Indie w krzywym zwierciadle

"Wszystkie rodzaje śmierci" - Łaźnia Nowa w Krakowie - reż: P. Passini

Indie uznawane są przez Europejczyków niemal za miejsce święte, w którym można przeżyć oczyszczenie i rozsmakować się w tajemnicy. Kultura wschodu inspiruje, a w ostatnim czasie stała się wręcz "trendy". W podróż do Indii udał się także Paweł Passini, a wraz z swoimi aktorami chciał zabrać i widzów. Reżyser starał się jak mógł, żeby oddać klimat tego magicznego miejsca, jednak nie zawsze podróże przynoszą oczekiwany efekt. Tym razem wolałam odłączyć się od tej wycieczki.

Od samego początku wiemy, co będzie się działo dalej. Passini opowiada nam swoją historię o niezwykłym spotkaniu, które miało miejsce w Indiach. Reżyser nie dopatruje się w nim przypadku, ale wręcz znaku z niebios i niemalże na siłę chce w nas wywołać ten stan, który on przeżył. Na ścianach pojawiają się slajdy z widoczkami, całe pomieszczenie starego kina „Światowid” wypełnia orientalna muzyka tworzona „na żywo”. Czekamy tylko, aż zza kulis wyjdzie Święta Krowa i rozpocznie spektakl. Ale na szczęście to zostało nam oszczędzone, a w zamian mamy odrobinę kiczu, czyli sztuczny śnieg rozsypany dookoła. 

Passini prezentuje nam historię lekarza transplantologa, który zwątpił w sens swojej pracy oraz życia i za namową swojego przyjaciela udał się do Indii. Prezentowane są nam sceny poważne, trudne i wymagające od widza dużego skupienia (np. scena operacji), a także wesołe, ale momentami do tego stopnia kiczowate, że stają się żenujące (np. „znikanie” bohaterów). Po jakimś czasie od rozpoczęcia spektaklu zaczęłam się zastanawiać, jaki jest cel w bombardowaniu nas wielością takich mieszanych scen. Gdzieś w tym wszystkim zgubił się główny sens przedstawienia. Ale reżyser zadbał o to, aby pod koniec podać nam go na tacy pod sam nos. Wszystko zostaje dokładnie podsumowane i zakończone, nie ma tu miejsca na własne przemyślenia. Po każdej podróży dobrze jest samemu wszystko ułożyć sobie w głowie, ponieważ wówczas wrażenia zostają nam na dłużej w pamięci. Tutaj ta szansa została nam odebrana. Szkoda.

Sam spektakl, choć prosty w swym odbiorze, ogląda się bardzo dobrze pod względem plastyczno-muzycznym. Doskonale dobrana muzyka idealnie współgra z aktorami i z tym, co się dzieje na scenie. Dodatkowym atutem jest scenografia, która może momentami jest przesadzona i przesłodzona, ale barwy dobrane są w sposób harmonijny i przyjemy w odbiorze. Warto jeszcze zwrócić uwagę na taniec, niczym z bollywoodzkich filmów. Ruchy aktorów są dopracowane i staranne, jakby chcieli pokazać zupełnie inne Indie niż te, które oglądamy przez dłuższy czas. Jak już wspomniałam, jest to miłe dla oka, to jednak bardziej filmowe i sztuczne niż właściwe dla oddania sensu poszukiwania swojej drogi w życiu. 

Podróż to średnio udana. Indie oddaliły się bardzo od obrazu, który mamy w głowach. Choć cała otoczka była dopracowana w najmniejszych szczegółach, merytorycznie utonęliśmy w banale z domieszką kiczu. Powrót do rzeczywistości, tym razem mniej boli niż zwykle.

Jagoda Tendera
Dziennik Teatralny Kraków
26 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia