Horzycy wyrósł poważny konkurent

Teatr im. Horzycy w Toruniu kontra Teatr Polski w Bydgoszczy

Nie uważam, że dyrekcja Teatru im. Horzycy winna we wszystkim niewolniczo naśladować teatr bydgoski. Nie chciałbym, żeby scena w Toruniu stała się przestrzenią prowokacji i eksperymentów, nazbyt rozpanoszonej młodości. Ale chciałbym, żeby było to miejsce przyciągające młodych ludzi - tych, którzy chcieliby podyskutować, pospierać się o sprawy ważne - pisze Artur Duda*

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Marcelego Suleckiego i Grzegorza Giedrysa "Barbarzyńcy i klasycyści" ("Gazeta" z 20 stycznia), w którym autorzy porównali kondycję teatrów dramatycznych w Toruniu i Bydgoszczy. Przyznanie Paszportu "Polityki" Pawłowi Łysakowi, dyrektorowi Teatru Polskiego w Bydgoszczy, stało się okazją do oceny obu scen, ale w jakimś stopniu zaważyło na ostrości ocen, bo mówiąc kolokwialnie: ani Bydgoszcz taka młoda, ani Toruń taki stary, ani barbarzyńcy tacy dzicy, ani klasycyści tacy klasyczni. Nie chciałbym jednak polemizować z tezami artykułu, tylko raczej skupić się na odpowiedzi na pytanie: co Paszport "Polityki" (całkowicie zasłużony) dla Łysaka oznacza dla Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu?

Przyznanie tej nagrody to dobitny dowód na to, że Teatrowi im. Horzycy wyrosła w regionie poważna konkurencja. Teatr Polski w Bydgoszczy, który w ostatnich kilkunastu latach nie zawsze miał szczęście do dyrektorów, ma teraz i sprawnego dyrektora, i naprawdę świetny zespół aktorski, a do tego dobrze dopracowaną strategię działania, która ma uczynić z teatru centrum kultury, przestrzeń istotnych debat, dyskusji i artystycznych eksperymentów. Mam nadzieję, że docenią to sami bydgoszczanie, bo zdarzyło mi się być na spektaklu "Witaj/Żegnaj" w reżyserii głośnego w całej Polsce Jana Klaty i widownia była wypełniona w połowie. Powstanie tak silnej konkurencji (a warto także wspomnieć o ambitnych przedsięwzięciach Baja Pomorskiego, np. o ubiegłorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek, gdzie spektaklom dla dzieci i dorosłych towarzyszyły warsztaty, pokazy audiowizualne, koncerty) to spore wyzwanie dla dyrekcji Horzycy.

Z drugiej strony, nominacja do Paszportu "Polityki" dla Iwony Kempy [reżyserka i dyrektor artystyczna Horzycy - red.] powinna być traktowana jako nagroda, a nie "tylko nominacja". Myślę, że wygrałaby rywalizację z konkurentami, gdyby - chyba nie w złej wierze, raczej z braku pełnej wiedzy - nie dorobiono jej gęby "konserwatywnej tradycjonalistki". Kto oglądał przedstawienia Kempy w Toruniu i Bydgoszczy - od "Karykatur" Kisielewskiego, po "In extremis" Brentona - nie uwierzy w dwuznaczne komplementy typu "rzetelny teatr repertuarowy w dawnym stylu", "rzetelna robota od dzwonka do dzwonka". To prawda, że Kempa zwykle nie demoluje inscenizowanego tekstu zgodnie z rozpowszechnionym w naszym teatrze przekonaniem, że reżyser ma nie tylko prawo, ale i obowiązek przerabiania, wręcz pisania na nowo dramatu. Ale co w tym złego, że możemy zobaczyć na scenie utwory Becketta, Levina czy Brentona w postaci bliskiej wizji zapisanej w tekście przez dramatopisarza? Co ciekawe, toruńska reżyserka potrafi radykalnie ingerować w tekst tam, gdzie widzi artystyczną konieczność, o czym świadczą choćby zmiany w tekście Woyzecka (przeniesienie akcji dramatu na polską prowincję). Poza tym co to za konserwatystka, która używa w swoich spektaklach piosenek Red Hot Chilli Peppers, Rammsteina, Nine Inch Nails czy Toola, umie tworzyć dramaturgię spektaklu dzięki odwołaniu się do zasad filmowego montażu, używa fotografii jako elementu scenografii i środka ekspresji emocji postaci? Już nie mówiąc o wyrazistym aktorstwie, odwołującym się do różnych odcieni humoru (od satyry, przez groteskę, po czarny humor). Pod reżyserską ręką Iwony Kempy wielu aktorów, kojarzonych dotąd z pewnym typem ról, pokazuje zaskakująco świeże oblicze. Słowem, mamy do czynienia z artystką, której spektakle stanowią najlepszą wizytówkę naszego teatru.

Czego więc brak Teatrowi im. Horzycy? Po pierwsze, brak spektakli Iwony Kempy w tym sezonie. To dlatego autorzy artykułu mogli utyskiwać na słabość najnowszych spektakli w toruńskim teatrze. Poza tym brak wybitnych reżyserów, tych z najwyższej półki, którzy zaglądają w ostatnich latach do Bydgoszczy (J. Klata, G. Kania) i którzy potrafiliby uniknąć błędu przeniesienia całego „Hamleta” na scenkę kabaretową (tragedia Szekspira przemienia się we własną parodię) lub zniwelowania rockowego potencjału piosenek Grzegorza Ciechowskiego (ukrycie grających na żywo muzyków za scenografią świadczy o niezrozumieniu tego, co stanowi o sile i atrakcyjności muzyki rockowej). Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że fakt wyboru tekstu Szekspira i utworów Ciechowskiego świadczy jak najlepiej o repertuarowych decyzjach dyrekcji teatru. 

Czy w takim razie nasz teatr potrzebuje dramaturga? Myślę, że tak. Albo dramaturga, albo aktywnego kierownika literackiego, który zajmowałby się nie tylko dialogiem z twórcami przedstawień (tymi, którzy tego potrzebują), ale przede wszystkim kreowaniem zdarzeń około teatralnych: dyskusji, spotkań, konferencji. Byłem ponad rok temu uczestnikiem takiej imprezy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy: inscenizacji "Ulrike Marii Stuart" z Hamburga towarzyszyła międzynarodowa konferencja naukowa o twórczości Elfriede Jelinek, próba czytana jej sztuki "O zwierzętach" (którą potem wystawiono na scenie Teatru Polskiego) oraz wykład Adama Krzemińskiego o terrorystach z RAF. I zazdrościłem bydgoszczanom tego przedsięwzięcia.

Podsumowując: nie uważam, że dyrekcja Teatru im. Horzycy winna we wszystkim niewolniczo naśladować teatr bydgoski. Nawet nie chciałbym, żeby scena w Toruniu stała się przestrzenią prowokacji i eksperymentów, nazbyt rozpanoszonej młodości. Ale chciałbym, żeby było to miejsce przyciągające młodych ludzi - tych, którzy chcieliby podyskutować, pospierać się o sprawy ważne bez wymachiwania jakimkolwiek "sztandarem ideologii czy pokolenia", co jeden ze znanych krytyków teatralnych uznał za znak rozpoznawczy teatru Kempy.

* dr Artur Duda, polonista, teatrolog, adiunkt w Zakładzie Dramatu, Teatru i Filmu UMK w Toruniu. Autor książki "Teatr realności". Zajmuje się problemami teorii teatru i innych widowisk.

Artur Duda
Gazeta Wyborcza Toruń
2 lutego 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...