Impreza u Wolanda
"Mistrz i Małgorzata" - reż. Paweł Passini - Teatr Ludowy w KrakowieSzatan i jego świta przybywają do Moskwy, by sprawdzić stan jej mieszkańców i zorganizować przyjęcie, którego królową ma być tytułowa Małgorzata. Tak, w ogromnym skrócie, można podsumować wielowątkową powieść Michaiła Bułhakowa – „Mistrz i Małgorzata".
W spektaklu Pawła Passiniego Moskwa zmienia się w Nową Hutę, impreza u Wolanda przyjmuje miano orgii, Małgorzata staje się owładniętą żądzą wiedźmą, a diabelska świta - gronem odrażających obłąkańców. Natomiast Teatr Rozmaitości zmienia nazwę na Teatr Ludowy.
Porwać się na rozległą powieść Bułhakowa to porwać się z motyką na (w tym wypadku) księżyc. Mnogość metafor i niedopowiedzeń, magicznych kreacji i rozważań filozoficznych została ukryta w wątkach: społecznym, fantastycznym i miłosnym, co daje ogromne pole do popisu w kwestiach adaptacji. Twórcy o tym wiedzieli, więc umieścili na scenie – a raczej w przestrzeni teatru, bo akcja utworu toczy się w całej sali teatralnej – obok bohaterów, samego autora. Wyniesiony na wyżyny Bułhakow (Paweł Janyst), snuje rozważania wraz z adaptatorem swojego utworu – Arturem Pałygą (Jan Nosal): czym jest pisarstwo, po co pisać, dla kogo? Jak dziś pokazać na scenie taki utwór jak „Mistrz i Małgorzata"?
Zmarznięty i łaknący owoców swojej pracy Bułhakow, szybko zrzuca, dające mu ciepło futro na rzecz białej marynarki i ukazuje swoje alter ego, którym jest Woland. Szatan posuwistym krokiem przemierza scenę w kreacji, przenoszącej nas do czasów PRL, ale pochodzącej z najwyższej pewexowej półki. Za nim podąża jego świta – wyzbyta indywidualności, zaczepiająca widownię, łaknąca uwagi: Hella (Weronika Kowalska) – stylizowana na punkową gwiazdkę, Korowiow (Iwona Sitkowska) – rzucający się po ścianach w zbyt dużych spodniach i skórzanych pasach, wziętych niczym z filmu erotycznego, Azzazello (Jakub Mieszała) – w kilkunastu centymetrowych szpilkach, niczym drag queen. Po przeczytaniu prozy rosyjskiego pisarza, ma się ogromną sympatię do kompanii diabła, która sprawia wrażenie zabawnej i elokwentnej. Jednak, to właśnie ona na scenie krakowskiego teatru organizuje suto zakrapiane bachanalia. Już jedna z pierwszych scen spektaklu – uniesienie miłosne Mistrza i Małgorzaty – zmienia się w erotyczną ekstazę.
Przerywnikiem tej niepohamowanej swawoli są sceny z części jerozolimskiej. Spotkanie Poncjusza Piłata z Jeszuą ma być tłem do toczących się w Moskwie-Nowej Hucie wydarzeń. Odległe w czasie i przestrzeni miejsca splata bezpośrednio moment śmierci Jeszui – scena ukrzyżowania, która niespodziewanie zmienia się w dansing ze świtą diabła. Jej szaleństwo przenosi się na Mateusza Lewiego, którego odczytywany apokryf, niebędący słowami z powieści Bułhakowa, przeradza się w niepohamowaną przemowę na miarę diabelskiej asysty.
Utwór Bułhakowa to powieść w powieści. Tu mogła stać się teatrem w teatrze. Sceny toczące się w Teatrze Rozmaitości to frajda dla ducha. Harce i igraszki demonów na estradzie moskiewskiego teatru, zostały w Krakowie sprowadzone do pytań o wiarę. Nieśmiało reagująca publiczność nie podjęła dyskusji, a kompania Wolanda zaczęła przytaczać statystyki na temat religijności w Polsce. Może miało to zachęcać do przemyśleń, podjęcia refleksji na temat własnego życia lub odpowiedzi na pytanie: w co naprawdę wierzę? Jednak, moskiewskie, teatralne figle-migle zamieniły się tutaj w egzystencjalne rozważania na temat wiary i człowieczeństwa.
Miłość Mistrza i Małgorzaty u Passiniego nie jest tak patetyczna i trwała jak u Bułhakowa. Oczywiście, kobieta równie mocno pragnie zobaczyć swojego ukochanego, jednak nie wsiada na miotłę po natarciu życiodajną maścią, ale umazana płynem w kolorze krwi, przemierza podest umiejscowiony między widzami, wydając przy tym gorączkowe dźwięki i wykonując kompulsywne ruchy. Owładnięta dziką ekstazą staje się agresywna i prymitywna.
Pozorny brak ładu i składu oraz miszmasz wątków sprawiają, że czytając prozę Bułhakowa wydaje nam się, że wiemy wszystko, a tak naprawdę nie wiemy nic. Podobnie jest u Passiniego – gdy na scenę wchodzi Śledczy (Krzysztof Górecki), dowiadujemy się, że to co zobaczyliśmy przed chwilą, nie działo się naprawdę. Bułhakow nieco uderza swoją powieścią w literatów, ta adaptacja uderza w człowieka. Podważa jego wiarę i nazywa tchórzem. Odwrócone role, które rosyjski pisarz stworzył: złe społeczeństwo kontra serdeczna diabelska świta, zostają zatracone na rzecz, no właśnie – samego zła?
Stawiane na koniec pytania: o uchodźców, ekologię, ocieplenie klimatu, feminizm... Czy to wszystko ma sugerować, że świat jest tak bezwzględnie i jednoznacznie zły?