Hulanka, co splata nam wieniec rozkoszy

"Traviata" - reż. Grażyna Szapołowska - Opera Wrocławska

Tegoroczne superwidowisko w Operze Wrocławskim, „Traviata" Giuseppe Verdiego w reżyserii Grażyny Szapołowskiej była wydarzeniem efektownym. Bogatym. Pięknym i estetycznym. Nie udało jej się jednak stać się wydarzeniem artystycznym.

Do współtworzenia spektaklu zaproszono nie tylko rodzimych wykonawców takich jak Adam Kruszewski (poruszający Giorgo Germont) czy Jadwia Postrożna (Flora), ale i zagranicznych: Rumunkę Renatę Vari jako Violettę, Davida Bañosa z Hiszpanii w roli Alfrego Germonta. Poprowadził ich włoski dyrygent Simone Valeri.

Motyw przewodni – kasyno. Scenografia w granacie i złocie. Ograniczenie kolorystyki do dwóch barw sprawiło, że scenografia nie stała się przeładowana, mimo blichtru i bogactwa zachowała umiar. Na imponującej, wielopoziomowej scenie śpiewacy wykonywali swoje partie, tańczył balet, orkiestra grała ukryta na poziomie zero. Stukano się kieliszkami, a w tle były wielkie, hazardowe żetony. Libiamo, libiamo ne'lieti calici , pijmy na chwałę miłości. Niech żyje zabawa, hulanka, co splata nam wieniec rozkoszy – śpiewano.

Dobrym posunięciem było jednoczesne użycie wideo, które pozwalało przyjrzeć się z bliska bohaterom. Przy tak dużej widowni i odległości od sceny próby obserwowania detali czy mimiki śpiewaków z dalszych rzędów byłyby skazane na porażkę, tutaj całe szczęście tak się nie stało.

Najlepiej ubrano chór – kostiumy miały coś w sobie, chórzyści stanowili złotą masę, stanowili całość, lecz jednocześnie grupę osobnych postaci, wśród których miało się ochotę zanurzyć oko w poszukiwaniu najciekawszych fasonów. Intrygował też strój Anniny ale znów tylko pod kątem estetycznym, jego wydźwięk był nie do końca zrozumiały, co oznaczała jej złota zbroja ukryta pod płaszczem? Spowita w białą szatę niewinności Traviata czy paradujący w dżinsach Alfredo nie robili wrażenia.

A co oprócz hulanki? Grażyna Szapołowska w swojej interpretacji „Traviaty" postawiła na symbolikę, zapowiadała znalezienie w XIX-wiecznej operze Verdiego wątków uniwersalnych, mogących stanowić odniesienie do współczesności. Opowiadała o tym, jak artysta, obserwując świat, swoją sztuką może go potem odmienić. Czy jej „Traviacie" się to udało? Bez uprzedniej wiedzy, że wielka rzeźba kobiety to Fortuna, a pokaźnych rozmiarów dłoń to siła, która kieruje naszym życiem - owe znaki trudno byłoby odczytać. Kontekst stanowienia marionetki w rękach losu można by odnieść do każdej historii miłosnej czy historii człowieka w ogóle, czy nasuwa się on na myśl aż tak bardzo, kiedy pomyślimy o przeżyciach Violetty? Czy motyw kasyna, wiecznej zabawy i luksusu, mimo deklaracji reżyserki miał przekazywać coś więcej czy raczej głównie starać się przyciągnąć uwagę widza, przy dodatkowej pomocy migoczącego złota, świateł (ze szczególnym uwzględnieniem mappingu) i baletu chippendales'ów?

Miał czy nie miał, uwagę przyciągnął i sprawił, że tegoroczne superwidowisko oglądało się po prostu przyjemnie. Traktowane w kategoriach rozrywkowych – sprawdziło się, pozwoliło zrelaksować się przy muzyce Verdiego, popatrzeć na okazałe widowisko. Z pewnością, mimo iż część widzów oczekiwała od „Traviaty" czegoś więcej, wielu z nich uroniło łzę nad leżącą na dłoni Fortuny Violettą.

I opuściło Plac Wolności radośnie, z satysfakcją i rozkoszą.

Magdalena Nawrocka
Dziennik Teatralny Wrocław
21 sierpnia 2019

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia