Inkluzywne Schwärmerei
,,Empuzjon" - reż. Robert Talarczyk - Teatr Studio w Warszawie - 21.05.2023Spektakl zorganizowany jako kolejna kolaboracja Teatru Śląskiego w Katowicach i Teatru Studio w Warszawie (tym razem również wraz z Instytutem im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu). Będący sceniczną adaptacją najświeższej powieści naszej polskiej noblistki - Olgi Tokarczuk. Grany na osi Katowice - Warszawa - Wrocław (związany z autorką tekstu). Również zespół aktorski jest podzielony pomiędzy tymi miastami.
Sama pisarka określa swoje dzieło jako horror przyrodoleczniczy. I na tym aspekcie powieści twórcy teatralni zdali się skupić. Przedstawienie jest pod względem wizualnym teatralną wersją ,,Sanatorium pod Klepsydrą". Mamy do czynienia z pewnym uzdrowiskiem wśród dziewiczej przyrody, na Dolnym Śląsku. Kuracjusze (sami mężczyźni) leczą się na dolegliwości płucne (najczęściej gruźlicę), pozostając oderwanym od rzeczywistości. Miejsce odizolowane od świata zawsze będzie dobrą scenerią do rozegrania się pewnej makabry.
Czas upływa kuracjuszom na dysputach przy kieliszeczku Schwärmerei (z niem. marzenie). Jako mężczyźni, którzy odebrali staranne wykształcenie, mogą dyskutować o filozofii, sztuce, literaturze antycznej. Male supremacy w pełnej krasie. Spektakl jest pełen autoironii Tokarczuk (parafrazując jedną ze scenicznych wypowiedzi: nawet jak kobieta już coś napisze, to nikt tego nie czyta, a już pewnością nie my, mężczyźni). Przekonani o swojej bezbłędności, wyższości i geniuszu, sceniczni alpha male za nic mają kobiety (niezdolne do niczego, co nie byłoby usługiwaniem mężczyznom).
Taka wizja świata ma legnąć w gruzach za sprawą tytułowego empuzjonu. Empuzy to nazwane tak przez Arystofanesa w ,,Żabach" czarownice. Zatem empuzjon będzie miejscem zamieszkania czy gromadzenia się czarownic. Alpha males przez swoją głupotę i naiwność mają pozostać tylko skamielinami, artefaktami po starym systemie. Władzę nad światem mają w końcu przejąć kobiety. Gatunek męski dąży do samozagłady. Zbliża się I wojna światowa, więc większość mężczyzn wymrze. Oczywiście wizję auto-unicestwienia możemy czytać szerzej, nie tylko poprzez kontekst wojenny.
Widz bez lektury książki może się nieco w spektaklu pogubić. Jednak mnogość surrealistycznych informacji, niedopowiedzeń z pewnością wytwarza atmosferę grozy spowitej płaszczem tajemniczości. Scenografia zaprojektowana przez Katarzynę Borkowską, która również była odpowiedzialna za dodającą mroku grę świateł, zdecydowanie wprowadza nas w rzeczony ,,horror przyrodoleczniczy". Czujemy tajemnicę, grozę, pewien surrealizm połączony z otoczeniem natury. Jedwabne piżamy i szlafroki, zielony trunek w kryształowej butli, wysublimowane danie z rybich pasożytów, opary wydobywające się ze skał porośniętych mchem. Jednak to wszystko w połączeniu z biało trupimi twarzami, momentem przyjazdu Wojnicza z walizką, wytwarza uczucie déjà vu. To wszystko było już u Hasa.
Talarczyk w kategorii sukcesu spektaklu traktowałby fakt, iż naprawdę dojrzymy kobietę w aktorze-mężczyźnie. Sam spektakl był próbą uchwycenia specyfiki ruchu, zachowania uważanego za żeńskie i próba odegrania go przez ciało męskie. Uważam, że z założenia reżyser nie chciał nikogo skrzywdzić. Miała to być raczej pieśń pochwalna dla kobiet. Z jednej strony doceniam męską wypowiedź we współczesnej dyskusji na temat kondycji kobiety i mężczyzny w społeczeństwie. Z pewnością obecnie dyskutowanym tematem jest zachwianie pozycji samca alpha i kryzys męskości. Jednak mam wrażenie, że przynajmniej w niektórych kręgach dyskusja poszła już o krok dalej. Pozostawiliśmy za sobą temat alpha male i ,,Red Pill", aby móc przyjrzeć się rzeczywistości kreującej się na inkluzywną. W czasach gender-fluidity i używania języka inkluzywnego, nieco skamieniały wydaje się binarny podział. Teatr, który powinien iść z duchem czasu pokazał tutaj swoje opóźnienie w obserwacji rzeczywistości.
Główna postać to Wojnicz - młodzieniec, wraz z którym wkraczamy do uzdrowiska. Już na samym początku, zwraca się uwagę na jego androgyniczną urodę. Jego fizyczność sytuuje się pomiędzy dwoma biegunami binarnego świata. Jest to bohater, który również pozostaje pomiędzy w charakterystyce swej postaci. Sytuuje się pomiędzy światem zdrowych a śmiertelnie chorymi pensjonariuszami. Jest pomiędzy ,,normalnym" życiem a wyrokiem na śmierć. Finalnie dowiadujemy się, że również jego cechy biologiczne sytuują się w sferze rzeczonego ,,pomiędzy". Jednak postać Wojnicza i jego niejednoznaczna przynależność do prostego podziału na świat męski żeński jest jedynym elementem wybrzmiewającym z desek teatru w tym tonie. Reszta to wydźwięk oparty na stereotypach, na tym, co męskie, a co żeńskie. Na czarno-białym, binarnym świecie.
Spektakl, który miał autoironicznie traktować o męskości w podejściu stereotypowym i w efekcie wynieść na piedestał kobietę (tak nie dostrzeganą, wiecznie na usługach mężczyznom), sprowadził rzeczywistość do bardzo czarno-białej palety barw. Jest kobieta - służąca, w cieniu, ale niedługo przejmie kontrolę nad światem i jest mężczyzna - przemądrzały, snobistyczny, egocentryk, okaz dinozaura, który niedługo wyginie. Nie ma w tej wizji miejsca na pewne niuanse, na zauważenie, że nasze cechy charakteru nie muszą być określane jako żeńskie i męskie. Nie ma w tej wizji również miejsca dla osób, które nie identyfikują się w sposób jednoznaczny ze sztywnym, binarnym podziałem. Mimo, że postać grana przez Wojnicza zostaje skwitowana zdaniem, iż każdy może wybrać, kim chce być, kim się czuje, to spektakl napakowany podziałem na świat ,,męski" i ,,żeński" odziera nas z nadziei na niebinarną, inkluzywną rzeczywistość.
Z pewnością, spektakl pozostawia widza z własną interpretacją. Jednak wedle mojej, twórcom nie udało się sprawić, aby wybrzmiała inkluzywna wizja świata.