I teatrzyk się nie udał

"Ferdydurke" - reż. Magdalena Miklasz - Teatr Malabar Hotel

Motto: "Ot! i kulig się nie udał" (Andrzej Kmicic). Ja już sam nie wiem, jak mam przemawiać do ludzi teatru. Spróbuję jedzeniem, metaforą jedzeniową, przez żołądek do mózgu. Listen: słodyczy nie robi się z samego cukru.

Po co więc Gombrowicza robić na scenie z czystego Gombrowicza? To, co w nim najsłodsze, jeszcze podosładzać, jakby mało było? Magdalena Miklasz chyba wie po co, a przynajmniej robi tak. Groteskę tego autora inscenizuje nawet bardziej groteskowo, niż to jest pierwotnie. Już w tym sezonie zarżnęła jednego Gombra, "Iwonę" w Poznaniu, wtedy zamilczałem. Choć trzeba jej przyznać - zarżnęła inaczej, nie masłem maślanym, nie groteską, lecz kamerą.

Głos prasy o Ferdydurke: "Pozostałe części tego długiego przedstawienia mają charakter agresywnego kabaretu, w którym satyryczny tekst powieści został jakby dodatkowo sparodiowany. Tak więc mamy tu do czynienia z parodią parodii" (Mirosław Winiarczyk). Lepiej bym tego nie rozpracował, to są słowa klucze: agresja, kabaret, satyra, parodia. Dziękuję tygodnikowi "Idziemy" za zgodę na przedruk fragmentu w naszym internetowym magazynie "Nie idźcie".

Na robieniu teatru się nie znam, ale znam się na siedzeniu na widowni i zdychaniu z nudów. Nuda nie jest prostą sprawą, są różne odcienie nudy i różne powody. Moim powodem jest grupa Malabar Hotel, która wmieszała się w tę produkcję ze swoją cyrkową wyobraźnią i pozarażała wszystkich. Gdy u Gombrowicza mamy pojedynek na miny, ci na scenie ROBIĄ MINY. Dosłowność jak w memie. Jestem w podziwie dla aktora od Miętusa, którego już pierwszy grymas był w najwyższym napięciu mięśniowym, a potem napięcie rosło.

Jest to teatr młodzieżowy w tym prostym znaczeniu, że młodzież i tak go zaliczy metodą wycieczki, ale czy z przyjemnością i czy się załapie na te heheszki w czasach, gdy słowo "heheszki" jest już przeczasiałe - nie wiem, nie wiem! To dla nich to kulawe doganianie ducha czasu ze smartfonem w szkole. Jedynie tyłkowi i całemu ciału Łukasza Wójcika wróżę powodzenie, bo ładne i całe. Ale co PANIE powiedzą? Wójcik, jesteś u pani! Ty posuwasz manekina, a na widowni Temida Stankiewicz-Podhorecka, słynna krytykessa "Naszego Dziennika", ona to widziała, Łukasz! Nawiasowo zauważę, że twarz aktora Wójcika też dobrze zagrała.

Oprócz ciała wykonawcy na pewno nie zapomnicie, w jakim dekorze on to robi z rekwizytem. Dekor na bogato, bogatością Katarzyny Borkowskiej. Scenografka znana z przesady, z bizantyjskich scenografii, więc jak mogłaby przesadzić, kiedy dla niej przesadzanie to jest właśnie bejzik? To, co zrobiła w "Ferdydurke" w Dramatycznym, nie jest więc przesadą, tylko oczko wyżej - nie przesadą, lecz przegięciem! Dizajn totalnie obleśny i totalnie o czymś innym, nawet nie wiem o czym, ale na pewno nie o tym. Bardzo dobrze go widać, bo tak bardzo jest od czapy. Może to a la Gombrowicz, że forma pogwałca formę... Albo same postaci urządziły sobie wystrój, a że bytują na scenie i nie widzą przedstawienia, to wyszło, jak wyszło. Ale szczerze, wygląda to jak "Pogromcy duchów II", metry kwadratowe ocharkane glutoplazmą, taką różową maziają. Jak pierogi bryzgane topioną pianką marshmallow! Por. "Kuchenne rewolucje", S08E07.

Znam dwa dobre i dwa niedobre przedstawienia Miklasz. "Przemiana" Kafki i "Alba" Lorki (oba melancholia) kontra "Iwona" i "Ferdydurke" Gombrowicza (oba sucharzenie). Dwa do dwóch. Więc na ten moment ciężko mi powiedzieć, czy Magdalena Miklasz to dobra czy zła twórczyni. Tymi dwoma bąkami wyczyściła sobie konto.

Maciej Stroiński
Przekrój online
18 lipca 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia