I co nam z tego zostało?

"Cholonek" - reż: M. Neinert, R. Talarczyk - Teatr Korez w Katowicach

Na początek - mnóstwo śmiechu. Później - jak gdyby dla równowagi - nastrój diametralnie się zmienia: powaga, strach, żal, zaduma, tęsknota. I zdanie powtarzane niczym refren: "Z niczego nie ma nic". "Cholonek"- bo mowa o tym przedstawieniu wystawianym przez Teatr Korez, przyciąga od lat tłumy widzów.

Spektakl portretuje obraz typowej śląskiej rodziny, która próbuje zmierzyć się z teraźniejszością, ze zbliżającą się nieuchronnie wojną, z nią samą i tym, co po niej nastąpi. Głową rodziny jest ojciec (znakomita gra Mirosława Neinerta), który nie chodzi do kościoła i spożywa duże ilości alkoholu, nad czym ubolewa jego żona. Gdy mowa o niej trzeba podkreślić, że mimo swojej pobożności i głębokiej wiary, zdarza się jej oszukiwać w handlu (ma stragan). W rolę żony i matki wcieliła się Grażyna Bułka, kreując zabawną postać gościnnej kobiety o dużym temperamencie. To przedstawiciele rodziny Świątek, do której należą także dwie córki - Michcia i Tekla. Pierwsza z nich wychodzi za mąż za Stanisława Cholonka - typowego Ślązaka, który za namową przyjaciela rodziny Świątków, Detleva, dołącza do szeregu socjalistów, swojemu zaś synowi daje na imię Adolf. Michasia początkowo nie chce się z tym pogodzić, z czasem jednak - gdy stają się ludźmi bogatymi- przymyka na wszystko oczy. Druga z córek, Tekla - wbrew sobie - wychodzi za mąż za Detleva, człowieka spoza Śląska. Zarażony socjalistycznymi poglądami wkracza w świat śląskich tradycji, które są mu obce i których nie chce zrozumieć. 

Cały spektakl został podzielony na dwie części. W pierwszej z nich zabawne dialogi bohaterów oraz komiczne sytuacje przerywane są śmiechem widzów. Zostaje nam bowiem ukazany obraz typowej śląskiej rodziny, która siedzi przy kuchennym stole i spożywa smaczne wyroby po świniobiciu. Ich codzienne życie jest radosne:  wspominają wydarzenia, które spotkały ich znajomych i sąsiadów- np. rozmawiają o wszach i wanckach oraz o tym, jak należy się ich pozbyć. Te opowieści przypominają historie przekazywane nam przez dziadków i babcie. Mamy wrażenie, że jesteśmy wraz z bohaterami w czasach odległych, zanurzamy się w historię. Ma na to wpływ przede wszystkim znakomita gra aktorów i dialogi w gwarze śląskiej- dziś już tak rzadko słyszanej. 

Przełom atmosfery spektaklu następuje, gdy ojciec rodziny zaczyna opowiadać, jak to dawniej bywało: „Kiedyś na kopalni pracowały konie. Po wykonaniu zadania wyjeżdżały na powierzchnię. Później- by zwiększyć wydajność i zaoszczędzić czas- nie wywożono ich, zostawały na dole, kilka metrów pod ziemią. Tam ślepły i zdychały.” Na końcu stawia nam wszystkim - współczesnym, zabieganym ludziom - pytanie: „I co nam dzisiaj z tego zostało?” 

W drugiej części „Cholonka” widownia zamiera. To, co widzieliśmy przed chwilą znika, nie istnieje, zostało zapomniane. Teraz liczy się bogactwo, sława i moda. Bohaterowie nie są jednak szczęśliwi, choć odczuwają zadowolenie- jak się później okaże będzie ono chwilowe. Wkroczył socrealizm, a ludzie stali się jego aktywnymi działaczami. Zapomnieli o tradycji, obyczajach, o tym, czego uczyli ich rodzice, co przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. 

"Cholonek" mówi o tym, co powoli odchodzi w zapomnienie, o zanikającej tradycji przedstawionej na przykładzie śląskiej obyczajowości. Młodzi ludzie- poza Teklą- pragną się wzbogacić, iść z duchem czasów. Opowiadają się za Hitlerem, bo on daje im to, czego potrzebują- tu i teraz. Nie myślą jednak o przyszłości. W końcu jednak Hitler zostaje pokonany i wkraczają wojska radzieckie. Giną ludzie. Zwykli, przeciętni zjadacze chleba, którzy niczemu ani nikomu nie zawinili. W imię czego? W imię kogo? Tym, którym udało się uciec za granicę w naszym odczuciu zwyciężyli i mogą cieszyć się wolnością. Mają piękne mieszkania, luksusowe samochody i święty spokój, ale nie się szczęśliwi. Już jako starsi ludzie siedzą na wygodnej ławce, na sobie mają modne ubrania i wspominają, tęsknią... Chcą wrócić do domu, do ich prawdziwego domu. Dlaczego? Czego im brakuje? Na Śląsku ludzie hiperbolizują lokalność, przywiązują się do niej. Zwykle jednak zdają sobie z tego sprawę za późno. Obyśmy żyjąc w dzisiejszym świecie pielęgnowali tradycje, bo mają one niepowtarzalną moc, o czym bez wątpienia przekonuje nas spektakl „Cholonek”.

Magdalena Loska
Dziennik Teatralny Katowice
18 stycznia 2010

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...