Holoubek wspomina

Nie pamiętam, abym kiedykolwiek potem [po wojnie] tak długo i z tak dominującą jej obecnością w sobie - żył nadzieją. Wszystkim nam pozostało tylko to.
Pogrążeni w klęsce, w morzu dokonującej się naokoło zbrodni, zapędzeni w prymitywną wegetację, sięgnęliśmy po najprostszy ratunek - nadzieję, wiarę w ostateczne przebudzenie z koszmaru. Takie były okoliczności, w których przyszło nam dojrzewać. W stosunku do następnych pokoleń, już tych powojennych, różniliśmy się tylko tym, że nam, obarczonym brzemieniem zagrożenia, towarzyszył pośpiech. Musieliśmy uciekać przed lawiną głazów, które zasypywały za nami drogę powrotu, ciągle do przodu, bez możliwości oglądania się za siebie. Wszystko inne było takie samo, takie samo jak dziś. Pragnienie czułości, ambicja sprostania ideałowi mężczyzny, budzące się marzenia o założeniu własnego domu. Może jeszcze tylko inny był sposób objawiania tego wszystkiego. Myśmy gadali. Ogromnie dużo gadali. Wszystko trzeba było wyrażać słowami. A ponieważ słowa mają to do siebie, że nie są skłonne do nazywania uczuć najtrafniej, więc trzeba je było mnożyć, i w tej walce z wiatrakami, w obliczu oddalającego się sensu, tworzyć pole zastępcze w postaci mówienia pięknego, ozdobnego, i właśnie od stopnia tej umiejętności zależał sukces. Dzisiaj młodzi ludzie mówią mało. Rzadko też dźwięki, jakie z siebie wydobywają, przypominają ludzką mowę, pewnie dlatego, że czas ostatni postarał się o to, aby słowo zakłamać, skompromitować, wolą więc fakty, konkrety, darzą je większym zaufaniem niż słowa. Ale wcale to nie znaczy, że są inni niż my kiedyś, a tym bardziej gorsi. * Kiedyś, jeszcze za Breżniewa, po jakichś filmowych zajęciach musiałem wracać z Moskwy koleją. Podróż była częściowo nocna i uciążliwa. W moim przedziale jechała staruszka. Opowiadała, że mieszka na Syberii i właśnie od trzech tygodni wędruje do Niemiec Zachodnich, do swoich dzieci, syna i synowej, których nie widziała od dwudziestu lat. Bardzo długo starała się o tę możliwość i teraz szczęśliwa i podniecona zmierza w nieznany świat. Wypytywała mnie, jak tam jest, jak tam jeszcze daleko i ile jeszcze granic trzeba przekroczyć. Nad ranem wygrzebała ze swoich tobołków coś w rodzaju pudełka czy kartonu, aby w tajemnicy, w przypływie ufności pokazać mi ciasto. Ciasto rumiane i jeszcze pachnące, które upiekła przed wyjazdem i które było przysmakiem jej dzieci. Śmiała się i mówiła, że niczego innego nie potrafiła wymyślić na prezent dla nich. Na granicy z Polską wkroczyła do wagonu umundurowana wataha ruskich żołnierzy czy celników i wiedziona nieomylnym instynktem runęła na ciasto staruszki. Rozkruszyli je na drobny pył i poszli. Płakała już potem całą drogę, a w Warszawie, kiedy wysiadałem, powiedziała mi: "Przyjechałby pan do nas na Syberię. Tam jest naprawdę pięknie". Fragmenty książki Gustawa Holoubka "Wspomnienia z niepamięci" (Muza, Warszawa 1999).
Gustaw Holoubek
Gazeta Wyborcza
7 marca 2008
Portrety
Gustaw Holoubek

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia