"Interpretacje" po zmianach

11 . Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje

Z powrotem Jacka Sieradzkiego na stanowisko dyrektora artystycznego "Interpretacji" wielu teatromanów wiązało wielkie nadzieje. Spodziewano się odświeżenia wizerunku festiwalu, a nade wszystko tego, iż zakwalifikowane do udziału w konkursie spektakle w istocie określić będzie można jako ważne i interesujące zdarzenia teatralne.

Rozczarowanie, jakie w tej kwestii przyniosły dwie poprzednie edycje katowickiego przeglądu, spowodowało gorączkowe wyczekiwanie tegorocznego programu. Na ten zaś niestety wyjątkowo długo trzeba było czekać – pełny wykaz zarówno konkursowych, jak i mistrzowskich spektakli ogłoszony został niespełna dwa tygodnie przed rozpoczęciem festiwalu, co w przypadku ogólnopolskich imprez kulturalnych nienajlepiej świadczy o ich organizatorach. Za wielki plus uznać natomiast należy to, iż wszystkie konkursowe spektakle zagrane zostały w tym roku dwa razy, co znacznie powiększyło grono festiwalowych widzów. 

Pozostawiając na boku sprawy organizacyjne przejść wypada do omówienia artystycznej zawartości tegorocznych „Interpretacji”. Pierwsze z wspomnianych wyżej oczekiwań nałożonych na XI edycję przeglądu bez wątpienia zostało spełnione. Większość spektakli wybranych przez komisyjne grono to realizacje reżyserów najmłodszego pokolenia, których sceniczny staż nie przekracza kilku lat. Świeżości tych przedstawień należy jednak doszukiwać się przede wszystkim na polu formalnych zabiegów inscenizacyjnych, w mniejszym stopniu widoczna jest ona na poziomie interpretacji tekstu dramatycznego. Odnosi się wrażenie, iż festiwalowa komisja tak bardzo postawiła w tym roku na „odmłodzenie” wizerunku katowickiego przeglądu, że w tym wszystkim zapomniała o swym głównym zadaniu, jakim jest wybór najciekawszych i najlepiej wyreżyserowanych spektakli minionego sezonu. Wśród konkursowych realizacji niewiele bowiem znalazło się takich, które w wyraźny sposób zaznaczyły swą obecność na teatralnej mapie Polski. Choć kilka z nich uznać można za ważny głos w dyskusji na temat sztuki inscenizacyjnej w naszym kraju, to jednak tegoroczne „Interpretacje” nie oddają w pełni obrazu współczesnej polskiej reżyserii, słabo też nakreślają główne jej kierunki.

Zwycięstwo Jana Klaty i jego „Sprawy Dantona” nie było dla nikogo zaskoczeniem, a to dlatego, iż w festiwalowym programie zabrakło równego mu konkurenta. Spektakl zachwycił niezwykłą dynamiką akcji, zręcznie poprowadzonym zespołem aktorskim, a przede wszystkim spójnością scenicznej wizji dramatu. Z dość trudnego i miejscami „przegadanego” utworu Stanisławy Przybyszewskiej uczynił reżyser dzieło niezwykle ekspresyjne, będące w stanie mocno zaangażować współczesnego widza. Efekt ten zapewniła doskonale zaaranżowana przestrzeń sceniczna oraz wpisany w nią zrytmizowany ruch aktorów. Zniechęcać mogło jedynie nachalne wtrącanie muzycznych i wizualnych cytatów zaczerpniętych z popkultury, jednakże te nie od dziś stanowią znak rozpoznawczy przedstawień Klaty. „Sprawę Dantona” za najlepszy spektakl XI edycji festiwalu uznało aż czworo spośród pięciorga jurorów, co zdecydowało o wręczeniu reżyserowi nagrody głównej w postaci słynnego Lauru Konrada. To jednak nie koniec wyróżnień, jakie spadły na „rewolucyjną” inscenizację – swą nagrodę Klacie przyznała także publiczność i dziennikarze.

Atmosfery tegorocznych „Interpretacji” nie można w żadnym wypadku nazwać gorącą. Nie odnotowano żadnych niespodzianek, żadnych zaciętych walk o jurorskie sakiewki, ani też burzliwych dyskusji po spektaklach. Jedynym przedstawieniem, które poza „Sprawą Dantona” docenione zostało przez festiwalowe jury, okazał się „Kupiec Wenecki” Gabriela Gietzky’ego. Reżyser za swą interpretację dramatu Szekspira otrzymał jedną sakiewkę wartą 10 tys. zł oraz „Zaproszenie od Stanisława” (nagrodę współorganizatora festiwalu – Teatru Śląskiego). Wrocławskiemu spektaklowi Gietzky’ego nie można zarzucić nieprzemyślanej koncepcji scenicznej czy też braku warsztatowej sprawności, jednakże trudno dostrzec w nim cokolwiek innego poza poprawnym, pozbawionym wszelkich interpretacyjnych pęknięć, odczytaniem utworu Szekspira. Swą osobowość oraz reżyserską indywidualność Gietzky schował zupełnie za tekstem dramatu, konstruując sceniczny świat przedstawiony jako wierne odwzorowanie jego treści.

Spośród pozostałej czwórki konkursowych spektakli wyróżnić należy „Odpoczywnie” Pawła Passiniego, zagrane w studiu TVP Katowice. Przedstawienie to, ze względu na swą eksperymentalną formę, a także kameralny i intymny charakter, dalece odbiega od innych festiwalowych propozycji. Poetycka opowieść Passiniego doskonale wpisała się w przestrzeń telewizyjnego studia, które na niespełna dwie godziny zamieniła w nieokreśloną, oniryczną sferę wspomnień i niespełnionych dziecięcych marzeń, w której głosy umarłych prowadzą dialog z żywymi. „Odpoczywanie” nie jest spektaklem łatwym, jego multimedialna forma wymaga bowiem od widza zmiany sposobu percepcji. Skomponowane z rozmaitych tworzyw przedstawienie Passiniego sytuuje się gdzieś na pograniczu teatru, poezji, muzyki i internetowych eksperymentów. Wywiedzione z Gardzienic praktyki teatralne, koncentrujące się na wyrażaniu poprzez ruch, gest i śpiew aktora zestawia reżyser z współczesnymi sposobami komunikacji międzyludzkiej, na czele których stawia Internet. Co najważniejsze – stworzony w ten sposób przekaz sceniczny zyskuje tu ogromną siłę wyrazu.

Siły tej zabrakło w opartym na powieści Marka Hłaski spektaklu Wiktora Rubina. „Drugie zabicie psa” w wykonaniu aktorów Teatru Polskiego w Bydgoszczy rozmywa się już w samym punkcie wyjścia, a następnie aż do finału podejmuje rozpaczliwe próby przykucia uwagi widza. Czyni to za pomocą utartych chwytów teatralnych, które wrażenie robią niestety jedynie na mniej wyrobionej publiczności. Oczywiście nie ma nic złego w zabawnych zwrotach wysyłanych w kierunku widowni, w ostentacyjnym wręcz cytowaniu i ośmieszaniu rozpoznawalnych znaków popkultury, o ile tylko celem ich jest coś więcej niż wywołanie śmiechu w kilku rzędach. Większych emocji nie wzbudziło też zeszłoroczne przedsięwzięcie najbardziej charakterystycznego polskiego duetu teatralnego ostatnich czasów – tandemu Strzępka-Demirski. „Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty” pomyślane jako ostra krytyka współczesnej gospodarki wolnorynkowej nie są już tak świeże i obrazoburcze jak pierwsze projekty duetu. Groteskowo-kabaretowa konwencja, jaką obierają za każdym razem Strzępka i Demirski wydaje się stopniowo ograniczać ich możliwości twórcze.

Pomysł wprowadzenia do konkursowego programu „Interpretacji” śląskiego spektaklu, wybieranego na prawach innych niż pozostałe festiwalowe propozycje, ma swoje plusy i minusy. Do pierwszych należy z pewnością szansa na oficjalne zaprezentowanie się Śląska w konkursie reżyserskim o randze ogólnopolskiej, w którym do tej pory nie brał udziału. Minusem zaś jest to, iż sposób wyboru spektaklu (o jego włączeniu do konkursu decydują śląscy krytycy teatralni, a nie festiwalowa komisja) każe traktować go raczej jako wywalczony „dodatek” do programu niż pełnoprawnego uczestnika festiwalu. Tak też było z zaprezentowanym podczas tegorocznej edycji „Zdobyciem bieguna południowego” – wyreżyserowanym przez Grzegorza Kempinsky’ego spektaklem Teatru Śląskiego. Od samego początku z pewnym dystansem i przymrużeniem oka podchodzono do tego przedstawienia, nisko oceniając jego szansę na zdobycie wyróżnienia. Sama chęć konfrontacji śląskich przedstawień ze sceną ogólnopolską jest jak najbardziej na miejscu, pytanie tylko czy region rzeczywiście jest już na nią gotowy.

Podsumowując XI edycję „Interpretacji”, rzec można, iż to, co stać się miało jej najmocniejszą stroną, a zatem udział w przeglądzie reżyserów najmłodszego pokolenia, wywołało raczej obojętne emocje. Zawiodły także zaproszone spektakle mistrzowskie. „Rozmowy poufne” ubiegłorocznej zdobywczyni Lauru Konrada, Iwony Kempy – przez krytykę uznane za najbardziej dojrzałe przedstawienie reżyserki – okazały się po prostu klasycznym, realistycznym w formie i treści teatrem psychologicznym, z pełną egzaltacji i pretensjonalności grą aktorską. Rozczarował także Cieplak swą inscenizacją sztuki Eugène Ionesco „Król umiera, czyli ceremonie”. Przedstawienie sprawiało wrażenie niedopracowanego – w odbiorze przeszkadzała nieustanna zmiana tonów (groteska miesza się tu z nachalnym symbolizmem, którego apogeum staje się „metafizyczny” finał), a także fragmentaryczność, będąca wynikiem przydługich scen baletowych, przerywających właściwą akcję dramatu.

Tegoroczny przegląd zamiast niezapomnianych teatralnych wrażeń pozostawił uczucie niedosytu i reżyserskiej posuchy, której notabene nie odczuwamy obecnie na polskich scenach. Pozostaje jedynie żywić nadzieję, iż w przyszłym roku katowicki festiwal wzbudzi więcej burzliwych emocji i ożywionych dyskusji.

Magdalena Figzał
artPapier 1 kwietnia 7 (127) / 2009
3 kwietnia 2009
Prasa
artPAPIER

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...