Igraszki z publicznością

"Poobiednie igraszki" - reż. Jacek Gierczak - Teatr Miniatura w Gdańsku

Teatr Miniatura za dyrekcji Romualda Wiczy-Pokojskiego toruje sobie powoli, ale stabilnie drogę w kulturze województwa pomorskiego. Zdecydowanym atutem jest wyjście poza przestrzeń teatru do innego widza, co dokonało się dzięki plenerowemu spektaklowi "Thermidor roku 143", pokazanym na festiwalu Feta w 2012 roku. W ostatnim czasie aktywność Miniatury widoczna jest dzięki udanym premierom, różnym aplikacjom grantowym, czy projektom łączącym edukację i kulturę. 24 lutego nastąpiło otwarcie nowej sceny teatru, tzw. Sali Prób, z przeznaczeniem do prezentowania repertuaru odmiennego niż tylko dla dzieci. Spektaklem inaugurującym poszukiwania artystyczne Teatru Miniatura w nowej przestrzeni były "Poobiednie igraszki" w reżyserii Jacka Gierczaka.

Po raz pierwszy tekst dramatu autorstwa Romy Mahieu ukazał się w 1978 roku nakładem "Literatury na świecie", prapremiera teatralna odbyła się w czerwcu 1987 roku w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Od tego czasu zainteresowanie w naszym kraju tym tekstem było raczej skromne, ponieważ do dzisiaj wystawiono go jeszcze trzykrotnie. Czym może zwracać uwagę dramat napisany przez urodzoną w 1937 roku w Polsce, a mieszkającą obecnie w Madrycie aktorkę, dramatopisarkę i powieściopisarkę, objętą swego czasu zakazem wystawiania w Argentynie? Ideologia czasów, kiedy "Poobiednie igraszki" powstawały oraz ówczesna lokacja samej Mahieu, czyli rok 1975 i pobyt w rządzonej dyktatorsko przez generałów Argentynie, mogą dzisiaj nie wystarczyć, aby zainteresować widza. Rozszerzona formuła, aby przyciągnąć uwagę dorosłych, którym stale trzeba przypominać o ich odpowiedzialności za słowa, czyny i dzieci, to również może być niewystarczające do adaptacji tego tekstu. Oczywiście, jak zwykle, wartości ponadczasowe, jak prawo do życia, odmienności i przestrzeganie norm społecznych, są w cenie i powinny skupiać uwagę twórców teatralnych, jednak nie kosztem potraktowania ich w sposób pretensjonalny.

Bohaterami "Poobiednich igraszek" są dzieci w wieku od 5-8 lat, którym również towarzyszy upośledzony nastolatek. Wszyscy uczestniczą tylko w jednej sytuacji, wspólnej zabawie na podwórku, która ostatecznie kończy się zagładą dwóch istot. Nierównomiernie rozłożone proporcje między prawdą sceniczną a skojarzeniami widza, powodują, że psychologia postaci schodzi na plan dalszy i niespecjalnie zaczyna interesować oglądającego. Mimo że postacie przejawiają ogromny potencjał emocjonalny, nie zostaje on w żaden sposób przekonująco zilustrowany. Andres, lat osiem, samozwańczo ogłoszony panem podwórka, bawi się w dawanie i odbieranie życia, przejawia zdeprawowanie i okrucieństwo, choć łatwo poddaje się również "presji" do zabaw "dziewczyńskich". Jego rok młodsza siostra, Claudia, wydaje się być zgodnie z wiekiem rozgarnięta, choć nie ma momentu, aby o swoich lękach mogła opowiedzieć na podwórku. Podobnie inni bohaterowie. Widz ma wrażenie powierzchownego, chwilowego przyglądania się postaciom, bez ochoty na głębsze wnikanie. Już na początku spektaklu, w momencie, gdy Karolina dopytuje się o dziwne zachowanie Julito, udającego kopulację w piaskownicy, z powodu braku odpowiedzi, widz może przypuszczać, że inne problemy zostaną również tylko zasygnalizowane. Tak też się dzieje w przypadku relacji brat - siostra, tajemnic rodzinnych Alonso (gwałcenia jego młodszej siostry przez ojca) czy społecznej izolacji Susany. Wymiar dramatu postaci został spłaszczony nie tylko na poziomie inscenizacji, również w tekście.

Jacek Gierczak nie uniósł ciężaru psychologicznego tego tekstu, zbyt szybko doszedł do finału, zabrakło pomysłu na dramat ludzki z perspektywy dziecka i dramat dziecka z perspektywy osoby dojrzałej. Adaptacja Gierczaka jest próbą uchwycenia uniwersalnych prawd, jednak tych prawd nie tłumaczy i nie mierzy się z nimi, jak na przykład w powieści "Władca much" Goldinga, również z młodocianymi bohaterami, uprawiającymi "partyzantkę" psychologiczną, prowadzącą w łatwy sposób do zagłady.

Aktorsko najciekawiej wypadł gościnnie występujący Krystian Wieczyński w roli niepełnosprawnego intelektualnie osiemnastolatka. Grał w różnym tempie, sygnalizując swoją ułomność na kilka sposobów. Edyta Janusz Ehrlich również wyróżniała się interpretacją postaci. Widać było u niej uważność sceniczną, łatwość nawiązywania relacji z pozostałymi postaciami. Joanna Tomasik w roli Susany zagrała konsekwentnie, jej postać była równie wiarygodna i dramatyczna, bo bezbronna, jak Julito. Pozostali aktorzy zostali źle poprowadzeni przez reżysera, ponieważ ich obecność nie niosła uzasadnienia dramaturgicznego, zbyt zostali ogołoceni interpretacyjnie ze swych ról w tym dramacie.

Tymon Tymański, zdecydowanie lider muzyczny, na teatralnej scenie nie umiał nawiązać interakcji ani z aktorami, ani z publicznością. Dobrym pomysłem było zaproszenie rozpoznawalnej medialnie osoby, jednak tym razem nic nie wniosła ciekawego do tego spektaklu. Po autorze muzyki również spodziewać się można było więcej. Same kompozycje, powtarzalne nie tworzyły klimatu i nie budowały napięcia. Ciekawa, zamknięta scenografia Mai Garbarskiej, wzmocniona zdjęciami blokowiska na Zaspie i Przymorzu, oddawała klimat klaustrofobicznego uwięzienia postaci.

Cieszy bardzo otwarcie nowej przestrzeni teatralnej w Gdańsku, z myślą o eksperymentach, wymianie myśli i doświadczenia. Mam nadzieję, że były to "pierwsze koty za płoty" i teraz już tylko głębia sensów i walka z bezsensami w oparciu o ciekawe teksty. Życzę powodzenia.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
27 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...