Ideały są bez recepty

"Skutki uboczne" - reż. Leszek Dawid - Teatr Telewizji

Money makes the world go around
The world go around
The world go around.
Money makes the world go around
It makes the world go 'round.

Tymi słowami Liza Minelli i Joel Grey rozpoczynają jeden ze swoich kabaretowych numerów. Pieniądze brzęczą dźwięcznie w spodniach aktora, zaś przyjemny chłód monet za dekoltem dziewczyny wprawia ją w stan niemal ekstatyczny. Los króla Midasa przestaje być jedynie legendą, by wkrótce stać się najśmielszym marzeniem każdego z nas. Dzisiejszy kapitalistyczny świat obnaża nasze słabości, wytyka nam interesowność. Idealistyczne podejście do świata i artystyczny indywidualizm zostają przemielone przez młynek pierwszego dnia miesiąca. Niemniej zdarzają się jednostki gotowe do walki w imię dobra ludzkości. Trudno oprzeć się uwodzicielskiej wizji zostania wieszczem, piewcą prawdy i katem upodlenia. Czy artysta odepchnie sakiewkę srebrników, by stanąć w obronie własnych przekonań? Zasadnicze pytanie brzmi jednak: czy w ustroju demokratycznym istnieje jeszcze potrzeba buntu i ile jesteśmy w stanie zaryzykować?

Spektakl w reżyserii Leszka Dawida pt. ,,Skutki uboczne" bazuje na sztuce kultowego, czeskiego reżysera i scenarzysty Petra Zelenki. Główny bohater Jerzy (Krzysztof Stroiński) jest fotografem lubiącym angażować się w tematy społeczne i polityczne. W przeszłości był opozycjonistą, działaczem na rzecz wolności, który po dziś nie zatracił dawnych ideałów. W pierwszej scenie Jerzego budzi tajemniczy telefon od nieznajomego, który okazuje się być pracownikiem sekretariatu norweskiego komitetu noblowskiego w Nowym Jorku. Gratuluje on fotografowi zostania laureatem pokojowej nagrody Nobla, jednocześnie zapewniając go o znaczeniu jego zdjęć dla dziejów ludzkości. Niedługo po tym Jerzy budzi się ze snu, zaś zwycięstwo na zawsze wymyka mu się z rąk. On sam nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego dalszy los definitywnie odbierze mu ten zaszczyt. Gdyby ta scena była ostatnią, mielibyśmy do czynienia z prostą opowieścią - zasłużony fotograf otrzymuje pokojową nagrodę Nobla za swoje poświęcenie i oddanie rewolucyjnej działalności. Niemniej świadoma decyzja o ukazaniu tego krótkiego momentu na samym początku sztuki nadaje całości głębi, zaś postaci Jerzego - złożoności. Od tego momentu to jego wybory będą decydować o tym, czy sen przerodzi się w jawę.

Absolutny brak łączności Jerzego ze światem komercji zostaje poddany próbie, gdy dwoje młodych właścicieli małej agencji reklamowej wychodzi z propozycją współpracy nad reklamą leku dla firmy farmaceutycznej. Ewa (Magdalena Czerwińska) i Paweł (Bartłomiej Kotschedoff) przekonują fotografa, że jego dotychczas buntownicza postawa nada reklamie wartości dodanej, zaś wyjściowa negacja komercji posiada ogromny potencjał komercyjny. Równolegle żona Jerzego (Anna Radwan) informuje go o ciężkim stanie swojego ojca cierpiącego na chorobę Alzheimera. Chcąc zapewnić teściowi godziwą opiekę w domu spokojnej starości, Jerzy zgadza się na współpracę z agencją.

Jego decyzja dyktowana jest wyłącznie potrzebą pomocy bliskiej osobie i jest niczym innym jak po prostu dobrym uczynkiem. W dodatku relatywnie nieskomplikowane zadanie, wobec którego został postawiony, wydaje się być niezwykle opłacalne. Okazuje się jednak, że jedyną szansą na pozbycie się konkurencji i zrealizowanie reklamy jest nawiązanie kontaktu z szefem marketingu farmaceutyka - dawnym przyjacielem Jerzego - Janem (Adam Ferency). Wydaje się on być zimny i szorstki, a otwiera się wyłącznie przed swoim kochankiem, znanym nam jako Hanka (Dawid Ogrodnik). Dawny zapał Jerzego budzi się w nim na nowo, gdy dowiaduje się, że jeden ze składników reklamowanego przez niego leku powoduje chorobę Alzheimera. W tym momencie jasnym staje się paradoks, w obliczu którego został postawiony nasz bohater. Na próbę wystawiony zostaje nie tylko artysta, ale także drzemiący w nim bojownik o wolność. Symbolem dawnych ideałów, tych przyświecających Jerzemu w młodości, staje się Karta 77 oraz pogrzebani w jej imieniu opozycjoniści. On był częścią tej rewolucji, ale czy po tylu latach pozostanie wierny jej ideałom?

Można by bez zastanowienia stwierdzić, że sztuka Petra Zelenki krytykuje kapitalistyczne społeczeństwo. Mimo to artysta nie musiał nazbyt pochylać się nad wyszukiwaniem egzaltowanych metafor czy wyrafinowanych sposobów na obnażenie ludzkiej pogoni za pieniądzem. Jeżeli chodzi o krytykę, to jesteśmy samowystarczalni. Nie potrzeba nam koloryzowania ani wyolbrzymiania - sami sobie jesteśmy satyrą. Z tego względu świat przedstawiony w sztuce jest bardzo naturalistyczny, a bohaterowie prawdopodobni.

Ekranizacji ,,Skutków ubocznych" podjął się Leszek Dawid - twórca najbardziej znany z realizacji filmu pt. ,,Jesteś bogiem". Ze względu na przewagę produkcji filmowych w biografii autora spektaklu nie cechuje nadmiernie teatralny wyraz. Odczuwalna jest natomiast atmosfera intymności, nadająca scenom charakteru prawdziwie kameralnego. Odbiorca zostaje wciągnięty w kolejne zdarzenia, podglądając codzienne życie bohaterów, czując się przy tym niemalże niczym intruz.

Spektakl kręcono w pomieszczeniach należących do Reduty Banku Polskiego. Przestrzenie te są bez wątpienia klimatyczne, ale nie mówią wiele o bohaterach. W modnie urządzonym domu Jerzego nie widzę odzwierciedlenia jego osobowości, a nawet wielka skała w mieszkaniu Jana niespecjalnie zapada w pamięć. Ze wględu na naturalistyczny charakter spektaklu kostiumy są niezauważalne - nie odbiegają zbytnio od codziennych norm ubioru.

Pod względem aktorskim z pewnością należy wyodrębnić jak zwykle niezawodną grę Adama Ferencego. O jego postaci można powiedzieć najwięcej, aktor uczynił bowiem istotnym nawet najmniejszy swój gest. Wraz z Dawidem Ogrodnikiem tworzyli wyrazisty duet o ekscentrycznej, choć niewątpliwie głębokiej, relacji. Toksyczność ich związku fascynowała, a zarazem niepokoiła, pozostawiając mnie z pozytywnym poczuciem niedosytu. Zupełnie inaczej odebrałam rolę Krzysztofa Stroińskiego - był on dla mnie rozgotowaną marchewką tego spektaklu, kimś co najwyżej neutralnym. Choć jego bohater z założenia miał być pełnym pasji artystą na rozstaju dróg, w praktyce okazał się być nieco flegmatyczny. Jerzy w teorii jest postacią niezwykle złożoną charakterologicznie, pełną sprzeczności i tym samym rozdartą. Stale kształtują go targające nim motywacje i uczucia, będące w ciągłym zderzeniu ze sobą nawzajem. W praktyce jednak Jerzy wydał mi się lekko pajacowaty. Zdecydowanie przysłoniła go rola jego żony, zagranej przez Annę Radwan, nadającej ich związkowi burzliwego charakteru.

W kwestii młodych wilków agencji reklamowej mam ambiwalentne odczucia. Magdalena Czerwińska rozbudowała postać Ewy do granic możliwości, sprawiając, że jej los był dla mnie istotnie znaczący. Jej motywacje były jasne, bowiem aktorka pozwoliła nam poznać i zrozumieć dziewczynę. Choć rola Bartłomieja Kotschedoffa nie była szczególnie znacząca dla całokształtu spektaklu, to chciałabym móc powiedzieć trochę więcej o postaci Pawła. Długo czekałam na przełomowy moment czy nawet trzydzieści sekund faktycznej, żywej obecności chłopaka w przebiegu zdarzeń. Niestety finalnie niemalże zapomniałam o jego istnieniu. Czerwińska obok Ferencego, Ogrodnika i Radwan wykreowała skomplikowaną, złożoną osobowość swojej postaci, zapraszając jednocześnie odbiorcę do wspólnego przeżywania nierzadko bolesnych doznań oraz intrygujących stanów emocjonalnych.

,,Skutki uboczne" dotykają zagadnień takich jak wybór między jednostką a ludzkością, wpływ kapitalizmu na indywidualizm artystyczny, rola buntu w rzeczywistości demokratycznej oraz wierność wyznawanym ideałom. Nie są to szczególnie nowatorskie tematy, artyści poruszali je od dziesiątek lat. Przekładając poruszone problemy na nasze realia, sztuka pozwala nam na dostrzeżenie uniwersalności wielu z nich. Pewne pytania pozostaną z nami na zawsze, będąc zarazem "zagwozdką" wielu twórców sprzed lat. Niemniej jednoczesne poruszanie tak wielu różnych zagadnień sprawia, że intencje autora stają się niejasne. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić, który z przekazów można by zakwalifikować jako wiodący. W dodatku realistyczne, współczesne ukazanie danych problemów moralnych czy etycznych jest w stanie zadziałać na niekorzyść realizatora. Tracą one wówczas na monumentalności, wtapiając się w nasze codzienne sprawunki. Wielkie decyzje nie sprawiają wrażenia wysoce znaczących, gdy przełożymy je na dzisiejsze okoliczności. Spektakl z pewnością ma wiele wartościowych cech, a poruszane przezeń tematy są niezmiennie istotne. Mimo to zdecydowanie nie jest to dzieło, o jakim będę intensywnie myśleć po nocach, nie mogąc zmrużyć oka z nadludzkich wrażeń.

 

Delfina Kotlińska
Dziennik Teatralny Warszawa
30 lipca 2020
Portrety
Leszek Dawid

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia