Iluzje bez iluzji
"Iluzje" - reż: A. Glińska - Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego w WarszawieIluzja to wrażenie, że widzi się coś, czego w istocie nie ma lub wierzy w coś bez pokrycia, albo doświadcza czegoś w sposób zniekształcony, najczęściej pod wpływem silnych uczuć. Tak brzmi słownikowa definicja. Iluzje - optyczne, psychiczne, emocjonalne - wytwarza umysł, by pozwolić naszemu pragnieniu znaleźć swój obiekt. W odróżnieniu od złudzenia, które może spełnić się lub nie, iluzji doświadczamy. Nie wprowadza nas, jak sprzeczne z rzeczywistością urojenie, w stan totalnego konfliktu z otoczeniem: po pewnym czasie iluzje mijają, podczas gdy chorobliwe urojenia pozostają na zawsze. Ale, jak twierdzi Cezary Żechowski - doktor medycyny, psychoterapeuta i psychoanalityk, autor artykułu w programie polskiej prapremiery nowego dramatu Iwana Wyrypajewa - dopiero przeżycie iluzji pozwala od niej odejść, zobaczyć świat, jaki jest. Przeżycie to jest więc etapem w emocjonalnym rozwoju; doświadczeniem, które powinno zostać przezwyciężone
Problemy te, najczęściej utożsamiane z uczuciem miłości, porusza w swoim tekście Wyrypajew i spektakl w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Czwórka aktorów zasiada w fotelach, by snuć historie o bohaterach. Opowiadają o dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą parach małżeńskich, które przeżyły razem pół wieku, dożywając kresu. Autor miesza porządki czasowe, ale ramą swojego tekstu czyni opowieść o śmierci bohaterów: rozpoczyna odejściem pierwszej pary, kończy - drugiej.
Sądząc po cywilizacyjnej stabilizacji, języku, jakiego używają bohaterzy, wreszcie po ich imionach, rzecz dzieje się w zachodniej Europie lub Stanach Zjednoczonych. Piękne, okrągłe frazy o wzajemnym zaufaniu, oddaniu i uczuciu zdradzają, że miłość jest w tej kulturze cenną, choć raczej deklarowaną wartością, a doświadczenie osobistego szczęścia uważa się za życiowe spełnienie. Bohaterzy są właścicielami gościnnych domów, gdzie na werandzie o każdej porze można napić się kawy czy herbaty. Albert jest wykładowcą akademickim, jego żona Margaret pracuje zawodowo. Danny i Sandra pewnego razu wyjeżdżają na wakacje do Australii. To jednak wszystko, czego się dowiadujemy. Pierwszy umiera Danny, który wyznaje żonie miłość, zapewniając o swoim przywiązaniu i oddaniu, a także niezwykłych walorach samej Sandry. Danny chwali surowość żony, która zawsze mówiła mu prawdę. Jego monolog brzmi tak, jakby zaklinał rzeczywistość, starał się jej narzucić logikę własnych uczuć i emocji, stworzyć domknięty i konsekwentny obraz wspólnego życia, którym kierowała miłość. Przypomina to nieco wyznanie bohatera serialu lub filmu o miłości albo wzorowego chrześcijanina, gdyby nie fakt, że Danny deklaruje się jako niewierzący. Podkreśla też wzajemność miłości, która dawała mu siłę, by nie ulec pokusom.
Kiedy po roku umiera Sandra, wzywa najlepszego przyjaciela męża, Alberta, i sytuacja się powtarza. Sandra na łożu śmierci wyznaje mu miłość, twierdząc, że pokochała go od pierwszego wejrzenia, ale wyszła za Danny\'ego, bo Albert był już żonaty. Z tego też względu nigdy nie zdradziła się ze swym uczuciem: heroicznie odmówiła sobie wszystkiego, hartując się w dzielności i do końca zachowując godność. Dlatego wierzy, że miłość może być nieodwzajemniona i dawać siłę. Żadne z nich nie zastanawia się, jak zniósł to Danny i dlaczego trzydziestoletnia Sandra zdecydowała się, by go z premedytacją oszukać, choć jej wyznanie wyjaśnia zapewne, czemu była wobec męża surowa i konsekwentna. Sandra żyła iluzją miłości idealnej, nienarażonej na konfrontację ze światem, sublimującej popęd, co wzmacnia moc uczuć wyższych. Paradoksalnie siłę do życia z Dannym czerpała z miłości do Alberta. Pokazuje to, w jeszcze większym stopniu niż wyznanie jej męża, jak dalece uczucia są wytworem naszego umysłu i nie muszą mieć związku z rzeczywistością.
Autor w każdej scenie odsłania nowe fakty, zmieniające obraz rzeczy, demaskuje wywołane poprzednio wyobrażenia. Jakby zdejmował kolejne warstwy werniksu, próbując dotrzeć do prawdy i odsłonić prawdziwe oblicze bohaterów. Pokazuje też ludzkie dramaty. Przywołuje nocną rozmowę przyjaciół, kiedy to Danny wyjawia Albertowi, że, niezależnie od miłości do Sandry, pożąda jego żony i nie może się od tego uwolnić. Zwinięty w kłębek Danny leży na werandzie Alberta, czując, że los stawia przed nim zadanie ponad siły. Idealista doświadcza seksualnej skłonności do żony przyjaciela, a to powoduje jego rozpacz: by usprawiedliwić przed samym sobą to, co czuje, wychwala także jej umysłowość i charakter. Kiedy po jakimś czasie, na tej samej werandzie, Margaret trąca go kolanem i pyta, czy nie powinni zostać kochankami, a Danny wstaje i odchodzi, możemy docenić wartość tej odmowy.
Każdego czeka moment próby, egzamin dojrzałości. Danny zdaje go w wieku lat czterdziestu, Albert oblewa po osiemdziesiątce. Wyznanie Sandry robi wielkie wrażenie na niespodziewającym się tego Albercie, który przeżywa ostatnią iluzję swojego życia - w jednej chwili niwecząc jego sens. Nagle dochodzi do wniosku, że to właśnie miłość Sandry jest prawdziwa i natychmiast dzieli się tym z Margaret. Przytomna kobieta wyśmiewa go, opowiadając na poczekaniu o swym wyimaginowanym romansie z jego przyjacielem, ale Albert nie rozumie żartu żony. Tymczasem zawsze rozsądna Margaret traci grunt, przestaje wierzyć w sens własnego życia i popełnia samobójstwo. Robi to w tym samym czasie, kiedy Albert uświadamia umierającą Sandrę, że Danny zdradzał ją z Margaret, pozbawiając i tę kobietę ostatnich złudzeń.
Nauczyciel akademicki okazuje się emocjonalnym idiotą. Kiedy jednak uwzględnimy, jak rozsądnie zachował się niegdyś wobec Danny\'ego, możemy docenić siłę iluzji, moc zakochania, odbierającą mu resztki rozumu, dystansu do sytuacji i poczucia humoru. Jest w tym także tęsknota Alberta za romantyczną miłością, której nie przeżył z trzeźwą i mądrą Margaret. W ich związku nie było zapewne szalonych namiętności ani uczucia zagarniającego dla siebie wszystko i dlatego oferta Sandry kochającej idealistycznie, czerpiącej stąd siły do życia, jest tak atrakcyjna. To dlatego umierająca osiemdziesięciolatka, wbrew swojej woli, odbiera starszej o kilka lat przyjaciółce uczucia jej męża.
Tekst Wyrypajewa pokazuje rozmaite paradoksy i ukryte potrzeby bohaterów. Kontrapunktem dla opowieści o uczuciach jest scena palenia jointa przez Alberta, kiedy świat robi się miękki, co doprowadza bohatera do płaczu. Stan zakochania ma wszelkie cechy narkotycznego transu. Potem niestety obraz świata twardnieje, co nie przeszkadza nam tęsknić za czułością i "upalać się" konopiami.
Skłonność umysłu do budowania iluzji manifestuje się też w sztuce, religii i filozofii. Bohaterzy żyją w świecie areligijnym, jakim jest zachodnia cywilizacja, więc ich potrzeby przejawiają się w formach zastępczych, inspirowanych, podobnie jak mówienie o uczuciach, filmowymi obrazami albo funkcjonującymi w kulturze wytrychami narracyjnymi. Jako chłopiec Danny ogląda ze swojego okna statek kosmiczny, który lśni srebrnym blaskiem, a w wyniku tego "widzenia" postanawia więcej nie kłamać. Autor pokazuje, czym jest dziś metafizyka i tajemnica, przybierająca formę kadru z filmu science fiction. Mojżesz rozmawiał z Bogiem, ukazującym mu się w postaci gorejącego krzewu, a Danny podejmuje moralne śluby wobec przybyszów z kosmosu. Jego żona nie potrafi tego zrozumieć: toteż kiedy Danny znajduje w Australii swój kamień filozoficzny - nie mająca potrzeb metafizycznych Sandra wpada w panikę. Uspokaja ją dopiero różowa smuga na horyzoncie. Może Danny marzył o Margaret także dlatego, że była zdolna do abstrakcyjnego myślenia i lepiej się z nią porozumiewał?
Z kolei żarty jednego z mężczyzn, który opowiada historię Danny\'ego, mające wybić nas z transu opowiadanych jedna po drugiej historii, naszpikowane są narracyjnymi "gotowcami", wykorzystywanymi w kulturze, jak choroba nowotworowa, zagrażająca rzekomo jednej z bohaterek, czy małżeństwo, które jest rodzeństwem ściągającym na siebie gniew ojca. Wyziera z nich kicz, ograne liczmany, w których od wieków usiłujemy zamknąć miłosne historie, z nowymi patentami na wzruszenie, jak amputacja organów i tak pokrzywdzonej przez los bohaterki. Dramat Wyrypajewa to także tekst o tym, jak kultura narzuca nam sposób i styl odczuwania, jak oglądane obrazy (obecnie filmy i seriale) tworzą klisze narracyjne, które potem przenosimy na rzeczywistość.
"Iluzje" - chcąc uświadomić pewne mechanizmy - stronią od teatralnej iluzji. Zgodnie z założeniami autora aktorzy nie grają postaci, nie utożsamiają się z bohaterami, a tylko o nich opowiadają. Uciekając od weryzmu, jego dramaty zyskują lekkość i nieobarczoną dosłownością teatralność. Reżyseria polega na zrozumieniu wcale nie oczywistego tekstu, wydobyciu tych znaczeń, właściwym doborze obsady i przeprowadzeniu tego przez aktorów. Jest to robota przezroczysta, której nie widać. W takich przypadkach miarą wysiłku reżysera jest płynność i komunikatywność spektaklu.
Widać w nim myśl autora i maestrię aktorów. Łukasz Lewandowski opowiadający przygody Danny\'ego tworzy portret idealisty, stopniowo zdobywającego świadomość siebie i świata, pełnego młodzieńczego wdzięku i dziwnej siły, jaką daje wierność zasadom. Dominika Ostałowska opowiadająca o minimalizującej przykre doświadczenia Sandrze pokazuje, jak przejść przez życie, by nie narazić się na konfrontację. Neurotyczna osobowość naszych czasów znajduje u Wyrypajewa złośliwy portret, ciekawy też ze względu na rolę aktorki w serialu "M jak miłość". Odkryciem jest Dorota Landowska opowiadająca o trzeźwej i zdystansowanej Margaret, mądrzejszej od innych jednak nie na tyle, by uniknąć nieszczęścia. Aktorka świetnie portretuje kobietę, która próbuje wytrącić z rutyny swojego męża i zmusić go do nieoczekiwanej reakcji, chowając się w szafie. Popisową sceną Krzysztofa Stroińskiego jest z kolei opowieść o wypaleniu skręta i powrocie do domu, pokazująca, jak uparcie trzymamy się schematów.
Dramat Wyrypajewa opowiada o kierujących życiem uczuciowym psychologicznych mechanizmach i naszych ukrytych potrzebach, które mogą dojść do głosu w najmniej spodziewanym momencie. Zwraca uwagę, że człowiek nie jest istotą racjonalną i przewidywalną, a już zupełnie nieprzewidywalne jest to, co międzyludzkie. Jednocześnie mamy głęboką potrzebę sensu i stałości, a nasz umysł wytwarza iluzje realizujące poczucie bezpieczeństwa i szczęścia, a przede wszystkim ciągłości i sensowności naszego losu.