I po szkodzie Polak mądry
1. Łódź Czterech KulturPierwsza edycja festiwalu Łódź Czterech Kultur dobiegła końca. Pomimo znacznie okrojonego budżetu (kilkakrotnie mniejszego, niż w przypadku Festiwalu Dialogu Czterech Kultur) oraz ograniczeń czasowych (dyrektora Bogdana Toszę powołano na stanowisko dopiero pod koniec maja) pięciodniowe kulturalne święto można zaliczyć do udanych przedsięwzięć. Każdy z zaprezentowanych spektakli reprezentował wysoki poziom artystyczny i wpisywał się w formułę festiwalu podkreślającego wielokulturową genezę aglomeracji łódzkiej. Podobnie sprawa wyglądała ze spotkaniami literackimi
Oczekiwania były wysokie, jednak organizatorzy stanęli na wysokości zadania - choć czasu było niewiele udało się stworzyć przedsięwzięcie o spójnym programie artystycznym. Każde z wydarzeń - czy to przez narodowość twórców, czy też przez tematykę - było w jakiś sposób połączone z Łodzią oraz jej wielokulturową genezą.
Dwa ze spotkań literackich poświęcone były pisarzom żydowskiego pochodzenia - spotkanie promujące książkę Johna Felstinera „Paul Celan. Poeta. Ocalony. Żyd” poprowadził łódzki poeta Zdzisław Jaskuła, a wzięli w nim udział Krzysztof Czyżewski - szef Ośrodka „Pogranicze - sztuk, kultur, narodów” i Fundacji Pogranicze, Ryszard Krynicki - poeta, tłumacz poezji Paula Celana oraz Wojciech Ornat - wydawca książki. Sylwetkę Josifa Brodskiego przedstawił krytyk literacki, redaktor naczelny wydawnictwa „Znak” Jerzy Illg, który starał się stworzyć chronologiczną opowieść o życiu Brodskiego z perspektywy jego spotkań z zasłużonymi dla polskiej kultury osobami. O swojej znajomości ze znanym poetą opowiadała prof. Zofia Ratajczak, Barbara Toruńczyk - historyk literatury, publicystka i eseistka, która w 1982 r. w Paryżu założyła i prowadziła „Zeszyty Literackie” oraz Marek Zagańczyk - sekretarze redakcji „Zeszytów Literackich”. Jednak pouczające było także spotkanie z Ksenią Starosielską, która przetłumaczyła na rosyjski dzieła ponad trzydziestu polskich pisarzy, m.in. Gombrowicza, Konwickiego, Różewicza, Sienkiewicza, Witkacego, Iwaszkiewicza, Dąbrowskiej, Andrzejewskiego, Hłaski, Chwina, Krall, Masłowskiej, Pilcha, Tokarczuk, Musierowicz. Na tym tle wyróżniło się spotkanie poprowadzone przez redaktora Instytutu Książki Szymona Kloskę poświecone było twórcom z najmłodszego pokolenia, umownie nazwanego pokoleniem 89 (rok ich urodzenia). W Klubie Szafa o swojej twórczości opowiedzieli: Dominika Ożarowska - tegoroczna maturzystka debiutująca powieścią „Nie uderzy żaden piorun”, Joanna Lech - laureatka konkursów im. Berezina i im. Baczyńskiego, autorka tomiku poezji „Zapaść” będącego wynikiem jej przemyśleń dotyczących pozbywania się złudzeń i stopniowej rezygnacji z ideałów oraz Marta Syrwid - autorka zbioru opowiadań „Czkawka” i powieści „Zaplecze”, która porusza problem anoreksji. O swojej twórczości opowiedział też poeta Przemysław Owczarek, który pod wpływem podróży odbytych na rowerze oraz własnych przemyśleń stworzył wiersze wydane w tomiku „Cyklist”. Samo nagromadzenie wszystkich wymienionych tu nazwisk poraża, a należy pamiętać, że omówiony został zaledwie jeden blok tematyczny - literatura. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku filmu, muzyki, sztuk wizualnych i teatru.
Reżyser otwierającego teatralną część festiwalu „Czasu terroru” Lech Raczak dokonał olbrzymiego wysiłku intelektualnego - przetransponował na scenę niesceniczny, utrzymany w młodopolskiej, neoromantycznej manierze dramat Żeromskiego „Róża”. Zachwycał też „Dybuk” łódzkiego Teatru Jaracza. Historia stworzona przez żydowskiego pisarza Szymona An-skiego (oryginalny tytuł dramatu brzmi: „Dybuk. Na pograniczu dwóch światów”) to opowieść o duchu młodego mężczyzny, studenta jesziwy Chanana (Marek Nędza), który zmarł z żalu za ukochaną Leą (Agnieszka Więdłocha) - jego tęskniący duch wstąpił w ciało dziewczyny. Natomiast w „Szycu” w reżyserii Any Nowickiej wielbiciele dobrej muzyki mogli zachwycać się kompozycjami Renaty Przemek, „Szyc” usiany jest piosenkami, którymi gęsto przetykana jest akcja - dzięki śpiewanym na żywo utworom aktorzy mogli zaprezentować wszechstronność swojego warsztatu. Z niezwykle gorącym przyjęciem spotkały się „Powidoki” Macieja Wojtyszki (prapremierowy pokaz spektaklu Teatru Telewizji), które zgromadziły ogromne nadkomplety widzów. Znaczna część przybyłych osób oglądała pokaz na stojąco, nikt jednak nie miał ochoty opuszczać sali - po projekcji posypały się podziękowania pod adresem reżysera. Sztukę „Powidoki”, której akcja rozgrywa się w Łodzi, Maciej Wojtyszko napisał wraz z synem. Opowiada ona o powojennym okresie życia znanego malarza Władysława Strzemińskiego (choć podczas I wojny światowej stracił rękę i nogę, oraz wzrok w jednym oku tworzył nieustannie) i jego żony rzeźbiarki Katarzyny Kobro. Widzowie mogli też obejrzeć doskonały spektakl w reżyserii Łukasza Witta-Michałowskiego „Ostatni taki ojciec” na podstawie tekstu Artura Pałygi „Ojcze nasz”. Przedstawienie składa się z serii scen opowiadających o życiu rodziny zdominowanej przez władczego ojca. Jednak prawdziwą, długo oczekiwaną ucztą dla oka i ucha był balet „Don Kichot czyli Fantazja szaleńca” Borisa Ejfmana. Zachwycali soliści, trudna, lecz robiąca ogromne wrażenie choreografia, bezpretensjonalnie, lecz pełne wdzięku kostiumy (doskonały przykład, iż w większości przypadków asceza jest sprzymierzeńcem elegancji i stylu) oraz wierność muzycznej frazie, charakterystyczna dla tego twórcy. Festiwal zamknęły dwa przedstawienia: „Przypadek Iwana Iljicza” w reżyserii Jacka Orłowskiego, gdzie Bronisław Wrocławski w tytułowej roli po raz kolejny miał okazję zaprezentować swój aktorski kunszt oraz opanowany do perfekcji warsztat i spektakl uliczny grupy antagon theaterAKTion z Frankfurtu, która przygotowała przedstawienie „Time Out” opowiadające o przemocy i zniewoleniu.
Dzięki wysiłkowi sztabu zaangażowanych, pracujących w trudnych warunkach ludzi, wbrew okolicznościom udało się uratować ideę festiwalu łączącego różne kultury. Praca pod presją i nieustanym ostrzałem prasy z pewnością była dla organizatorów nie lada wyzwaniem. Okazało się, że można. Cud, czy wyciąganie właściwych wniosków z poniesionej szkody?
Można mieć nadzieję, że zespół organizatorów pod kierunkiem Bogdana Toszy przy organizowaniu drugiej edycji festiwalu będzie dysponował znacznie większym komfortem czasowym i przygotuje jeszcze bardziej satysfakcjonujący zestaw programowy. Dziś najważniejsze jest, że mimo towarzyszącego zamieszania ta niezwykle ważna i prestiżowa dla Łodzi impreza odbyła się bez szkody dla jej jakości. Okazało się, że przy pełnym zaangażowaniu zespołu, mądrych i rozważnych decyzjach kierownictwa, wbrew wielu nieprzychylnym proroctwom niektórych środowisk, nową formułę tegorocznego festiwalu Czterech Kultur Łódź może uznać za swój niewątpliwy sukces.