Iluzyjnie o szczęściu. Rzecz o Haroldzie i Matyldzie

"Harold i Matylda" - reż. Dariusz Taraszkiewicz - Ale! Teatr Grzegorz Smarz, Wojciech Słupski / Teatr Komedia w Warszawie

Wiliam Szekspir mawiał, że „przeznaczeniem teatru, jak dawniej tak i teraz, było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze". Dariusz Taraszkiewicz, aktor, obecnie i reżyser, taką rolę przypisał swojemu teatrowi. Dał temu wyraz w Zamkniętym świecie, ale nie tylko. Opowieścią o człowieku i jego naturze jest również Harold i Matylda. Reżyserowi udało się wskrzesić bohaterów filmu o identycznym tytule, powołanych do życia w latach 70. XX wieku przez autora scenariusza- Colina Higginsa. Taraszkiewicz odważnie zaprosił ich na scenę, uznając prawdopodobnie, że za ciasno im w klatkach filmowych. Współcześni widzowie pokochali bohaterów na nowo, stali się im bliscy, dojrzeli w nich bowiem siebie, a może ucieleśnili ich problemy.

Teatr „Komedia" w Warszawie, na deskach którego odbyła się 23 marca 2013 roku premiera spektaklu „Ale! Teatru", nazwą swą tylko częściowo zdradził gatunek, jaki będzie wystawiany na scenie. Ażeby kompromis został osiągnięty, „komedię" należy poprzedzić przedrostkiem „tragi-". „Teatr dla publiczności jest- publika ceni. Gadaj sercem, a będą głową potakiwać, jak gdybyś sercem grał"- słowa Stanisława Wyspiańskiego wydają się przyświecać Taraszkiewiczowi, gdyż stworzył teatr wrażliwy, pełen emocji, nawet skrajnych, a nade wszystko sprawił, iż widzowie mogli odczuć i litość, i trwogę, bunt i cierpienie, zrozumieć dzięki temu tajemnicę losu, ba, pogodzić się z nim, zaakceptować zbiorową mądrość oraz doświadczenie, przeżyć swoiste katharsis.

Nie chciałbym, aby za najważniejsze problemy tej opowieści uznano brak szczęścia, miłości czy zrozumienia. To byłoby za trywialne i nie wniosłoby niczego nowego. Reżyser zorganizował terapię psychologiczną na oczach widzów- nie tylko dla Harolda i Matyldy, ale również dla publiczności- terapię przez śmiech i łzy. Jej powodzenie jest uzależnione od stopnia zrozumienia uniwersalnej przestrogi ojca sentymentalizmu- Jeana Jacquesa Rousseau: „Odkąd najdalej posunięta nierówność zdławiła naturalne uczucia, za występki i nieszczęścia dzieci odpowiada niegodny despotyzm ojców". Harolda można utożsamiać zarówno z Romeem, jak i Julią.

Twórcom zależało na stworzeniu prostej opowieści, w której nad wszechobecnym konsumpcjonizmem stanie człowiek i jego pragnienia. Człowiek jest istotą skomplikowaną wewnętrznie, dlatego też stworzenie nieskomplikowanej historii nie powiodło się.

Harold Chasen (Tomasz Ciachorowski) to dziewiętnastoletni młodzieniec wychowywany przez matkę (Dorota Chotecka). Pomimo bardzo dobrej sytuacji materialnej, rodzina nie wydaje się być szczęśliwą. Przyczyny można doszukiwać się w zaburzonych relacjach na linii: matka- syn. Pani Chasen pragnie, aby Harold ożenił się, ale tylko z kobietą, która będzie pochodziła z dobrego domu i posiadała majątek. Zaaranżowane spotkania towarzyskie nie przynoszą skutku- Harold za każdym razem symuluje samobójstwo. Dezaprobuje w ten sposób postępowanie matki. Każde kolejne samobójstwo można tu rozumieć również jako kolejną fazę depresji, z którą zmaga się bohater. Harold nie myśli o ożenku. Marzy jedynie o spokoju. Spokój ten odnajduje na cmentarzu. Przyjemność bowiem sprawia mu udział w ceremoniach pogrzebowych. Podczas jednej z nich poznaje Matyldę (Krystyna Sienkiewicz, od której otrzymałem zaproszenie na premierę), kobietę starszą od siebie o sześćdziesiąt lat, również uwielbiającą pogrzeby. Bohaterowie różnią się sposobem bycia. Harold- pesymista, nie widzi sensu egzystencji, ciemne ubrania odzwierciedlają stan jego ducha, Matylda- doświadczona optymistka, energiczna, kocha słoneczniki- symbol słońca, na znak witalności i wewnętrznego ciepła przyodziewa czerwone i żółte stroje, cieszy się życiem i podejmuje udaną próbę zarażenia nim młodzieńca. Spędzają ze sobą wiele czasu: spacerują, tańczą, piją wino, delektują się przyrodą, przede wszystkim oddają się rozmowom, dla Harolda zbawiennym. Matylda nieświadomie sprawia, iż młody Chasen przestaje darzyć ją przyjaźnią, a zaczyna- miłością, nie taką, jaką żywi się do matki czy babki- a miłością mężczyzny do kobiety. Można przypuszczać, iż dorósł do małżeństwa. Podekscytowany dzieli się radością z matką. Ta składa niespodziewaną wizytę księżnej Matyldzie. Rozczarowuje się, ponieważ zamiast młodej dziewczyny- zastaje w domu przy Oxford Street staruszkę- krzątającą się, dokądś się wybierającą...Pani Chasen nie akceptuje wyboru syna. To nie na jego szczęściu zależy matce najbardziej. Oto kolejne problemy, z jakimi musieli zmierzyć się widzowie. Harold, świadom potęgi swojego uczucia, nie zważa na konwenanse i postanawia kroczyć obraną przez siebie drogą. Dokąd go ona doprowadzi? Teatr to labirynt...

Roześmiane i smutne oczy spoglądały w stronę sceny, nie tylko moje, ale i zacnych zaproszonych gości, których jednym tchem przywołać w tym miejscu nie zdołam. Na pewno siedzącej tuż obok mnie Zofii Czerwińskiej, rząd wcześniej- Barbary Bursztynowicz, po lewej- Agnieszki Sienkiewicz, gdzieś dalej- Katarzyny Żak, Jolanty Fajkowskiej, Beaty Sadowskiej, Julii Kamińskiej, Radosława Pazury, Rafała Cieszyńskiego, Andrzeja Młynarczyka. Wszystkie widziały to samo: Harolda i Matyldę, a w nich siebie. Ja widziałem „złote zjawisko „Ale! Teatru"- Krystynę Sienkiewicz- „szkiełkiem i okiem" oraz „czuciem i wiarą".

Naturalnie. Na scenie rozegrała się również swoista komedia. Równowaga w dialogach została zachowana. Krystyna Sienkiewicz pozostaje wierna zasadzie: każda bohaterka, którą kreuje, musi być wyposażona w cechy aktorki. Tak też było i w przypadku Matyldy- Sienkiewicz oddała jej cząstkę siebie: inteligencję, mentalność, afirmację świata, poczucie humoru, błyskotliwość, grację, umiejętność dzielenia się życiowym doświadczeniem... klasę. Jej żywiołowość wyrażała się w zabawnych, ale jednocześnie wzruszających pląsach. Krystyna Sienkiewicz „rozmawiała przez ocean" z Agnieszką Osiecką. Zaśpiewała między innymi „Kiedyś byłam lalką" i „Biedne badyliszcze", czym rozrzewniła publiczność, odnajdującą w słowach piosenek elementy biografii aktorki. W „Haftowanych gałganach" Krystyna Sienkiewicz umieściła pewne zdjęcie: młodą nagą odwróconą siebie...Przyjrzyjmy się obrazowi, elementowi scenografii, który Matylda pokazuje Haroldowi...Powtórzę. Nie byłoby Matyldy bez Krystyny Sienkiewicz.

Tomasz Ciachorowski, tytułowy Harold, aktor młodego pokolenia, występujący na co dzień w Lubuskim Teatrze Dramatycznym im. Leona Kruczkowskiego w Zielonej Górze, określił siebie tłem Krystyny Sienkiewicz. Wynika to bez wątpienia z dobrego wychowania, uprzejmości i świadomości umiejętności jego teatralnej partnerki. Tymczasem dało się zauważyć rzetelne przygotowanie zawodowe. Grał wyraziście, oddał dramatyczność postaci. Zaskarbił sobie sympatię damskiej części publiczności. Dorota Chotecka doskonale odegrała rolę matki-egoistki, hipokrytki, liczącej się z opinią ludzi, mniej z własnego syna. Irytowała, to dobrze, takie miała zadanie. Magdalena Wójcik wcieliła się w rolę trzech bohaterek- kobiet zapraszanych do domu przez panią Chasen, potencjalnych kandydatek na żonę Harolda. Każda kreacja była inna i każda stworzona przez Wójcik z przekonaniem. Należą jej się słowa uznania. Hanna Kochańska odegrała rolę pokojówki, niepokornej, gardzącej panią Chasen, dziwującej się problemom ludzi z wyższych sfer, pokojówki, której daleko do kopciuszka. Tadeusz Chudecki- psychiatra Harolda- ekspresja w działaniu, absolutne zaangażowanie emocjonalne, gra godna podziwu.

Dariusz Taraszkiewicz tworzy teatr, w którym żywemu człowiekowi pozwala się głosić żywe myśli. Teatr, którego aktorzy pamiętają, że na widowni znajdują się żywi widzowie, często utożsamiający się z życiem bohaterów. Taraszkiewicz nie obraża, nie wyśmiewa, a jedynie obrazuje sytuację i skłania do refleksji. Zdaje się pamiętać, jaką rolę winien spełniać teatr w życiu ludzi, tych ludzi, którzy się w nim gromadzą. Harold i Matylda nie są egoistami, nie chcą zatrzymać przeżyć dla siebie. Wręcz przeciwnie- chcą się nimi dzielić z widzami w całej Polsce, którą lada dzień zaczną przemierzać. Powinni zostać przyjęci serdecznie przez wszystkich wrażliwych ludzi w miastach i miasteczkach, na stojąco, z gromkimi brawami. Do Taraszkiewicza: „Ale! Teatr".

Grzegorz Ćwiertniewicz
dla Dzienika Teatralnego
2 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia