I chciałabym, i boję się...

"Ożenek" - reż. Robert Czechowski - Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Przyznaje, że zawsze bardzo sceptycznie podchodzę do wizji uwspółcześniania klasyki, wychodząc z założenia, że jeśli coś ma swoje miejsce – niech na nim zostanie. Z drugiej strony, trudno się nie zgodzić, że chcąc zachęcić młode pokolenia do poznawania „starych" dzieł z zakresu literatury, teatru czy filmu, trzeba iść z duchem postępu i nowoczesności. I tak właśnie stało się i tym razem, z bardzo interesującym efektem końcowym.

Dzięki reżyserowi przenosimy się w świat głośnej muzyki, coś w rodzaju „techno party" – głośno, dużo światła, dużo plastiku, etc. Dzięki ciekawej, choć bardzo prostej pozornie scenografii Piotra Tetlaka i fantastycznym kostiumom Adama Królikowskiego nie mamy wątpliwości jakich realiach się znajdujemy. W świecie gdzie nadmierna ilość bodźców powoduje u nas różnorakie zaburzenia, gdzie trudno jest się skupić, zastanowić „czego JA oczeuję", „czego JA chcę".

Oto mamy XXI wiek. Granice miedzy tym co typowo męskie a typowo kobiece zostały zatarte. Mężczyźni są zniewieściali, kobiety zbyt harde i wyzwolone. Wszyscy mogą mieć wszystko. Jednocześnie ich niedojrzałość i rozkapryszenie, a wręcz zdziecinnienie bardzo rzucają się w oczy wyraz z bardzo silnymi instynktami pierwotnymi. A może to są właśnie demony, które drzemią w naszych gogolowskich bohaterach. Jednak piramida potrzeb Maslowa wciąż jest aktualna. Potrzeby przynależności i miłości wziąć odgrywają olbrzymią rolę w życiu naszych bohaterów. Stąd to dążenie do ożenku panów i zamążpójścia Agafii Tichonownej, w tej roli rewelacyjna Marta Frąckowiak. Nie sposób też nie wspomnieć o Koczkariewie, którego w dosyć niezwykły sposób kreuje Robert Kuraś. A wszystko to jakby wyzywające, bezwstydne i czasami ocierające się o wulgarność, ale bez jej nachalności czy niezrozumienia. Każda z postaci niezwykle barwna i bardzo mocno osadzona w swojej roli.

W stwierdzeniu, że nikt nie powinien być sam i sam iść przez życie, że człowiek jest zwierzęciem stadnym, nie ma nic nowego, nic odkrywczego. Każdy z nas, nawet jak się do tego nie przyznaje, potrzebuje obecności „drugiej połówki". Instytucja swatki została zastąpiona portalami randkowymi czy nawet aplikacjami do „szybkich" spotkań. I tak jak kiedyś Fiekła Iwanowna, czyli Elżbieta Donimirska wyszukiwała i przedstawiała sobie kandydatów i kandydatki, tak obecnie robi to za nas algorytm w Internecie. Bo przecież małżeństwo, to poważna decyzja i to na całe życie. Potencjalny mąż czy żona muszą spełniać nasze oczekiwania, choć często sami nie wiemy jakie ona są. Nie powinni, ba! nie mogą mieć wad. Muszą być idealni i wieść z nami idealne życie, w którym to oszalejemy ze szczęścia. To utopia. My nie jesteśmy bez wad, nasi partnerzy nie mają tylko zalet. Szalejemy nie ze szczęścia, a z braku pewności – zwłaszcza swojej własnej lub z zazdrości. To co wypada i czego nie wypada nie ma już określonych ram. Na zawsze nie istnieje a ślub do złudzenia przypomina ceremonie pogrzebową, z tą różnicą, że własny pogrzeb jest nieodwracalny.

Ale przecież „Ożenek" Nikołaja Gogola to komedia, czyż nie? Oczywiście, że tak! I to rewelacyjna komedia w świętej interpretacji Lubuskiego Teatru. Dawka śmiechu i ironii, z której można wyciągnąć nauki na przyszłość dla siebie. A jakie te wnioski będą, to już każdy z nas sam wie najlepiej co lub kto mu pasuje w życiu.

Anna Kłapcińska
Dziennik Teatralny Kraków
31 grudnia 2020

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia