu Kultury. To, co wydawało się czasem przerysowaniem w atakach na postmodemistów, których przeciwnicy obrzucali epitetami współczesnych bolszewików, znajduje potwierdzenie w słowach profesora Baumana. Głosi on w swych wspominkach ciągłość intelektualną między sobą jako instruktorem w Zarządzie Polityczno-Wychowawczym KBW i pracownikiem komunistycznego uniwersytetu, a obecnym wcieleniem guru postmodernistycznej, ponowoczesnej cywilizacji.

W ten sposób kongres odbywający się we Wrocławiu pod hasłami Europy jednoczonej pod patronatem potężnych Niemiec dowodzi miękkiego, subtelnego triumfu pośmiertnego obu totalitarnych projektów: hitlerowskiego i sowieckiego. Spojrzenie na intelektualne i finansowe podglebie zjazdu we Wrocławiu może naprawdę przyprawić o zawrót głowy.

Co tu robi Lupa?

Starzejący się twórca, gromadząc młodych aktorów i osadzając w "Sytuacji" pozwalającej im na wypowiedzenie prawdy o nich samych, zachwycając się potokiem wulgaryzmów i głupstw, jakie płyną z ust niedokształconych, duchowo żenująco płytkich artystów, składa hołd młodości.

Tak jak Bauman, opowiadając banały o sytuacji współczesnej i każąc się zachwycać durnotą współczesności, tak Lupa syci się "improwizacjami" odurzonych alkoholem i trawą aktorów.

Rozczulające głuptasy, nad którymi władzę sprawuje mistrz Krystian. Zarejestrowana na wideo rozmemłana aktorka, która z na wpół opróżnioną butelką w ręku skowycze i w pewnym momecie zaczyna bluźnić, bełkocząc coś o Jezusie. I błysk w jej oku, zerknięcie w kamerę, bo przecież rzeczywiście może tego oczekuje od niej wielki Lupa...

Późniejsze transgresje na miarę dworcowej poczekalni: zakład dwóch grafficiarzy, że uwiodą oczekujące na pociąg kobiety i skłonią jedną do pocałunku, a drugą do rozebrania się, i żenada, gdy jedna z aktorek obnaża się przed publicznością i pewnie dumna jest wielce z tego, że się tak otworzyła, to wszystko stanowi świetny komentarz do teorii Baumana.

Chodzi artystka z gołym kroczem po scenie, Lupa uśmiecha się z satysfakcją i faktycznie nie widać jakoś płaszczyzny, na której moglibyśmy się porozumieć. Bo przecież sztuka wysoka, która stara się odpowiedzieć na fundamentalne pytania dotyczące człowieczeństwa, nie ma czego szukać we Wrocławiu. Taka kultura jest już we wstępie Baumanowego eseju usunięta z pola widzenia.

Rytuał osadzający człowieka w świecie, gesty przynależności do wspólnoty, znaki długiego trwania są dla dawnego stalinowskiego aparatczyka czymś absolutnie niezrozumiałym i niepojętym. I wrogim.

Czy będzie to dywanik muzułmanina zwracającego się w stronę Mekki, czy uczynienie znaku krzyża przed posiłkiem, zaśpiew muezina czy dźwięk dzwonów, wszystko to profesor z Leeds odsyła do lamusa. Od lat 40., w pogardzie mając kulturę zastaną, miejscową, jest Bauman stały w przekonaniach, które teraz stykają się z ideologią jednoczącej się Europy. Stały w przekonaniach w płynnej rzeczywistości.

W ślepej uliczce

A gdzie podział się Lupa, mistrz półtonów, psychologicznych napięć, magii teatru? Gdzie Lupa, którego "Kalkwerk" i "Rodzeństwo" były spektaklami otwierającymi nas na tajemnicę? Jak dziwną drogę przebył ten twórca kończąc jako grafoman schlebiający dzieciakom po szkole. Wydawało się jeszcze niedawno, że panuje nad własnym kabotyństwem, gdy autoironicznie portretował artystę w "Na szczytach panuje cisza". Wydawało się, że jest w stanie trzeźwo spój -rżeć na ciągotki starości rozkochanej w Młodym, gdy w "Zaratustrze" pokazywał euforię młodzieniaszka z siusiakiem na wierzchu brykającego wśród publiczności.

