Idzie Kłos ze swoim domowym alkomatem
rozmowa z Romanem Kłosowskim- Jestem człowiekiem poważnym bardziej, niż na to wyglądam. Ale jestem też człowiekiem otwartym, życzliwym i na czarno wszystkiego nie widzę - mówi warszawski aktor Roman Kłosowski
Czy miał Pan powodzenie u kobiet?
Mimo krytycznego spojrzenia na swój wygląd, nie miałem problemów z dziewczynami. Jadzia z podstawówki była moją pierwszą miłością. Miała złote włosy, a ja wyrywałem jej loki i nosiłem na piersi. Przeżyliśmy wiele pięknych chwil. Uczucie skończyło się dramatycznie. Minęło kilka lat. Odwiedziłem Jadzię i zastałem u niej chłopaka. Wymieniliśmy poglądy i rywal wyrzucił mnie z pierwszego piętra przez okno!
Za to z żoną, panią Krystyną, jesteście 56 lat. Na czym polega szczęśliwy związek?
Na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Na pokochaniu zalet, ale też na zaakceptowaniu wad partnera. Szczęściem jest, że osoba kochana potrafi być jednocześnie najlepszym przyjacielem. Nie byłem człowiekiem bezgrzesznym, ale nigdy nie upokorzyłem małżonki. Można grzeszyć, ale nie wolno zranić. Obydwoje jesteśmy impulsywni, ale nie ma u nas cichych dni. Są tylko głośne chwile. Krysia jest moim aniołem opiekuńczym. Przeżyłem chorobę nowotworową, mam kłopoty ze wzrokiem. Pomaga mi w pracy. A kiedy jesteśmy na działce, sąsiedzi żartują: "Idzie Kłos ze swoim alkomatem".
A może nam Pan zdradzić, jak się poznaliście?
W Szczecinie prowadziłem poradnię dla kandydatów do szkoły teatralnej. No i przyszła moja dama. Spojrzałem, piękna dziewczyna, ale leciwa. Poradziłem jej, aby zajęła się teatrem od tej drugiej strony. Oczywiście pamiętam naszą pierwszą randkę. Wzięliśmy się za rączki, wstąpiliśmy do monopolowego po tzw. "białą pomarańczową" i poszliśmy do mnie.
A może nam Pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, jak dzielicie Państwo swoje domowe obowiązki?
Jestem synem rymarza. Terminowałem u ojca. Tata martwił się: "Synu, o mnie mówią, że mam złote ręce, a ty masz palce z g...". I tak zostało. Mamy działkę nad Narwią. Raz próbowałem skosić trawnik, ale zamiast trawy skosiłem kabel. No i mam spokój z działką.
Ci, którzy często bawią innych, w życiu prywatnym bywają ponurakami?
Jestem człowiekiem poważnym bardziej, niż na to wyglądam. Ale jestem też człowiekiem otwartym, życzliwym i na czarno wszystkiego nie widzę. Młodość miałem burzliwą. Wiele razy dałem się rodzicom we znaki. Mówili o mnie "kochane dziecko", ale bez hamulców. Byłem niepokorny i miałem potrzebę manifestowania własnej odrębności. Uważałem, że życie jest piękne, a szkolna wiedza do niczego nie jest potrzebna. Przed dwoma laty przyznano mi honorowe obywatelstwo Białej Podlaskiej. Myślę, że moi profesorowie przewracają się w grobie, ale w Białej mnie lubią.
Czas jest dla Pana chyba łaskawy. Skąd Pan bierze kondycję?
Muszę się przyznać, że z tą kondycją to czasami jest bardzo różnie. Bo już tak jest, że ja lepiej wyglądam, niż się czuję. Pracuję zawodowo, przygotowuję też książkę "Z Kłosem przez świat". Jednak kiedy za bardzo zaczynam narzekać, żona zawsze do mnie mówi: "Ale żyjesz!". Dawniej z przyjaciółmi spotykaliśmy się na wódeczce. Dziś, niestety, najczęściej ma to miejsce na pogrzebach. Kiedy zmarł Tadzio Łomnicki, a ja w tym czasie grałem w warszawskim teatrze Syrena Smurfa, pomyślałem, on umarł jako król Lear. A co by było, gdybym odszedł jako Ciamajda?
personalia
Urodzony: 14 lutego 1929 roku w Białej Podlaskiej. Kariera: Absolwent PWST w Warszawie (wydział aktorski - 1953 i wydział reżyserski -1965). Debiutował na deskach teatru w Szczecinie. Pracował też w Teatrze Dramatycznym i Teatrze Syrena w Warszawie, Zagrał w wielu filmach. Prywatnie: Żona Krystyna. Ma syna Tomka, wnuka i wnuczkę oraz prawnuka Michała.