I co teraz?

"Poczekalnia.0" - reż. Krystian Lupa - Teatr Polski we Wrocławiu

Wobec przemocy totalnej, niczym wobec śmierci, wszyscy jesteśmy jednakowo bezbronni. Śmierć nie jest konieczna: wojna każdego z osobna pozbawia wszelkich atrybutów tożsamości

Nie mogę się pozbyć wrażenia, że używane wobec Poczekalni.0 pojęcie "eksperyment" jest czystym zabiegiem marketingowym. Każda twórczość jest swego rodzaju eksperymentem. Współpraca z aktorami jako zastosowana metoda twórcza nie jest niczym nowym, ale nie jest to też żadnym zarzutem. Traktowanie kryterium nowatorstwa i oryginalności jako naczelnej zasady w podejściu do dzieła sztuki uważam za błąd. Lupie udało się stworzyć dzieło dotykające naszej kondycji, wielopoziomowe i otwarte na interpretacje, a przy tym spójne wewnętrznie, pomimo zastosowania metody kolażu losowanych na żywo scen. Cortazarowska gra w klasy z widzem, który może pójść różnymi tropami. Jeśli w tym pozornym chaosie możliwości udaje się odnaleźć jednak sens i spójną myśl, uważam to za wielki sukces.

Charakterystyczna dla spektakli Krystiana Lupy czerwona obwódka sceny w Poczekalni.0 została dodatkowo podkreślona cienką stalową liną. Pojedynczy drut pozbawiony kolców i tak spełnia swoje zadanie wtłaczania w ciasne ramy ograniczonej przestrzeni realności. Kolejowa stacja, niczym w filmie Matrix, jest zawieszonym w czasie i przestrzeni punktem styczności różnych światów i obszarem decyzji o poszczególnych losach. W filmie braci Wachowskich główny bohater rozmawia z fantomami programów obdarzonych duszą. U Lupy bohaterowie spotykają spokojną staruszkę istniejącą poza czasem, ale związaną z miejscem Poczekalni. Pytania o istotę człowieka wiszą nad głowami jak miecz Damoklesa.

Stacja jest pośrodku Niczego, jakby w spełnionej obietnicy Kononowicza, telefony nie działają, a jedna z osób wchodząc informuje, że poszła się rozejrzeć po okolicy, ale oprócz stacji nic nie widać pośród otaczających pól. Oczekiwanie na jakikolwiek następny pociąg wymusza tworzenie Grupy wbrew woli każdego z uczestników. Dojrzałe małżeństwo znerwicowanych frustratów, przepełniona pychą i cynizmem nieszczęśliwa pijana dziennikarka, młody mieszkaniec Oświęcimia i wracający z wycieczki do Auschwitz studenci aktorstwa, którzy stanowiąc zwartą paczkę, z całych sił bronią jednocześnie swojej indywidualności i niezależności. Kurtka z wężowej skóry zastąpiona została koralami.

Młodych aktorów wysłał w podróż reżyser ich pracy dyplomowej. Jego koncepcja wymagała odwiedzin w obozie zagłady. Niestety reżyser nie wysiadł z pociągu i nie ma kto wyjaśnić tajemniczego związku wycieczki z dyplomowym przedstawieniem Hamleta. Zaczyna się intelektualny pojedynek wszystkich przeciwko wszystkim, którego katalizatorem jest dociekliwość dziennikarki. Zachowanie reporterki dalekie jest od zawodowych zasad. Nie stara się nawet być obiektywna, narzucając swój punkt widzenia ocenia swoich rozmówców, jako infantylnych i myślących w istocie zupełnie coś przeciwnego do deklaracji. Tupet, upór i nie zrażanie się obronną niechęcią aktorów dopełniają tego miniaturowego portretu stereotypowego dziennikarza, który równie dobrze mógłby być portretem wujka Heńka u ciotki na imieninach.

Studenci jednak faktycznie są infantylni. Posługują się komunałami i kliszami, na różny sposób maskując poczucie pustki i poszukiwanie własnej tożsamości. Zdecydowanie nadużywająca szewskich przecinków dziewczyna jest aż sztuczna w swojej manierze, ale być może ta sztuczność jest zamierzona i ma razić widza właśnie w taki sposób. Okazująca nieustanne lekceważenie dla kolegów, manifestując bez ustanku swoją wolność i jej granice, gładko wchodzi w zupełnie inną, pełną wazeliny manierę wobec dziennikarki. Sytuacji nie rozbrajają też alternatywne klisze nie należącej do grupy, dziewczyny jednego z aktorów. Dopiero mieszkaniec Oświęcimia wprowadza narrację, która jest nie do przełknięcia dla wszystkich pozostałych dyskutantów.

Oświęcim jest dla niego placem zabaw z dzieciństwa, które to dzieciństwo było naznaczone pomnikiem zbrodni. Nie mów mi o Hitlerze - woła do oburzonej dziewczyny - z Hitlerem sobie poradzimy, powiedz mi o sobie. Co z nami robi Auschwitz? Auschwitz jako ikona popkultury. Auschwitz jako symbol religijny. Wydarzenie zneutralizowane pomnikiem zorganizowanej racjonalnej przemocy. To nie jest wcale coś odległego i abstrakcyjnego. Wychowałem się patrząc na te budynki.

Na zapleczu dworca dwie tajemnicze postacie podglądają za pośrednictwem przemysłowych kamer wszystko, co się dzieje w poczekalni. Sami o sobie mówią Nocni Grafficiarze. Bawią się w nadawanie swoich sensów pozornie nieistotnym gestom obserwowanych osób. Czy gesty te nabierają znaczenia razem ze słowami z offu? Czy słowa z offu są jedynie odbiciem sensu gestów? Podglądanie daje władzę, co zostaje uwidocznione w scenie realizacji zakładu między Grafficiarzami. Wiedza uzyskana z inwigilacji umożliwia skuteczną manipulację, skuteczne uwiedzenie: widza, słuchacza, partnera. Wystarczy odrobina zmysłu obserwacji i chęć słuchania. Bardzo mocna autodemaskacja własnej metody twórczej. Być może także jeden z wielu powodów, dla którego metoda Lupy jest tak mocno odrzucana. Mechanizm wypierania broni przed prawdą o mechanizmach sprawowania i ulegania władzy w środowisku Panoptikonu. Nie trzeba budować systemu opresji opisywanego przez Foucault\'a, wystarczy powszechne podłączenie do internetu.

Na ekranach zawieszonych nad widownią widzimy widownię na żywo, podgląd sceny i nagrane wcześniej improwizacje. Wszak to czego nie pokazali w telewizji nie istnieje. Oglądając na ekranie scenę Poczekalni reżyser zdaje się urealniać całą sytuację. Kamera jednak zagląda również w inne, nawet najintymniejsze miejsca. Dworcowa ubikacja, sala prób, sypialnia, a nawet pokój podglądających wszystko Nocnych Grafficiarzy. Trudno przy tym wyczuć, czy aktorzy mówiący do umieszczonej w łazienkowym lustrze kamery zdają sobie sprawę z jej istnienia, czy rozmawiają z samym sobą? Wszyscy jesteśmy w Truman Show, nie wyłączając nawet jego twórców. Jednak przekonujemy się wkrótce, że władza podglądaczy jest iluzoryczna.

Wobec obezwładniającej niemocy radzenia sobie z rzeczywistością, na którą przecież wpływ jest ograniczony, reagujemy na różne sposoby. Dojrzałe małżeństwo wypracowało sobie przeciwstawne, ale komplementarne metody zagłuszania. On jest gorącym wulkanem, który w nieustających erupcjach czynnej agresji walczy o panowanie. Fiasko wysiłków generuje frustrację, która dodatkowo karmi agresję. Ona zaś uprawia agresję bierną, pozornie przyznając rację mężowi i za pomocą drwiny nieustannie go upokarza wykorzystując energię jego złości. Wszyscy pozostali także głuszą ból istnienia za pomocą różnych form agresji o różnym nasileniu intensywności. Jedynie Nocni Grafficiarze wydają się być zdystansowani wobec tej powszechnej frustracji, jednak wobec zagrażającej życiu przemocy także oni zostają postawieni pod ścianą i zrównani w swojej niemocy wobec przemocy ze wszystkimi pozostałymi gośćmi Poczekalni.

Użyty na scenie pistolet, jest czymś więcej niż symbolem opresji męskiego panowania. Pistolet jest tu Naturą, z którą się nie negocjuje - wymachiwanie szabelką wobec burzy może skończyć się spaleniem przez piorun. Nieracjonalna, pozbawiona refleksji przemoc, jak śmierć zrównuje wszystkich pod ścianą przeznaczenia. Nawet istniejąca poza czasem staruszka stoi w jednym szeregu ze studentami i grafficiarzami. Jednak to ona przełamuje w końcu impas i wychodzi, tak po prostu, swoją obojętnością neutralizując agresora. Z drugiej strony przychodzi na myśl scena z American Beauty, gdzie pistolet również jest metodą neutralizacji frustracji spowodowanej porażką nietrafnej interpretacji i brakiem możliwości akceptacji świata.

Następujące potem rozprężenie wywołuje u bohaterów falę bagatelizacji. Wyluzuj, zdenerwował się nieco za mocno, nic się nie stało - każdy na swój sposób próbuje zracjonalizować brak oporu wobec ołowianej przemocy. I tylko jedna ze studentek pyta tonem pełnym oburzenia, kierując swoje słowa ni to w przestrzeń ni to do publiczności: jak to? nic się nie stało? facet nas tu upokorzył, groził nam bronią, strzelał do nas i nic? Podeptał naszą godność, mierzył do nas z pistoletu, a my mamy wyluzować? Czy naprawdę to nic nie znaczy? Naprawdę nie mamy potrzeby nic zrobić? Naprawdę możemy dalej normalnie żyć?

Okazuje się, że godność jest fikcją wobec doświadczenia totalnego upokorzenia. Ignorancja stała się sposobem ratowania własnej tożsamości. Auschwitz jest zneutralizowanym pomnikiem, współczesna przemoc nie wymaga już nawet pomnikowej neutralizacji. Współczesne upokorzenie upokarza się samo i samo się reprodukuje. Nikt za nic nie odpowiada, bo nic się nie dzieje: gdy w końcu przyjeżdża na stację pociąg, oprawca tak samo jak jego ofiary, bez słowa wsiada do wagonu...

W Poczekalni zostają jedynie Nocni Grafficiarze. Zostają z niezmiennie i zawsze aktualnym pytaniem: i co teraz? Odpowiedź jest do bólu szczera i paradoksalnie najbardziej adekwatna: nie wiem, nie wiem.

Igor Czajka
blog.czajka.art.pl
21 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...