Imponujące widowisko na wodzie

"Nocny rejs po Odrze" - reż. Roberto Skolmowski

Dwudziesty pierwszy sierpnia roku Pańskiego 2010. Słońce niemrawo chowa się za horyzontem po całym pracowitym dniu, udając się na w pełni zasłużony odpoczynek. Z Odry, która kipi życiem od świtu do nocy, zaczynają znikać wszelkie jednostki pływające: rowery wodne, kajaki, gondole. Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się, że za chwilę nastanie kompletny bezruch i martwa cisza.

Spacerowicze, którzy leniwie przechadzają się nad brzegiem Odry, dostrzegają niezwykłe ożywienie, jakie panuje na przystani przy Hali Targowej. Na wodzie, tuż przy pomoście, kołyszą się trzy statki wycieczkowe, które kapitanowie ustawili równolegle względem siebie, w nienagannym porządku. O ile obecność statków na rzece raczej nie budzi najmniejszego zdziwienia, o tyle platforma wojskowa wraz z trzema fortepianami intryguje przypadkowych przechodniów.

Trwają przygotowania do imprezy organizowanej przez Wrocławski Teatr Lalek. Z czterech stron świata nadciągają uczestnicy wycieczki, choć do wypłynięcia pozostała jeszcze godzina. Przyszli jednak wcześniej, aby ustawić się w kolejce. Większość osób z namaszczeniem ogląda swoje bilety zdobyte z największym trudem, gdyż zainteresowanie rejsem przerosło najśmielsze oczekiwania organizatorów.

Wokół przystani krąży lekko podenerwowany sprawca całego zamieszania, Roberto Skolmowski, czuwając nad realizacją odrzańskiego projektu. Jak sam przyznał podczas późniejszej rozmowy,  był to jego debiut, jeśli chodzi o imprezy na wodzie. Kolejna z szeregu pięknych wizji, którą mógł i stworzyć, i wcielić w życie jedynie człowiek obdarzony wyobraźnią dziecka, tą łaską dostępną dla nielicznych, oraz nieprzeciętnymi zdolnościami organizatorskimi.

Ludzie, którzy właśnie oczekują na wejście na pokład i umilają sobie czas błahymi, lekkimi konwersacjami o rzeczach mało istotnych, nie mają cienia świadomości, jak wiele pracy, czasu i wysiłku włożono w przygotowanie rejsu. Mało kto wie, że nawet wstrzymano bieg rzeki, aby kapitanowie mogli swobodnie manewrować statkami. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak mnóstwo ludzi zaangażowano, w tym WOPR oraz wojsko, w celu zapewnienia uczestnikom nie tylko miłych wrażeń, ale przede wszystkim bezpieczeństwa. Osobiście jestem zdania, że dyrektor teatru ma konszachty nawet z siłami nadprzyrodzonymi – po tygodniu opadów i wyraźnego ochłodzenia wrocławianie cieszyli się jednym z ostatnich upalnych dni tego lata; również sobotni wieczór jest ciepły, bezwietrzny, a niebo nieskalane chmurami. Pogoda doskonale odpowiada wytycznym scenariusza, wydatnie przyczyniając się do tworzenia pozytywnej atmosfery, jaka roztacza się nad brzegiem Odry.

- Najpierw wchodzą pasażerowie Nereidy, później Driady i na końcu Wiktorii. Bardzo prosimy o zachowanie kolejności, żeby wszystko poszło możliwie sprawnie – organizatorzy zaraz na wstępie próbują zapanować nad ruchem pasażerów, co jest o tyle skomplikowane, że na najdalszą Nereidę można dostać się jedynie przechodząc przez pozostałe statki. Hamują tym samym dziki szturm, jaki niechybnie miałby miejsce, gdyby nie czujność i stanowczość załogi.

Mniej więcej pół godziny później wszystko jest gotowe. Pasażerowie znajdują się na swoich miejscach, w międzyczasie zdążyli się zainstalować dziennikarze. Dwie minuty po dwudziestej pierwszej uczestników wita Beata Maciejewska, w cywilu – dziennikarka „Gazety Wyborczej”, miłośniczka i znawczyni historii Wrocławia, autorka licznych książek poświęconych dziejom miasta. Aktywnie współpracuje z Teatrem Lalek, pomagając w realizowaniu linii prospołecznej i proedukacyjnej, jaką wyznacza dyrektor Skolmowski. Ci, którzy wcześniej mieli przyjemność uczestniczenia w Spacerowniku z Bajkobusem, zdążyli się już przekonać na własne uszy o talencie narracyjnym Beaty Maciejewskiej, podbudowanym żarliwą pasją i subtelnym poczuciem humoru. Reszta dopiero miała go poznać.

We Wrocławiu zapanowała atramentowa noc. Odbijamy od brzegu, po czym wyruszamy w  rejs po Odrze i historii. Przewodniczka rozpoczyna opowieść o mieście od samego początku, czyli od wspomnienia mitycznego Viadrusa - bóstwa opiekującego się tą rzeką. Równie legendarne rysy mają dzieje zakonnika Czesława, broniącego Ostrowa Tumskiego przed Tatrami, którzy spadli jak szarańcza w 1241 roku. Słowa Beaty Maciejewskiej wspierają cytaty z zachowanych źródeł historycznych, odczytywane w stosownych momentach odczytuje przez Marka Koziarczyka, na co dzień aktora w Teatrze Lalek.

Nad katedrą pojawia się kula ognista wystrzelona z nadbrzeża przy ulicy świętego Józefa. To pierwszy z przygotowanych efektów wizualnych, mających uświetnić wycieczkę po Odrze. Chwilę później na ścianie Biblioteki zaczyna swoje harce duch szewca Alberta, którego szczątki odnaleziono w trakcie prac ziemnych. Wieść gminna głosi, że był to lokalny wampir – jego ciało nie uległo rozkładowi, dopóki przerażeni mieszkańcy Wrocławia go nie spacyfikowali według wszelkich prawideł poskramiania intruzów nie z tego świata. Jednak miejsce musi być przeklęte do tej pory, o czym świadczą problemy z inwestycjami na tym terenie.

Zostawmy średniowieczne mordy i gusła. Uwaga pasażerów koncentruje się na oświetlonym płonącymi pochodniami Wzgórzu Polskim, obsadzonym przez wojska napoleońskie, które właśnie przygotowują się do oblężenia miasta. Ziemia zaczyna trząść się od wybuchów – to członkowie bractwa kurkowego oddają salwy z muszkietów oraz armat. W XVIII i XIX stuleciu przez Wrocław przetoczyły się bowiem wojska prawie wszystkich europejskich krajów; stacjonowali w nim żołnierze wielu narodowości: polskiej, pruskiej, austriackiej, węgierskiej, czeskiej, rosyjskiej…

Coś się dzieje na Moście Grunwaldzkim. Oto do miasta triumfalnie wkracza cesarz Wilhelm II, otoczony nimbem sławy i potęgi. Jest entuzjastycznie witany przez ludność miasta, która czeka na niego z kwiatami. Scena epatuje realizmem, ponieważ mieszkańcy okolicznych domów specjalnie na potrzeby rejsu przebrali się w stroje z epoki, przedzierzgając się w autentycznych wrocławian sprzed stu lat. W roli Wilhelma II: Krzysztof Naskręt.

Przenosimy się w czasy drugiej wojny światowej. Urząd Wojewódzki ponownie "zdobi" flaga III Rzeszy, a na Wrocław pada cień swastyki.  Wrocław? Nie, to Festung Breslau, miasto-twierdza hitlerowców i bastion, który padnie jako jeden z ostatnich. Zrzucenie flagi zamyka jeden z najbardziej mrocznych rozdziałów w dziejach tej ziemi.

Kiedy tak płyniemy po Odrze i oglądamy kolejne rekonstrukcje prawdziwych zdarzeń, człowiek uświadamia sobie, ile tajemnic potrafi skrywać to miasto, wydawałoby się świetnie znane, oswojone. Tymczasem na krótką chwilę odsuwa się gnostycka zasłona i można spojrzeć w twarz jednemu z wielu bogów – Historii. Jest w tym coś wzniosłego, a jednocześnie nieuchwytnego i wymykającego się racjonalnemu osądowi, na granicy mistyki i zakurzonego romantyzmu w pojmowaniu rzeczywistości.

W romantyczną koncepcję harmonijnie wpisuje się koncert na wodzie. Przy fortepianach spotykają się  Fryderyk Chopin, Ignacy Paderewski oraz Wanda Landowska (Kamil Grabowski, Tomasz Kaczamrek, Natalia Lentas). Abstrakcja? Być może. Jednak tam, gdzie zaczyna się teatr, reguły prawdopodobieństwa ulegają zawieszeniu, a bezlitosny czas przestaje istnieć.
Muzycy zaczynają grać 3 część koncertu e-moll, skomponowanego przez pianistę z Żelazowej Woli. Wśród absolutnej ciszy rozbrzmiewają przejmujące dźwięki fortepianu.

Ale to nie wszystko. Wkrótce przy jednym z instrumentów zasiada Tadeusz Domanowski, który wykonuje najbardziej znane utwory Chopina: etiudę c-moll op 10 nr 12 „Rewolucyjną” oraz poloneza As-dur op 53 „Heroicznego”. To jedna z takich chwil, kiedy muzyka potrafi poruszyć najbardziej czułe, wrażliwe struny w człowieku, sącząc w duszę niepostrzeżenie patos, ekspresję i oczyszczenie. Tak właśnie prawdziwe piękno opiera się wszelkim destrukcyjnym wpływom, zachwycając jednakowo ludzi w każdej epoce.

Wyjście na brzeg przypomina obudzenie się ze snu. Z niedowierzaniem wpatruję się w tarczę zegarka – niemożliwe, aby minęło już półtorej godziny. W moim subiektywnym odczuciu nie upłynął więcej niż kwadrans, jednak wskazówki są nieubłagane. I tylko żałuję, że nikt nie zawołał za doktorem Faustem: „Trwaj, chwilo! Jesteś piękna!”.

Było to imponujące pod względem rozmachu, interesujące pod względem edukacyjnym i lekkie w formie widowisko na wodzie. To połączenie zabawy, historycznej i anegdotycznej wiedzy o Wrocławiu z atrakcyjnością formy na jaką składają się noc, statek, opowieść, muzyka i Odra. To także magiczna i tajemnicza Beata Maciejewska z pasją opowiadająca historię miasta, muzycy, którzy swoją grą potrafili wzruszyć zachwyconych uczestników rejsu zgromadzonych nie tylko na statkach, ale także na obu brzegach Odry.

Roberto Skolmowski autor pomysłu, reżyser i realizator tego spektaklu  w niecodzienny i niezwykły sposób pokazał piękno stolicy Dolnego Śląska. Projekt "Nocny rejs po Odrze", to jego znaczący wkład w drodze do zdobycia tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, do którego po tym wydarzeniu Wrocławiowi jest teraz znacznie bliżej.

Monika Wycykał
Dziennik Teatralny Katowice
26 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia