Holender tułacz

"Latający Holender" - reż. Waldemar Zawodziński - Opera Wrocławska

"Holender tułacz" to kolejna opera Ryszarda Wagnera wystawiona we Wrocławiu w nietypowych warunkach. Niełatwa muzyka i skomplikowane przesłanie, a jednak ponad 20 tys. biletów zniknęło w przedsprzedaży.

Ryszard Wagner należy do najbardziej kontrowersyjnych kompozytorów w historii muzyki. Uwielbiany przez jednych i znienawidzony przez drugich, już za życia miał oddanych wielbicieli, ale i równie licznych wrogów. A że obracał się w dworskich kręgach, uczestniczył w licznych walkach rozmaitych koterii.

Słynny muzyk nie miał łatwego charakteru, kochał przede wszystkim siebie, uważał się za najbardziej utalentowanego kompozytora. Miał nieumiarkowaną słabość do cudzych żon i uważał się za najdoskonalszego kochanka. Był też chronicznie nielojalny wobec swoich protektorów i chlebodawców. Jednocześnie był wielkim, obdarzonym niezwykłym talentem twórcą, który w wielu aspektach wyprzedzał swoją epokę. Fascynował władców - przede wszystkim Ludwika II, zwanego Szalonym, który dla kompozytora nie szczędził pieniędzy i prezentów w postaci domów i powozów. Wśród wielbicieli Wagnera znajdowali się wielcy filozofowie - Fryderyk Nietzsche i Artur Schopenhauer (ten ostatni bardziej cenił go jako literata niż muzyka) oraz kompozytorzy - Georges Bizet, Franciszek Liszt czy najwybitniejszy dyrygent tamtej epoki Hans von Bulow, któremu swoim zwyczajem odebrał żonę Cosimę, notabene drugą córkę Liszta.

Wielka zmiana

W twórczości Ryszarda Wagnera widoczne są wpływy niemieckiego romantyzmu i jego elementów schyłkowych. Wcześniej, na przełomie oświecenia i romantyzmu, opera rozwijała się dwutorowo. Kierunek narodowy reprezentował Carl Maria Weber, niezwykle ceniony przez Wagnera, nurt kosmopolityczny zaś - twórcy włoscy z Giacomo Rossinim na czele. W tym czasie rozwijała się także paryska grand opera, w której - obok Belliniego, Donizettiego i wspomnianego Rossiniego - królowali Francuzi z cenionym i z początku naśladowanym przez Wagnera Meyerbeerem na czele.

Oprócz zwolenników tradycyjnej, pełnej pompy opery byli ci, którzy oczekiwali rewolucyjnych zmian i reformy teatru operowego. I tu centralną postacią stał się Wagner, którego projekt, czyli Gesamtkunstwerk (totalne dzieło), łączył muzykę z innymi sztukami. Stworzył dramat muzyczny, nowy gatunek, w którym muzyka i słowo funkcjonują na równych prawach. Całkowicie został odrzucony podział konstrukcyjny spektaklu operowego na arie, duety i ansamble. Wszystko zostało bowiem podporządkowane akcji dramatycznej. Ryszard Wagner zerwał z tradycyjną strukturą budowy tematów i struktur muzycznych na rzecz melodii nieskończonej i absolutnej, niepodlegającej żadnym stałym ramom metrycznym. Tematy muzyczne towarzyszące poszczególnym postaciom czy ideom, nazwane tematami przewodnimi, czyli lejtmotywami, zmieniły kształt i zasadę konstrukcyjną dotychczasowej opery. Orkiestra traktowana jest w niej często nadrzędnie w stosunku do partii wokalnych. Zmiany te w teatrze operowym dokonały znaczącej rewolucji.

Wierność po kres

Najnowsza wagnerowska premiera, jaka odbyła się we Wrocławiu, to "Holender tułacz" (wystawiono ją pod tytułem "Latający Holender"). Opery Wagnera za dyrekcji Ewy Michnik mają już swoją długą tradycję. Cztery części tetralogii "Pierścień Nibelunga" zostały wystawione w latach 2003, 2004, 2005 i 2006 w Hali Stulecia. Ostatnie dzieło operowe Ryszarda Wagnera - "Parsifal" Opera Wrocławska zaprezentowała cztery lata temu. Do dziś pozostaje w jej stałym repertuarze.

"Holender tułacz" został wystawiony we wrocławskiej Pergoli, na tyłach Hali Stulecia, nad wodą, gdzie znalazło się miejsce dla 3 tys. 200 widzów. Reżyser i scenograf Waldemar Zawodziński zbudował ogromną scenę nad orkiestronem, a przy niej dwa wielkie statki - norweskiego kapitana Dalanda i tajemniczy żaglowiec przeklętego Holendra. Na tej scenie rozegrał się dramat wiekuistego potępienia, poświęcenia w imię miłości, a wreszcie odkupienia. Wagner, który jest również autorem libretta, historię oparł na przeczytanej przypadkowo noweli Heinricha Heinego. Autor wzbogaca starą legendę o kapitanie

statku-widma, błąkającego się po oceanach i zwanego "Latającym Holendrem", którego sam widok przynosi nieszczęście, o nowy wątek. Oryginalne podania opowiadają o kapitanie, który gdy cyklon nie pozwala mu opłynąć Przylądka Burz, klnie się na piekło, że uczyni to, choćby miało mu to zająć całą wieczność. Diabeł przyjmuje to zobowiązanie i skazuje go na wieczną tułaczkę, bez odpoczynku. Heine daje szansę grzesznikowi. Oto co siedem lat Holender może przybić do brzegu i jeśli spotka kobietę, która będzie mu wierna do śmierci, jego tułaczka się skończy.

Burza sprawia, że statek Dalanda musi schronić się we fiordzie oddalonym o siedem mil od rodzinnego portu. Gdy zmęczeni marynarze zapadają w sen, w pobliżu cumuje tajemniczy żaglowiec. To "Latający Holender". Gdy obaj kapitanowie spotykają się, Holender wymusza na Dalandzie zaproszenie do domu. Gdy dowiaduje się, że Norweg ma córkę, kusi go bogactwami, które zgromadził przez wieki tułaczki. Chciwy Da-land obiecuje nieznajomemu rękę swojej jedynaczki Sen-ty. Tak się składa, że i ona miała proroczy sen, w którym występuje tajemniczy żeglarz. Zakochała się w samym wyobrażeniu sennym i postanowiła poświęcić się wyimaginowanemu kochankowi. Oznajmia to przybyszowi. Przeszkodą jest młody myśliwy Eryk (jedyna postać wymyślona przez Wagnera i wprowadzona do akcji). Wcześniej Senta ofiarowała mu bowiem swoje uczucie i rękę. W czasie ich rozmowy, gdy dziewczyna oznajmia o zerwaniu zaręczyn, widzi ich Holender. Przekonany, że Senta jest wiarołomna, co pozbawia go jedynej nadziei, iż jego wieczne potępienie się skończy, odpływa. Wtedy Senta rzuca się ze skały do morza, aby spełnić obietnicę daną nieszczęśnikowi. Jednocześnie statek Holendra idzie na dno. Z morskiej kipieli wyłaniają się dwie splecione w miłosnym uścisku postacie. To zbawiony Holender i Senta, która postanowiła być wierna swemu wybrańcowi do śmierci.

Sukces kultury wysokiej

Mamy zatem trzy główne role - Senty, Holendra i Dalanda. Do tego trzy nieco mniej ważne postaci - Marię, opiekunkę Senty, Eryka i Sternika. Ogromna scena straciłaby sens, gdyby była pusta, zatem zaludniają ją marynarze, kobiety - ich żony i narzeczone, a także zjawy z trupimi czaszkami, wyłaniające się ze statku--widma. Wszystko to na tle żaglowców i kipieli morskiej - efektu uzyskanego z połączenia olbrzymiej fontanny z kolorowymi światłami.

Dla współczesnego widza i słuchacza oczywiście nie wszystko jest zrozumiałe i logiczne. Czy Holender jest postacią tragiczną i wartą poświęcenia? Czy tylko wykorzystuje naiwną Sentę? Czy dziewczyna kocha tajemniczego nieznajomego, czy tylko pragnie nadać swojemu zwyczajnemu życiu głębszy sens za cenę śmierci? Czy wreszcie tylko w śmierci można znaleźć prawdziwe ukojenie? Bowiem, jak wynika z historii Holendra tułacza, nie ma nic gorszego niż wieczne istnienie...

Pod względem muzycznym wystawiony we Wrocławiu spektakl "Latający Holender" jest w zasadzie bez zarzutu. Piszę "w zasadzie", bo niezwykle trudno jest oceniać muzykę graną na powietrzu z głośników, z solistami uzbrojonymi w mikroporty. A jednak tym razem akustyka była bez zarzutu. Zarówno orkiestra kierowana przez Ewę Michnik brzmiała nienagannie - a przypomnijmy, że jest to muzyka niezwykle trudna, wymagająca wielkich umiejętności -jak i śpiewacy (przynajmniej w pierwszej obsadzie) wspaniale wypełniali swoje zadania. Zachwycał zwłaszcza Holender - w tej roli Brytyjczyk Simon Neal, wspaniały wokalnie i aktorsko oraz Senta - Anna Lichorowicz - doskonała w trudnej roli sopranu wagnerowskiego, zarezerwowanego - wydawałoby się - przede wszystkim dla Skandynawek i Niemek. Bardzo dobry, choć często przesadzał ze sceniczną ekspresją, był Daland, czyli Grzegorz Szostak.

A propos ekspresji. Jedyne, co mi przeszkadzało, to użycie telebimów. Nie mam nic przeciw napisom, ale już zbliżenia postaci wydają się niepotrzebne. Nie to miał na myśli kompozytor, tworząc swój Teatr Operowy. Nawet jeżeli nie przewidywał możliwości technicznych, jakie będą w dyspozycji inscenizatorów po blisko stu osiemdziesięciu latach...

Najnowszy Wagnerowski spektakl to kolejne zwycięstwo artystyczne i frekwencyjne dyrektor Opery Wrocławskiej Ewy Michnik. Ponad 20 tys. widzów uczestniczących w sześciu wystawieniach "Latającego Holendra" to triumf kultury wysokiej... W Opery Wagnera za dyrekcji Ewy Michnik mają już swoją długą tradycję. Cztery części tetralogii "Pierścień Nibelunga" zostały wystawione w latach 2003, 2004, 2005 i 2006 w Hali Stulecia. Ostatnie dzieło operowe Ryszarda Wagnera - "Parsifal" Opera Wrocławska zaprezentowała cztery lata temu. Do dziś pozostaje w jej stałym repertuarze.

Stanisław Bukowski
Gazeta Polska codziennie
18 czerwca 2015

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...