Wydawało się, że potrafi zdobyć się na dystans wobec technologii, gdy w kapitalnych partiach "Faktory 2" pokazywał, jak kamera w ręku Nico uprzedmiotawia atrakcyjnego dzikusa.

Ale przecież już nadęte spektakle cyklu "Persona": hipnotyzująca manipulacja aktorką Sandrą Korzeniak, która stawała się Marilyn Monroe, spalającą się na ołtarzu współczesnej popkultury, a potem nieświeże próby zakwestionowania autentyzmu przeżycia religijnego w "Ciele Simone", sygnalizowały, że Lupa idzie w złym kierunku.

Afera ze Szczepkowską, która wykpiła mistrza z jego monologami o transgresji, rezygnacja wielkiej muzy z "Wymazywania" - Mai Komorowskiej - z pracy nad redukcją religii do poziomu nerwicy, a do tego zniżanie się Lupy z pozycji mistrza do poziomu skandalisty ścigającego się z młodymi reżyserami i padającego przed bożkiem młodości - to wszystko zwieńczone zostało żałosną "Poczekalnią. 0".

Dla zrozumienia źródeł klęski Lupy konieczne jest uwzględnienie kulturowego tła, które dzięki zwycięstwu tonu emancypacyjnego permisywnego, wyjałowiło kulturę homoseksualną. Wywalenie na wierzch tego, co skrywane, co stanowiło źródło traumy, ale i źródło twórczości, owocuje snuciem się po scenie obnażonych młodzieńców i dziewczątek, którzy sądzą, że w ten sposób prezentują prawdę o człowieku.

Biedne aktorzątko z nagim kroczem, pochrząkujący z zadowolenia reżyser i znudzona publiczność to dobitny symbol ślepej uliczki, w którą zaprowadziło artystów wyzwalanie się z tabu.

Wzięcie do spektaklu aktorów, których życie duchowe ma poziom upijających się bluźnierców z Zakąsek Przekąsek, obsadzenie w roli ich przeciwnika autorytarnego gościa z pistoletem, który Lupie -wspomina o tym w programie spektaklu - kojarzy się z obrońcą krzyża, pokazuje poziom społecznej diagnozy, jaką serwuje wielki kiedyś reżyser. Aha, jest jeszcze żenująca postać zagubionej staruszki z oświęcimskim numerem na przedramieniu, która rozczula niektórych krytyków biorących jej banalną postać za dowód wielkiej wrażliwości pana Krystiana.

W tle takich spektakli Bauman może pleść swoją postmodernistyczną pokupną bzdurę.

Cóż, kasa płynie, intelektualiści kiwają głowami nad składankami cytatów, jakie im serwuje pan profesor, telewizja robi z tego wielkie wydarzenie. I rzeczywiście, nagle spotykają się sami swoi. W pluralistycznym w założeniu programie "Kultura, głupcze", opatrzonym czołówką autorstwa Marka Raczkowskiego, uśmiechnięci dyskutanci szydzą z krytyki, z jaką na łamach prawicowej prasy spotkał się kongres. Kongres, który cenzurował zamówiony u dr. Michała Łuczewskiego referat i nie dopuścił do jego wygłoszenia. Wspaniały przykład otwartości i dialogu. Ale przecież wiadomo: przeciwnicy to faszyści - dawniej zbrojne bandy z lasu, teraz wymachujący pistoletem obrońcy krzyża.

Pani Katarzyna Janowska znana z poparcia dla nocy bluźnierstw na Krakowskim Przedmieściu, obecnie sprawująca funkcję szefowej TVP Kultura, wieńczy dzień osobistym wywiadem z Baumanem, dzień poświęcony promocji tego intelektualnego hochsztaplera, znaku ciągłości między dawnymi krzepkimi stalinowskimi laty a naszą płynną współczesnością. Jest naprawdę wspaniale. Dzieci z "Krytyki Politycznej" dzielą między siebie pieniądze, a Bogdanowi Zdrojewskiemu otoczonemu wdzięcznymi beneficjentami wydaje się, że na tym polega pełnienie funkcji ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Dziedzictwa narodowego.

Andrzej Horubała
Uważam RZe
22 września 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia