In vino veritas

"Dziękuję tatusiu" - reż. Fred Apke - Teatr Druga Strefa

Z plakatu popatruje nieśmiało, a zarazem przenikliwie brzdąc o wątpliwej urodzie: ryżawy, pyzaty wielkouch. Podpis głosi Dziękuję, tatusiu. Taki afisz może zapowiadać wszystko - od mrocznego dramatu rodzinnego po tryskającą nieskrępowanym dowcipem komedię

Spektakl w reżyserii Freda Apke określiłabym jako półfarsę, półobyczaj, słodko-gorzki pendant do wielkich dzieł kultury wspominania. Drobiazgi ożywiają miniony czas jak proustowska magdalenka, a osiemdziesiąte urodziny ojca stają się pretekstem do snucia opowieści, przeplatanej zabawnymi dywagacjami sagi rodzinnej z przymrużeniem oka.

Każdy z widzów, z kieliszkiem wina w dłoni, bierze udział w spektaklu: to wznosząc toast za zdrowie tatusia i śpiewając na jego cześć Sto lat, to przepijając do głównego bohatera, to przysłuchując się snutym przezeń barwnym historiom rodzinnym. Dziękuję, tatusiu jest monodramem – widzowie nie mają okazji poznać bohaterów owych opowieści inaczej niż w toku narracji. To sztuka „gadana”, teatr jednego aktora – i Sylwester Biraga opanowuje spektakl we wszystkich jego wymiarach. Chociaż wcale się na to nie zanosi. Przemowa z okazji osiemdziesiątych urodzin ojca, które „przypadkiem wypadły akurat w czterdzieste piąte” narratora, początkowo jest nader oficjalna, pełna drobnych towarzyskich faux pas, nacechowana nieśmiałością i skrępowaniem. W miarę upływu nie tyle nawet czasu, co wina, narratorowi rozwiązuje się język. Rację mieli starożytni, powiadając, że in vino veritas – monolog nabiera szaleńczego tempa, gdy rozgorączkowany mówca biega wokół stołu, co chwilę ujawniając pikantne szczegóły z przeszłości rodziny. Urodziny ojca, właściwe święto, błyskawicznie schodzą na drugi plan. Biraga gra znakomicie, z pozycji defensywnej przechodząc do ataku: spocony, stremowany fotograf-amator porzuca nerwowe próby doprowadzenia do końca swojej uroczystej mowy. Zamiast tego oddaje się wspomnieniom. Ta swoista podróż sentymentalna ma swoje przystanki w postaci starych fotografii. Zdjęcia opowiadają swoje historie, uzupełniane przez bohatera osobistym komentarzem, z każdym kolejnym kieliszkiem wina coraz bardziej zjadliwym. Drobne potknięcia towarzyskie przybierają rozmiar ogromnych gaf, a pamięć usłużnie przywołuje skandale i skandaliki z udziałem krewnych i znajomych.

Tryb literackiego czy dramatycznego wspominania grozi łatwym osunięciem się w czułostkowość i nadmierny sentymentalizm. Nic dziwnego – złoty wiek zawsze wydaje się nam czasem bezpowrotnie utraconym. Z drugiej strony czyha niebezpieczeństwo patosu, gdy zamiast idealizowania – demonizuje się przeszłość. Dziękuję, tatusiu broni się przed wzruszeniami rzewną sielanką, okraszając wspominki dużą dozą ironii i humoru na różnym poziomie – od gier słownych po niskie żarty, czerpiące głównie ze sfery seksualnej. Spektakl nie popada również w drugą skrajność, gorzkie uwagi pod adresem rodziny tracą na patetycznej sile wyrazu przez swój nieodparty komizm. Szkoda tylko, że efekt lekkiego przymrużenia oka spektakl traci przez ostatnią odsłonę, powtórny pokaz slajdów przy wtórze nastrojowej muzyki. Prostemu sentymentalizmowi nie udaje się jednak wziąć góry nad złośliwą, zabawną wymową całości.

Katarzyna Orlińska
Teatrakcje
11 lipca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...