Ile płatków róż może mieć samotność?

"Pięć róż dla Jennifer" - reż. Maria Spiss - Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu - 24.02.2022.

Annibale Rucello (7 luty 1956 - 12 września 1986) jako pierwszy powołał do życia Pięć róż dla Jennifer, czyli Le cinque rose di Jennifer. W Teatrze im. Wilama Horzycy mamy możliwość zobaczyć tę sztukę dzięki przekładowi Ewy Bal.

Pięć róż dla Jennifer był debiutanckim dziełem dla Rucellego. W 1980 roku po raz pierwszy został przedstawiony na deskach teatru Teatr Na Babele. Sztuka pierwotnie powstała w języku włoskim. Annibale Rucello urodził się i wychował na półwyspie Sorrento. W 1977 roku ukończył filozofię na Uniwersytecie Federico II w Neapolu, pisząc pracę magisterską z antropologii kulturowej na temat Cantada dei Pastori Andrei Perrucciego.

Jego pierwszymi realizacjami teatralnymi były: Il Rione napisana w 1973 roku, w 1977 L'osteria del melograno z Lello Guidą i inne. W początkowych realizacjach zajmował się redagowaniem. Inspirował się nowinkami ze świata aktualnymi na tamte czasy. Jego pierwszą autorską sztuką była właśnie ta, którą mogliśmy zobaczyć w Foyer Teatru Horzyca. Sztuki Rucellego brały udział w takich konkursach jak Primo Premio Gennaro Vitiello w maju 1986 roku. W 1983 roku Ruccello napisał Weekend, za który zdobył nagrodę Under 35 przyznawaną przez Istituto di Dramma Italiano. Kolejne nagrody zdobył w 1988 roku po premierze komedii Ferdinando w lutym 1986 (San Severo, Teatro Verdi). Weekend zdobył dwie nagrody IDI: pierwszą w 1985 roku za dramat i drugą w 1986 roku za najlepszą inscenizację.

Pięć róż dla Jennifer to historia o melancholijnej, romantycznej transwestycie (grana przez Pawła Tchorzelskiego). Od trzech miesięcy czeka na telefon od Franco, inżyniera z Genui, którego poznała w jednym z nocnych lokali. Jednak w oczekiwaniu na upragniony telefon przeszkadza jej pewna niepoprawność w łączeniu połączeń z całego bloku tylko z jej telefonem. Jest zmuszona odbierać połączenia, które niekoniecznie są dla niej przeznaczone, przez co prawdopodobieństwo na rozmowę z Franco maleją. W czasie, gdy dźwięk telefonu ucicha zaczyna umilać jej czas radio, w którym dziennikarka radiowa (Małgorzata Abramowicz) rozmawia z słuchaczami. Do radia zgłasza się transwestyta (Anna Romanowicz-Kozanecka), piszący wiersze. Na antenie dzieli się swoim światem. Dodaje to humoru i zabawy trudnym wiadomością z radia. W kolejnej scenie słyszymy, jak dziennikarka radiowa opowiada o mordercy grasującym po pobliskim osiedlu, który zabija osoby podobne do Jennifer.

Wspomina o tym, że kolejna ofiara przestępcy miała wokół siebie pięć róż. Widownia widzi jak w tym samym czasie bohaterka wkłada do wazonu na stoliku taką samą ilość kwiatów. Każdy telefon pomaga przybliżyć postać Jennifer i poznać jej historię. Brak możliwości połączenia się telefonicznego do Anny (Jarosław Felczykowski), kolejnej bohaterki-transwestyty, zmusza Annę do pójścia do Jennifer, aby móc odebrać ważny telefon. W oczekiwaniu na niego oboje się poznają. Rozmawiają o życiu. O tym jak Anna należała kiedyś do świadków Jehowych i opowiada o swojej kotce Rosinelli. W międzyczasie do Jennifer dzwoni Janice. Anna tracąc nadzieję na telefon, wraca do domu. W tym czasie Jennifer szykuje kolację, na wypadek gdyby miał zjawić się Franco. W bloku zabrakło prądu. Nagle zjawia się Anna z wieścią, że maniak zabił jej kotkę. Z nerwów Anna oskarża Jennifer o ten straszny czyn. W akcie desperacji Anna chce odebrać sobie życie, lecz Jennifer w umiejętny sposób zapanował nad sytuacją, po czym żegna Annę z nadzieją na przyjście Franca. Kolejny telefon. Rozmówca wciąga transwestytę w kolejny żart. Jennifer nie może znieść odrzucenia, samotności. Bierze pięć róż, rewolwer i znika za falbaną zasłony w pokoju, z którego dobiega strzał.

Scenografia pomimo małego pomieszczenia była niezwykle przemyślana i miała w sobie dużo uroku. Zasłony, firany przyciągały najwięcej uwagi. Był to salon kobiety w średnim wieku. Po lewej stronie znajdowała się toaletka z wieloma kosmetykami, radiem i nie tylko. Dodatkowymi elementami dodanymi do zasłon były zawieszone ubrania jak sukienka czy wyjściowe bluzki. Na środku stał stół z krzesłami, a po prawej stronie mały stoliczek z kwiatami i telefonem. Na stronie internetowej teatru możemy się dowiedzieć, że odpowiedzialny za całą aranżację był zespół teatru.

Peruka i ubranie Jennifer było bardzo gustowne i skomponowane ze smakiem. Miała na sobie spódnicę, i białą koszulę. Chodziła w butach na wyższym obcasie. Na szyi zmieniły jej się perły, a na uszach miała klipsy. W czasie spektaklu również się przebierała. W kolejnych scenach miała na sobie sukienkę, która była niezwykle dopasowana do jej figury. Wszystkie kostiumy jakie mogliśmy zobaczyć dopasowywały się w wykwintność, szyk i piękno, które charakteryzuje uroki włoskie jak i francuski szyk.

Spektakl umilała włoska jak i francuska muzyka. Osoby dzwoniące do radia dedykowały utwory osobom, za którymi tęskniły, albo osobom, którym chciały przypomnieć, że tęsknią. Muzyka rozluźniała atmosferę między scenami. Pomagała się osadzić w emocjach głównej bohaterki. Wejść w jej postać jeszcze bardziej. Poznać jej wrażliwość, temperament i jej romantyczność. Inspicjentem całego przedstawienia była Alicja Kostrzewska.

Patrząc na reakcję widowni oraz to, jaką przyjemność sprawiało aktorom sama gra, tworzyło to wartość dodaną do całego seansu. Widać było, że Pawłowi Tchorzelskiemu z łatwością przyszło wejść w taką rolę. Jakby jego alter ego mogło tutaj wyjść z jego duszy, aby przez chwilę poznać nowy świat. Podobnie było z Jarosławem Felczykowskim. Groteską i dobrym humorem było widzieć postaci, wyglądające jak kobiety, lecz głosy zupełnie były mylące. Jednak emocje w jakie wchodzili aktorzy było widać i czuć. Tak samo jak rola Anny Romanowicz-Kozaneckiej. Mimo kilku wyjść na scenę swoimi wierszami i zabiegami słownymi umiała rozbawić widownię oraz pokazać wewnętrzne rozterki osób transseksualnych. Rola dziennikarki radiowej również odwracała uwagę od pewnej powagi. Żywa i radosna w głosie zabierała nas do rozgłośni, w której można było roztopić się w dźwiękach muzyki i wiadomości.

Reżyserem czarnej komedii jest Maria Spiss. Jest absolwentką socjologii UJ, Wydziału Reżyserii Dramatu PWST w Krakowie oraz Studium Literacko-Artystycznego przy instytucie Filologii Polskiej UJ. Stopień doktora uzyskała w PWST w Krakowie w 2014 roku. Była stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, rządu Norwegii, a także beneficjentką programu rezydencyjnego w Thalia Theater w Hamburgu. W 2007 roku debiutowała spektaklem pt.: Ajas Sofoklesa w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Autorka dramatów takich jak Dziecko, Exit, Ja.txt, Antyzwiastowanie, Kortländer Saga, Zastrzel mnie i weź ze sobą, Winehouse, Aktor, pies i śmierć. Poszczególne z nich zostały wystawiane, nagradzane i wyróżniane w konkursach dramaturgicznych, opublikowanych w antologiach współczesnego dramatu i tłumaczonych na niemiecki, francuski, włoski, węgierski i rumuński. Dramat Zastrzel mnie i weź ze sobą zakwalifikował się do finału Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej 2014. W 2013 roku po raz pierwszy wystawiła 5 róż dla Jennifer na deskach toruńskiego teatru. W realizacji tej widać kobiety charakter i delikatność.

Chciałabym w tym miejscu ponownie zaznaczyć rolę radia jaką tu odegrało. W momencie, gdy Jennifer chciała zmienić scenę włączała radio, żeby posłuchać wiadomości, czy muzyki. Zapewniało to przejście między scenami. Dodatkowo światło pełniło rolę zmiany scen. To ono prowadziło wzrokiem widza tam, gdzie dzieje się akcja. Pokazywało również na co zwrócić uwagę.

Warto zaznaczyć, że główny akcent postawiono na kontakt z widzem. Mała kameralna sala była idealnym miejscem, aby utworzyć taką możliwość. Na prawym foyer na piętrze odbył się cały spektakl. Akustyka była dopasowana do ilości osób oraz do dźwięków, które były w całym wystąpieniu. Jennifer pytała przypadkowe osoby o to, czy pasują jej kolczyki. Trzymając wagę, zachęcała jedną panią z widowni, aby zważyła się, aby pokazać jej jak poprawnie kobiety powinny się ważyć. Takim zabawnym zabiegiem kontakt ludzi z aktorami nabrał zupełnie innego wymiaru. Jakbyśmy to my byli w gościnie u Jennifer, a nie na spektaklu autorstwa Annibala Rucello. Dodało to bardziej swojskiego, luźnego klimatu. W momencie, gdy postać śpiewała przechadzała się między siedzeniami kusząc swoim wzrokiem i uśmiechem. Aż nie do wiary, że mężczyzna potrafi emanować takim urokiem i powabem.

W odbiorze cały spektakl był lekki, zabawny. Mimo, że poruszał wiele trudnych tematów tożsamościowych - temat transgenderowe, samotność, relacje romantyczne, nasze oczekiwania względem nas samych i świata - to uważam, że przedział wiekowy, który tam był jest właśnie dopasowany humorem i stylem do ludzi młodych z otwartym podejściem do świata oraz tych w średnim wieku.

Ja dobrze się bawiłam. Mam nadzieję, że też zachęciłam do obejrzenia sztuki, która może być przyjemna i bogata w treść.

Maja Odważny
Dziennik Teatralny Toruń
19 marca 2022
Portrety
Maria Spiss

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...